Filozofia Sztuki: Jordan Peterson vs Ayn Rand

Autor: Adam Danisz
Korekta: Mateusz Błaszczyk


Artysta nie powinien być w stanie wyjaśnić dokładnie, co robi. Jeśli możesz wyjaśnić, co robisz, to nie tworzysz sztuki. (…) Sztuka ma tę samą relację do kultury, co sny do stabilności psychicznej. Twój sen nie mówi, o czym jest, chociaż możesz go zinterpretować, co jest czasem pomocne, tak jak krytyka filmów jest przydatna. Ale sen jest tym, co rozszerza Cię poza to, czym już jesteś. Dlatego nie jest zwerbalizowaną myślą, tylko czymś innym. (…) Artysta ciągnie Cię poza miejsce, w którym jesteś, a nawet poza to, w którym jest on sam. Artyści nie są w stanie powiedzieć, do czego dążą, nie wiedzą, mogą co najwyżej zgadywać, ale kiedy tworzą dzieło sztuki, to sami próbują zrozumieć co robią. I w ten sposób można rozpoznać, czy są artystami – przez to, że wychodzą poza siebie.

– Jordan Peterson

Obecnie jednym z intelektualnie najsilniejszych przeciwników czystego obiektywizmu i racjonalizmu Rand w kwestii sztuki jest właśnie Jordan Peterson. Wiele z tego, co mówi, jest krytycznie trafne, ale podejmę się próby naprawienia irracjonalności i braku istotnych faktów psychologicznych (aż dziw bierze, że tak wybitny profesor psychologii ignoruje je w swoich rozważaniach lub ich nie zauważa).

Na początku zauważmy, że powyższy cytat zawiera prawdziwą treść, gdyż nie da się z nim nie zgodzić – jest to czysta empiryczna faktografia. Co więcej: najwięksi artyści – jak reżyser Neon Genesis Evangelion Hideaki Anno czy wielu wybitnych muzyków – albo otwarcie przyznają się do nierozumienia swoich dzieł, albo po prostu w praktyce nie są w stanie ich prosto i werbalnie wytłumaczyć, czyli ich dzieła są ponad nimi albo (jak w przypadku Evangeliona) znacznie ponad.

