Yaron Brook: imigranci, wybory i polityka zagraniczna
Dr Yaron Brook jest amerykańskim przedsiębiorcą, autorem poczytnych książek o tematyce wolnościowej oraz prezesem Ayn Rand Institute zajmującym się promowaniem filozofii obiektywizmu oraz wolnorynkowego kapitalizmu. Zachęcamy do przeczytania wywiadu przeprowadzonego we Wrocławiu, w listopadzie 2015 roku.
Jan Tyszkiewicz: Co sądzi Pan o obecnej polityce zagranicznej USA, a szczególnie tej dotyczącej Bliskiego Wschodu?
Yaron Brook: Nie sądzę by Ameryka miała obecnie skonkretyzowaną politykę zagraniczną. Uważam, że rząd Obamy to rząd pragmatyczny. Są reakcyjni, nie mają strategii, ani długoterminowych planów – nie ma obecnie polityki zagranicznej. Oczywiście byłem też bardzo krytyczny wobec polityki zagranicznej George’a Busha. Ameryka nie miała spójnych, dobrych i długoterminowych zasad stanowiących o polityce zagranicznej od czasów drugiej wojny światowej, szczególnie jeśli chodzi o Bliski Wschód. Nie ma myślenia długoterminowego, nie ma zasad, nie ma idei. To tragedia.
JT: Co zatem według Pana powinien zrobić rząd USA względem nie tylko Bliskiego Wschodu, ale także, na przykład Europy?
YB: Cóż, celem polityki zagranicznej jest artykułowanie, z perspektywy międzynarodowej, niezaprzeczalnych interesów Stanów Zjednoczonych, a interesem Stanów Zjednoczonych jest ochrona indywidualnych praw Amerykanów. Także względem Europy uważam, że Ameryka powinna zostawić ją w spokoju. Powinna także wycofać się z NATO i odesłać wojska stacjonujące na kontynencie do domu. Nie ma żadnego powodu by Amerykanie mieszali się w konflikt na europejskiej ziemi. Taki konflikt nie zagrażałby Stanom Zjednoczonym. Czy amerykańskie wojsko powinno być wysłane na Ukrainę? Absolutnie nie. Co jeśli Rosja jutro najedzie Estonię? Zgodnie z zasadami NATO Stany Zjednoczone powinny włączyć się do walki. Dla mnie absurdem jest to, by amerykańscy chłopcy umierali za Estończyków. Jeśli Europa chce się bronić przed Rosjanami, to przynajmniej Zachodnia Europa jest dość bogata by zacząć inwestować w swój własny program obronny – czemu moje podatki miałyby iść na obronę Europy? Co do Bliskiego Wschodu sytuacja jest zupełnie inna – tam istnieje realne zagrożenie dla Stanów Zjednoczonych. Jest tam silny ideologiczny ruch, dżihadyści i islamscy fundamentaliści, którzy są oddani zabijaniu Amerykanów i mieszkańców Zachodu. Widzieliśmy to niedawno w Paryżu, widzieliśmy to 11 września w Nowym Jorku oraz w wielu innych miejscach. Zapobieganie takim atakom i ochrona życia Amerykanów jest oczywistym interesem USA. Problem ten nie jest młody i tak naprawdę trwa już od czwartego listopada 1979 roku, gdy pracownicy amerykańskiej ambasady w Teheranie zostali wzięci jako zakładnicy. Od tamtego czasu ten fundamentalistyczny ruch, zarówno od strony sunnickiej jak i szyickiej, znacząco się rozrósł. Moim zdaniem Stany Zjednoczone są w stanie wojny zarówno z fundamentalistami sunnickimi jak i szyickimi. Problem ten musi zostać poprawnie rozpoznany, potrzeba deklaracji wojny aby radykalne reżimy muzułmańskie nie mogły grozić Amerykanom. Dwa kraje, które od zawsze były według mnie wrogami USA to Iran, z którym rząd Obamy zawarł ugodę co do programu nuklearnego, oraz Arabia Saudyjska, która zarówno przez rząd Busha jak i obecnie Obamy jest uznawana za najlepszego sojusznika. Arabia Saudyjska w ten czy inny sposób finansuje niemal cały sunnicki dżihadyzm na świecie. Państwo Islamskie było pierwotnie finansowane przez Saudyjczyków, dziś jest finansowane przez powiązane z nimi państwa, takie jak Katar. Al-Kaida była ostatecznie finansowana przez Arabię Saudyjską. Nawet Boko-Haram w Afryce opiera się na wsparciu otrzymanym od Saudyjczyków. Wszystkie meczety radykalizujące muzułmanów w Afryce są finansowane przez Saudyjczyków. Pomimo tego, że są oni odpowiedzialni za większość muzułmańskiej przemocy na świecie traktujemy ich jako najlepszych przyjaciół. Iran z drugiej strony finansuje ruchy szyickie, które obecnie czynią mniej spustoszenia niż te sunnickie, lecz to jest jedynie kwestią zbiegu okoliczności. Te dwa państwa są wrogami Ameryki i dopóki się z nimi nie rozliczymy, dopóty islamski terroryzm będzie rósł w siłę.
