Wchodzi trzech obiektywistów do baru, a tam…
… czyli o humorze.
Autor: Józef Cyran
Korekta: Mateusz Błaszczyk
Niewiele (na stan mojej wiedzy) jest obiektywistycznej treści na temat humoru czy śmiechu, głównie dlatego, że sam śmiech nie jest najważniejszym elementem życia, choć jest jego pozytywną częścią. Podobnie niewiele jest treści poświęconych tematyce gier planszowych czy sztuki (w znaczeniu potocznym, nie filozoficznym) kulinarnej. Znane są mi jedynie dwie wypowiedzi Ayn Rand poświęcone zagadnieniu: pierwsza, będąca odpowiedzią na pytanie: „Z czego śmieje się obiektywista” brzmiała: „skąd miałabym do diabła wiedzieć”. Rand poświęciła jednak pytaniu trochę więcej uwagi i stwierdziła między innymi, że „humor to zaprzeczenie metafizycznego znaczenia tego, z czego się śmiejesz”. Zarówno w tej jak wypowiedzi, jak i w książce The Romantic Manifesto (133) powiedziała także, że moralnym jest śmianie się z rzeczy/ludzi złych, niemoralnym zaś – z dobrych (i z samego siebie). Szczególnie to drugie twierdzenie budzi kontrowersje, wszak uznaje się, że umiejętność śmiania się z samego siebie jest ważna, a tematem naszych żartów nie są przecież tylko choroby, mordercy czy okrutne ustroje (albo prywatnie nielubiane osoby). Czy żartobliwe przeproszenie za spóźnienie się jest (jako śmianie się z samego siebie) niemoralne? Czy powinniśmy za każdym razem szczegółowo wnikać, czy żart nie krytykuje czasem popieranej przez nas idei (choćby kapitalizmu)?
Odrobina wyjaśnienia na pewno się przyda.
Przede wszystkim, należy zacząć od zrozumienia, po co jest humor człowiekowi, w jaki sposób ma mu pomóc w osiąganiu szczęścia. Jedynym właściwym celem humoru jest psychologiczna (a więc emocjonalna: śmiech to proces zdecydowanie wykraczający poza chłodną kalkulację) reakcja na jakieś zło, które zauważamy w świecie (lub ewentualnie: które sami wymyślimy i sformułujemy w głowie). Zło to nie musi być koszmarem, który spędza nam sen z głów, nie musi też być (choć czasem może) człowiekiem czy zdarzeniem. Może być ideą, postawą, zachowaniem czy w zasadzie czymkolwiek, co uznajemy w jakiś sposób za negatywne. Humor istnieje, aby zauważyć swoistą słabość tego zła. Jego wadę/nieporadność. Przykładowo: kiedy śmiejemy się z oczywistej nieporadnej propagandy dzisiejszych wiadomości w TVP, celowo skupiamy uwagę na kompromitacji i nieudolności (przynajmniej częściowej) tej propagandy, którą uważamy za złą. Po co skupiać na tym uwagę? Aby w świecie, który nie jest idealny, nie reagować wyłącznie smutkiem/złością, aby na pewien czas, kiedy z danym złem nie musimy się mierzyć, pozwolić sobie na psychologiczny odpoczynek, na radość z tego, że zło to nie jest absolutne i wszechmocne. Choćby wtedy, jeśli znienawidzonemu politykowi spadną spodnie. Humor w tym wypadku nieprzesadnie wyszukany, ale obrazujący cel humoru – radość ze słabości zła.
Możemy wtedy lepiej skupić się na osiąganiu celów, a nasze życie uczynić mniej smutnym/przygnębiającym.
Następnie należy się zastanowić, czy rzeczywiście, kiedy żartujemy z własnych niepowodzeń czy – co szczególnie kontrowersyjne – nawet z własnych aspiracji w określony ironiczny sposób, postępujemy niemoralnie. Kluczem jest tu dokładne i szczegółowe dojście do tego, z czego naprawdę się śmiejemy. Cechą psychologiczną humoru, a przynajmniej jego bardziej „wysublimowanych” form, w postaci ironii, dłuższych historii lub tzw. inside joke’ów itp., jest to, że przedmiot naszego śmiechu, a także jego postrzegana „nieporadność”, sąprezentowane w sposób nieoczywisty (inaczej mamy przykład z politykiem ze spadającymi spodniami). Jeśli chcemy ocenić, czy konkretny żart jest moralny, trzeba więc dokonać analizy całości, aby dotrzeć do tego, co jest przedmiotem/podmiotem śmiechu i co jest postrzeganą w nim niedoskonałością.