Niestety Peterson w swoich wywodach ignoruje wagę rozumu w procesie tworzenia dzieł sztuki. To prawda, że artyści wychodzą poza siebie, ale trzeba zadać pytanie – w jakim kierunku to robią? A to zależy od systemu wartości, od (jakby to powiedziała Rand) filozofii życia, którą posiada dana jednostka. Jeśli mamy artystę klasycznego o prawym systemie wartości i postmodernistę o irracjonalnym, to każdy z nich, nawet jeśli będzie absolutnie wykraczał poza ramy swojego poznania i eksplorował idee na najwyższym poziomie abstrakcji, to będzie robił to na swój sposób (racjonalny lub irracjonalny), będzie nakładał na to swoją percepcję (racjonalną lub irracjonalną) i przelewał ją na dzieło sztuki. Dlatego obaj artyści – całkowicie i daleko wychodzący poza granice poznania, mający wielki stopień kreatywności – osiągną zupełnie odmienne wyniki (sprzeczne ze sobą!): u jednego (traktujące o rozwoju osobowości) Szmaragdowy Miecz i Excalibur Luci Turilliego czy filmowe zakończenie Magicznych Obiektywistek (Madoka Magica G. Urobuchiego), którego prawicowy, proindywidualistyczny autor nie do końca rozumie… a u drugiego postmodernistyczne wykrzywianie rzeczywistości, logiki i psychiki, oczywiście również na bardzo wysokim poziomie abstrakcji, którego autor „dzieła” również nie rozumie. Pojawia się więc szereg pytań: co ma dyktować, które z treści po stronie „nieznanej” są prawdziwe, a które fałszywe (a więc jak oceniać sztukę pod względem wartości), oraz co jest przyczynową kierunku kreatywnej intuicji, którą kierują się artyści. I na te, i inne pytania, odpowiedzi udziela Ayn Rand – artyści przez sztukę przekazują (zawsze) swoją percepcję rzeczywistości według swojego metafizycznego osądu (swojej filozofii), wynika on albo z nieuświadomionego zaprogramowania (szczególnie za młodu), albo ze świadomego, rozumowego przemyślenia w oparciu o rzeczywistość (tę realną i tę „bardziej realną”, czyli np. logikę), i to tylko rozum może udzielić precyzyjnej odpowiedzi wartościującej w kontekście sztuki, inaczej będzie ona podlegać nieuświadomionym kaprysom, niezinternalizowanym doświadczeniom z dzieciństwa, temperamentowi oceniającego, „emocjom” określonym przez chaotyczne siły zewnętrzne. Intuicja jest związana z podświadomością, a (na który fakt psychologiczny zwraca uwagę sam Peterson) podświadomość jest programowana przez świadomość, a więc intuicja jest celna na tyle, na ile sam człowiek ją „wytrenował” swoim rozumem, inaczej jest chaotyczna i myli się w podobnym stopniu jak ma rację. Nie ma innego sposobu niż poddanie swoich emocji chłodnemu osądowi racjonalnego umysłu, aby ocenić, które z wykluczających się abstrakcyjnych dzieł sztuki przekazuje realną (bądź przynajmniej realniejszą, bliższą prawdy) treść.
Artyści co do zasady wyciągają siebie i odbiorcę w kierunku swojego pojmowania rzeczywistości, zawsze i w przeważających przypadkach nieświadomie. Ayn Rand nie uprawiała „propagandy” w stosunku do czytelnika, tylko, jako nieliczna, miała świadomość swojego systemu wartości, swojego osądu i percepcji rzeczywistości, a więc była otwarcie szczera, podczas gdy przeważająca większość artystów (szczególnie postmodernistycznych) nie jest świadoma tego, że ich dzieła również promują jakieś wartości, pogląd na rzeczywistość, np. marksistowski, co więcej, przez brak klasycznej edukacji w kwestii sztuki i jej rozumienia, większość ludzi dobrej woli inkorporuje w swoich dziełach elementy postmodernistyczne (bo w przeciętnym człowieku jest mieszanka idei, zbieżna z odbiciem mieszanki idei w społeczeństwie, w każdym „szarym” człowieku Zachodu jest trochę, przynajmniej kilka procent, postmodernizmu/marksizmu, racjonalnego obiektywizmu, mitu heroicznego, tradycji chrześcijańskiej, klasycyzmu, współcześnie nawet filozofii wschodu itd. itp. dlatego, że przeciętny szary człowiek konsumuje, a na pewno konsumował za młodu wszystkie treści, bez ich oceny i filtracji), tym samym nieświadomie wspierając zło, ale na szczęście (czy może nieszczęście?) podobnie wielu artystów lewicowych (głównie motywowanych sukcesem i zyskiem, a wymagają one wstrzelenie się w Okno Overtona idei społeczeństwa, w tym leżące w głębokiej podświadomości archetypy) inkorporuje w swoich dziełach elementy klasyczne (jak chociażby hero’s myth i inne prawe archetypy, jak indywidualiści sprzeciwiający się porządkowi społecznemu w imię etyki, w powieściach o Harrym Potterze).
Zgadzam się z Petersonem, że dobry artysta to taki, który podnosi się ponad swoje ideologiczne ograniczenia (właśnie jak socjalistka Rowling w ww. powieściach, jak niektóre prawe bajki – w końcu przecież – lewicowego [#] Disneya, jak Hideaki Anno w Evangelionie), a tym samym zbliża do obiektywnej prawdy i jungowskich archetypów kulturowych, a dzięki temu wzbija się na ponadczasowość. Jednak nadal w tej sferze, która nie została przekroczona przez zaprogramowanego fałszywymi i irracjonalnymi ideami artystę, rządzi jego światopogląd. I tylko Neon Genesis Evangelion jest znanym mi przykładem, szczególnie w filmie Koniec Evangelii, całkowitego poddania artysty temu, co Jung nazywał archetypiczną podświadomością ludzkości, i wyjaśnia to głęboka depresja reżysera związana ze śmiercią jego ego w trakcie procesu produkcji i wielkim wysiłkiem w celu naprawienia go w zgodzie z rzeczywistością.
Chciałbym jeszcze zwrócić szczególną uwagę na muzykę, gdyż jest najbardziej abstrakcyjną ze sztuk (nie obraz i nie same słowa, tylko melodie reprezentują byty i idee) oraz najbardziej intymną dla człowieka (najbardziej związaną z jego wnętrzem). Rand twierdziła (a przynajmniej taki wniosek można wyciągnąć z jej tez z Romantic Manifesto), że muzyka uporządkowana (tak jak zachodnie, uporządkowane tańce) jest efektem racjonalnego umysłu, a chaotyczna (tak jak wschodnie „wykręcacze ciał”) efektem irracjonalności. Oczywiście miała rację, ale zasada ta rozszerza się na cały światopogląd artysty, na całe przesłanie utworu, nawet jeśli nie ma słów – jego kompozycja zdradza jego filozofię, nawet jeśli utwór traktuje tylko o wycinku rzeczywistości (a więc wycinku światopoglądu), to nadal powód wyróżnienia tego, a nie innego wycinka jest skutkiem systemu wartości danego artysty. Chcę tu jasno powiedzieć, że nie ma opcji, aby dzieło sztuki było „neutralne” światopoglądowo, a dzisiejsza lewica rozumie pojęcie „neutralność światopoglądowa” jako bezkompromisowe i bezkrytyczne poddanie się światopoglądowi postklasycznego marksizmu kulturowego.
Podsumowując: profesor ma rację, że artyści wyciągają informacje ze sfery nieznanej, ale nie możemy zapominać, że to, w którym kierunku będą ją eksplorować, w jaki sposób będą ją ukazywać oraz jak interpretować i oceniać wydobyte, wyabstrahowane informacje oraz formę, w której się znajdują – zależy od rozumu (i bez niego się nie obejdzie), a tym samym od spójnej filozofii życia, będącej jego systemem operacyjnym.