JT: Wspomniał Pan o atakach terrorystycznych, także tym ostatnim w Paryżu. Jak radzić sobie z tego typu agresją, jak najlepiej byłoby się uporać z tym zagrożeniem?
YB: Jedynym sposobem na zaradzenie takim atakom jest złamanie muzułmańskiego ducha walki. Należy udowodnić islamistom, że sprawa, o którą walczą jest beznadziejna – jedyny sposób by do tego doprowadzić, to obalenie radykalnych reżimów w Iranie i Arabii Saudyjskiej. Należy zniszczyć Państwo Islamskie w Syrii i Iraku. Nie uważam, że powinno się tam zostawać, nieść im demokrację, lecz należy jasno pokazać, że Zachód nie będzie siedział cicho. Należy ich zmasakrować i sprawić by ponieśli bardzo wysokie straty. Tamtejsza kultura musi sobie uświadomić, że jeśli dalej będzie dokonywać ataków na Zachód, to zostanie doszczętnie zniszczona. Musi stać się niemożliwym przekonanie młodych ludzi, że radykalny islam może wygrać, że warto się dla niego poświęcać – nie warto. Jeśli dalej będziecie podążać tą ścieżką, to wy i wasze rodziny zginiecie. Tylko tak można ich zatrzymać.
JT: A co z imigracją i obecną sytuacją w Europie?
YB: Mając na uwadze fakt, że jesteśmy w stanie wojny z islamistami oraz, że nie da się odseparować zwykłych, umiarkowanych muzułmanów od radykałów, uważam, że należy uniemożliwić muzułmanom imigrację do Europy. Sądzę, że wojna z islamistami byłaby krótka, możliwe, że trwałaby nawet kilka miesięcy – mamy w końcu najpotężniejszą armię w historii świata, a oni nie mają niczego. Gdy wojna zostałaby już wygrana, a zwycięstwo przypieczętowane, to wtedy można na powrót otworzyć się na imigrację. Jednakże dopóki nie wygra się tej wojny, to nie można pozwolić wrogowi na imigrację do naszych krajów.
JT: Urodził się Pan, wychował i odebrał edukację w Izraelu, był Pan także w izraelskiej armii. Jak Pan ocenia obecną sytuację Izraela? Jest lepiej, czy gorzej?
YB: Pod względem gospodarczym Izrael radzi sobie całkiem dobrze, jest dużo innowacji i przedsiębiorczości, a kraj rozwija się w wielu różnych dziedzinach, jednakże sytuacja z Palestyńczykami jest bardzo zła. Zaledwie wczoraj pięcioro osób zostało zamordowanych, jedni zostali zasztyletowani, kolejni zastrzeleni, to nie do zaakceptowania. Izrael znajduje się dokładnie w takiej samej sytuacji jak Zachód. Palestyńczycy są przekonani, że mogą wygrać. Są nieustannie radykalizowani przez islamistów. Uważają, że Izrael jest w swej istocie słaby, z czym osobiście się zgadzam. Dopóki Izrael będzie postrzegany w ten sposób, dopóty będzie przelewana krew niewinnych, a ataki będą coraz śmielsze i częstsze. Znów, jedynym rozwiązaniem konfliktu z Palestyńczykami jest według mnie złamanie palestyńskiej woli do walki. Należy ponownie wkroczyć do strefy Gazy i na Zachodnie Wybrzeże, zniszczyć zaplecze islamistów i zabić przywódców Hamasu, zarówno politycznych, jak i wojskowych. Hamas to organizacja, której jedynym celem jest zniszczenie Izraela, są oddani anty-cywilizacyjnej islamistycznej sprawie i muszą zostać pokonani. Nie będzie pokoju między Izraelem, a Palestyną dopóki istnieć będzie Hamas.