I tak: w przypadku, gdy śmiejemy się z własnego spóźnienia, nie śmiejemy się z tego, co dobre w nas, ale z tego, co złe. Należy tu uważać, aby nie popaść w afirmację złych cech, czy – co gorsza – dumę z nich. Jeśli żartujemy z własnego spóźniania się, musimy wskazać na pewną niedoskonałość w tej wadzie – cokolwiek trudne zadanie. I zdecydowanie nie zawsze odpowiednie – jeśli spóźniliśmy się na ważne spotkanie biznesowe, to znaczy, że nasza wada jest znacząca i należy podejść do sprawy raczej poważnie. Ale jeśli np. na wspólne granie na komputerze z przyjaciółmi spóźniliśmy się, bo zaczytaliśmy się w książce, to kiedy zażartujemy np. „jak tak dalej pójdzie, to nigdy nie znajdę sobie chłopaka i co najwyżej kot mnie zaakceptuje”, wskazujemy na nieistotność problemu – mało prawdopodobne jest, aby RZECZYWIŚCIE ta osoba skończyła bez partnera ze względu na czytanie książek, a szkoda nie jest też tak wielka.
Celowo wybrałem powyższy przypadek, będący nieco złożonym, żeby pokazać, że nawet gdy pozornie śmiejemy się z nas samych albo wyolbrzymiamy nasze problemy, rzeczywistym celem naszego humoru wciąż pozostaje niedobra cecha (zaczytanie się tak, że traci się rachubę czasu) przy jednoczesnym dostrzeżeniu jej nieznaczności (w rzeczywistości wiadomo, że mało prawdopodobne jest, aby ta osoba przegapiła wszystkie okazje towarzyskie z powodu czytania).
Innym, znowu pozornie niemoralnym przykładem jest np. ironiczne śmianie się z kapitalizmu. Możemy np. ironicznie stwierdzić, że nasz szef nas wyzyskuje dając szczególnie trudne zadanie i że “mamy nadzieję że ta rewolucja proletariatu w końcu nadejdzie”. Właśnie ironia jest tutaj kluczowa, w rzeczywistości jako „target” wskazujemy tu rzeczywistą chęć rewolucji, a jako jej słabość, próbę uzasadniania wojny domowej niesnaskami w pracy. Zakładamy, że socjaliści uzasadniając swoje totalitarne rządy tym, że pracownicy czasem nie lubią szefa, kompromitują się. Taki humor jest moralny i – co więcej – sama Rand go praktykowała.
Krąg bliskich przyjaciół-obiektywistów Ayn Rand był przez nich samych żartobliwie określany „Kolektywem”. Nazwa ta nie oznaczała,że rzeczywiście są kolektywem, ani też że indywidualizm jest śmieszny, a kolektywizm zawsze występuje, gdy spotyka się grupa ludzi. Wskazywała raczej na postrzeganą nieudolność myślenia kolektywistycznego – grupa ludzi będących indywidualistami wg takiego myślenia miałaby być przedmiotem jednolitych surowych reguł, choćby ustalanych demokratycznie, bez względu na indywidualną wolę jednostek. Pokazywała też, że sam fakt dobrowolnego zrzeszania się prywatnych jednostek w grupy NIE zmienia ich w jakiś jednolity twór mający zbiorową świadomość, zabierający im wolną wolę czy możliwość posługiwania się rozumem.
Biorąc pod uwagę powyższe rozważania, nasuwa się pytanie: jaki humor jest rzeczywiście niemoralny? Czy każdy można uzasadnić?
Zdecydowanie nie.
Niemoralnym humorem jest ten, który nastawiony jest, po odjęciu tzw. warstw ironii, na pokazanie słabości czegoś dobrego i radość z tej słabości. Np. jeśli śmiejemy się z tego, że wybitny malarz ma złamany nadgarstek i szczerze cieszymy się z jego problemu. Czasem ludzie dodają po takich żartach „ale tak naprawdę mu współczuję”, żeby zaznaczyć, że to tylko próba sprowadzenia takiego złamania do czegoś nieistotnego. Jeśli jednak cieszy nas utrudnienie w malowaniu – wtedy jest to niemoralne.
Ostatnie, ale ważne pytanie: w jaki sposób oceniać humor w praktyce? W teorii – przy odpowiedniej ilości czasu i wysiłku umysłowego jesteśmy w stanie rozłożyć dany żart na czynniki pierwsze, zidentyfikować nasz „cel ataku” i jego postrzeganą słabość, mającą poprawić nasz nastrój. W życiu jednakże taki mozolny proces myślowy za każdym razem, gdy decydujemy się, czy się zaśmiać (co –ważne – często dzieje się niemalże automatycznie, ale nie losowo: w zależności od naszych wartości i osądów o świecie), jest niemożliwy lub co najmniej niepraktyczny.