App. 1 = Dodatkowo są wybitni artyści, jak chociażby Luca Turilli, którzy są na bardzo wysokim poziomie abstrakcji, i to w pełni świadomie. Na tak wysokim, na który większość artystów nie jest w stanie wejść nawet nieświadomie. Po tym właśnie można poznać artystycznego geniusza, oczywiście najpierw upewniwszy się, że jego dzieła „służą dobru”, a przynajmniej nie promują zła.

App. 2 = Ze względu na tematykę portalu aż prosi się, żeby odpowiedzieć na zarzuty Petersona do powieści Rand. Twierdzi on, że nie zalicza się ona do literatury, tylko do „propagandy” (żeby rozwiać wstępne wątpliwości: Peterson jest klasycznym liberałem i prokapitalistą, a powieści Rand, ogólnie rzecz biorąc, mu się podobały). Ma być tak dlatego (mimo zastosowania etosu heroicznego), że wszystkie jej postaci są manifestacją konkretnych, jak on to nazywa, „idei politycznych”, a więc wszystkie prawe i lewe postaci są w środku takie same, a różnią się tylko ciałami i imionami. W kontrze stawia „dochodzącego do prawdy” Dostojewskiego, który używa powieści jako zastępstwa/formy myślenia, gdzie to dopiero konflikty między różnymi bohaterami wyznającymi różne idee mają finalnie pokazać ich słuszność bądź niesłuszność. Na te zarzuty każdy czytelnik Rand będzie miał swoje kontrargumenty i samemu będzie w stanie znaleźć nieścisłości w rozumowaniu, a sam chciałbym tylko zadać pytanie, dlaczego artysta, który nie wie, co jest dobre, i dopiero to odkrywa, ma być z zasady lepszy od filozofa, który wie, co jest dobre, i to jasno przedstawia? Nawet w kwestii efektywności – nie sądzę, że proporcjonalnie więcej czytelników zostało przekonanych do chrześcijaństwa przez Dostojewskiego niż do obiektywizmu przez Rand. Sam argument, że artysta musi wchodzić w nieznane, aby został uznany za artystę, wydaje mi się błędny, ponieważ (jak u ww. Luci Turilliego) „nieznane” dla jednego może być dla kogoś innego „znanym”. Pisarz, który w danym dziele nie eksploruje nowych frontów dla siebie samego, nadal może umożliwić eksplorację nowych frontów dla swojego czytelnika, i może dać mu do eksploracji więcej i lepiej, niż artysta dopiero „poszukujący”.

Może spodoba Ci się również...