JT: Powróćmy do Stanów Zjednoczonych. Zbliżają się wybory prezydenckie. Kto według Pana byłby lepszym prezydentem Ameryki? Czy jakikolwiek kandydat byłby w ogóle dobry dla Ameryki?
YB: Nie sądzę, by którykolwiek z kandydatów był wyjątkowo dobry, każdy z nich ma swoje wady. W kwestii polityki zagranicznej i gospodarczej najlepszym kandydatem byłby Ted Cruise. Jednakże jest on także szalenie religijny, co uważam za wielką wadę. Trzeba tu zatem przeciwstawić sobie dobrą politykę zagraniczną i nieco dobrych pomysłów w polityce wewnętrznej oraz religijny fanatyzm. Rubio jest neokonserwatystą, ma tragiczne podejście do polityki zagranicznej i jest taki sobie jeśli chodzi o kwestie wewnętrzne i gospodarcze. Donalda Trumpa uważam za nieporozumienie, nie ma on pojęcia o tym co robi, nie stoją za nim żadne idee, nie rozumie on polityki, a już na pewno nie zagranicznej. Ben Carson jest neurochirurgiem, który nie uznaje teorii ewolucji, już samo to mogłoby zdyskwalifikować każdego. Religia zniszczyła Partię Republikańską, przez nią większość kandydatów jest bezużyteczna.
JT: A co sądzi Pan o poglądzie by nie głosować w ogóle? Poparłby Pan takie zachowanie?
YB: Czasem tak. W 2008 nie głosowałem na nikogo, ponieważ uważałem, że zarówno Obama jak i McCain są tragiczni. Obama okazał się jednak być o wiele gorszy niż przypuszczałem, więc w kolejnych wyborach głosowałem na Mitta Romneya, mimo, że go nie lubię – chciałem by Obama został odsunięty od władzy. W tych wyborach będziemy mieli do czynienia z Hillary Clinton, co będzie zupełną katastrofą. Należy głosować przeciwko Hillary Clinton, chyba, że Republikanie nominują kogoś gorszego. Mimo wszystko uważam, że trzeba w tych wyborach głosować na Republikanów, tylko po to by Hillary nie dostała posady.
JT: Czy prezentowane przez Pana podejście i staje bardziej popularne? Czy ruch promujący reprezentowany przez Pana obiektywizm się rozrasta?
YB: Myślę, że rośnie, choć powoli. Staje się popularny przede wszystkim wśród młodych ludzi. Mamy obecnie w Ameryce więcej obiektywistów niż kiedykolwiek w przeszłości. Jest to ciężka filozofia, wiele wymagająca od jednostki. Libertarianizm jest o wiele łatwiejszy, nie wymaga fundamentalnych zmian w myśleniu, a zmian jedynie w podejściu do gospodarki. Obiektywizm zmienia całe życie. Ruch rośnie więc powoli, ale i tak jestem z tego zadowolony.
JT: A co z ruchem promującym obiektywizm w Europie?
YB: Tej wiosny wystartowaliśmy z Ayn Rand Institute Europe i planujemy poszerzyć naszą działalność na tym kontynencie. Jest to trudne, ponieważ mamy do czynienia z wieloma różnymi krajami, językami i organizacjami, z którymi współpracujemy, lecz robimy co w naszej mocy. Obecnie odwiedzam Europę dwa razy w roku by wygłaszać wykłady. Budzi to duże zainteresowanie i przychodzi dużo ludzi. Największe zainteresowanie jest w Europie Wschodniej, w miejscach takich jak Bułgaria, Serbia, Polska, Ukraina. Z nieco mniejszym zainteresowaniem spotykamy się w Skandynawii i Wielkiej Brytanii. Natomiast w Europie Centralnej, w krajach takich jak Niemcy, Szwajcaria, ale także Francja, czy Włochy mamy do czynienia z bardzo małym zainteresowaniem. Jesteśmy zatem coraz bardziej aktywni, mamy coraz więcej mówców, szczególnie aktywnie współpracujemy z European Students for Liberty, któremu dostarczamy naszych idei. Na wydarzeniach tej organizacji rozprowadzamy bardzo dużo naszych materiałów. Jestem bardzo entuzjastycznie nastawiony co do potencjału tkwiącego w Europie. Rośnie także zainteresowanie obiektywizmem w Ameryce Łacińskiej, a nawet w Azji. W styczniu będę przemawiał w Tokio, Pekinie i Hong-Kongu.
JT: Dziękuję bardzo za rozmowę.