Na całe szczęście ludzka podświadomość jest tak skonstruowana, aby przy znacznie mniejszym wysiłku umysłowym częściowo automatycznie ocenić dany humor i podświadomie zidentyfikować jego treść i cel, postrzeganą słabość itp. Istotnym jest, że tak jak inne emocje człowieka, także śmiech jest jego odpowiedzią na uznawane wartości moralne i osądy. Człowiek uznający kradzież za dobrą będzie śmiał się nieironicznie, gdy zobaczy dom, do którego włamał się złodziej – będzie szczerze odczuwał radość (w specyficznej postaci śmiechu) z niesprawności właściciela domu w zabezpieczeniu się przed kradzieżą. O ile człowiek nie jest w stanie w pełni kontrolować emocji, może wpływać na ich intensywność i występowanie przez świadomy i racjonalny wybór wartości i formułowanie zasad moralnych oraz działanie w oparciu o nie (więc nawet jeśli taki „nowo nawrócony” złodziej nie umie powstrzymać się od chichotu na widok udanego włamania, nie powinien iść do swoich „kumpli po fachu” i żartować na ten temat).
Mam nadzieję, że kwestia moralności humoru została wyjaśniona na tyle jasno, że błędne przekonanie o jakiejś konserwatywnej „represyjności” obiektywizmu, mającej zdusić humor i sprowadzić go do restrykcyjnej, chłodno ocenianej sprawy, zostało rozwiane. W istocie większość osób podświadomie zdaje sobie sprawę, kiedy i jaki humor jest właściwy. Chciałbym zaznaczyć jeszcze jedną rzecz: o ile moralność humoru oceniana jest w stosunku do tego, z czego ktoś żartuje, o tyle jakość humoru oceniana jest ze względu na to, jak ktoś żartuje. Mem wyśmiewający się z komunizmu może być moralny, ale jednocześnie słaby i nieśmieszny. Ocena tego, co jest śmieszne, a co nie, NIE JEST kwestią etyki. Gdybym jednak miał choć częściowo tę ocenę opisać, powiedziałbym, że zależy od biegłości w przedstawianiu treści (np. niektóre żarty są opowiadane w sposób żałosny) czy od oryginalności (niektóre są przewidywalne tak, że aż nudne). Ocenia się też często, czy żartujący potrafi – choćby w sposób retoryczny – pokazać swoją wyższość nad p0dmiotem/przedmiotem żartu. Jest to (tutaj wracamy nieco do filozofii) potrzebne, aby pokazać metafizyczną nieznaczność kwestii, z jakiej się śmiejemy. Nawet gdy w rzeczywistości zło przerasta kogoś siłą (np. naziści Żyda w Auschwitz), za pomocą humoru próbuje on choć na chwilę pokazać swoją wyższość w inteligencji, sprycie czy retoryce, w tym przykładzie tylko przy więźniach lub we własnym umyśle (inaczej nazista ukarałby go surowo). Wtedy jest w stanie choć minimalnie polepszyć swój stan psychologiczny. Sądzę więc, że właśnie od tej biegłości zależy „śmieszność” czegoś. To dlatego czujemy żenadę, gdy jakiś rzekomo śmieszny żart jest nudny albo gdy ktoś prezentuje znany wszystkim dowcip, czyli nie wykazuje żadnej inteligencji czy nawet gromadzenia unikatowej, rzadkiej dla innych wiedzy kulturalnej.
Przeciwnie, gdy ktoś potrafi albo zaskoczyć innych oryginalnością treści swojego humoru (to znaczy, że jest jego twórcą), albo sposobem jego przedstawienia (a więc przedstawia czyjąś twórczość, ale prezentuje jakieś pozytywne cechy – świetną dykcję, mimikę czy inne rzadkie cechy), to potrafi wzbudzić wśród innych pokłady śmiechu. Śmiech ten wynika ze skuteczności przedstawienia czegoś negatywnego (w ocenie śmiejących się) jako słabego czy nieistotnego. Pewnym skutkiem ubocznym tego procesu jest też uznanie innych dla żartującego w przypadku, gdy wzbudza to śmiech. Konsekwentnie: skutkiem ubocznym tego procesu jest swoista – choćby minimalna i nieznacząca – pogarda odbiorców dla opowiadającego, jeśli zawiedzie on ich oczekiwania co do śmieszności. Zazwyczaj pogarda ta nie odnosi się bezpośrednio do jego charakteru, a jedynie jakiejś małej, nieistotnej cechy,jak np. dykcji czy opanowania w rozmowie. Niemniej jest to też powód, dla którego opowiedzenie żartu, z którego nikt się nie śmieje, wzbudza w większości osób znaczny wstyd – odsłaniają oni nieskuteczność jakichś swoich cech – czy to inteligencji czy retoryki, czy dykcji, czy mimiki itp.
Warto jednak pamiętać, że skuteczność danego żartu (to jest jego jakość, „śmieszność”) nie wpływa na jego moralność. Osoba opowiadająca kiepskie żarty co najwyżej straci nieznacznie reputację. Nie wykazuje ona lekceważenia dla własnych wartości, co stanowi „grzech”, przed którym obiektywizm przestrzega.
I na tym zakończę, powstrzymując się od dodania na końcu: xD