Sprawa drukarza
Autor: Kamil Wysocki
Polska władza ustawodawcza zdążyła już nam pokazać, że tak naprawdę nie zależy jej na wolności. Niezależnie czy mówimy o obecnej, czy poprzednich. Chce jedynie na narzucić nam swoją wolę i kontrolować nas. My, obywatele jesteśmy małymi, nieświadomymi i niezbyt mądrymi ludźmi, których władza musi prowadzić za rękę i pokazać co jest dobre, a co złe. To władza wie lepiej co jest dobre dla nas, dla naszych dzieci. My sami tego nie wiemy. Stąd też wszystkie ustawy ograniczające naszą wolność, narzucające styl życia i przekonania rządzących. Za przykład mogą posłużyć: próba wprowadzenia niedziel wolnych od handlu, przegłosowanie rządowego projektu ustawy wprowadzającego receptę na tak zwaną „tabletkę dzień po”, czy przyjęcie noweli ustawy Prawo farmaceutyczne, zwanej potocznie „Apteką dla aptekarza”.
Władza ustawodawcza uchwala prawo, na podstawie którego władza sądownicza orzeka o winie bądź niewinności. Niestety, sędziowie orzekają również na podstawie złego prawa. I tak też się stało 26 maja 2017 roku Sąd Apelacyjny w Łodzi utrzymał w mocy wyrok na pracownika prywatnej drukarni za odmówienie wykonania plakatów dla fundacji LGBT z powodu swoich przekonań. Jak to zwykle przy tego typu sprawach bywa – internet zawrzał. Internauci podzielili się na dwa obozy. Pierwszy z nich wyrok chwali, jako wyraz kary za dyskryminację fundacji przez drukarza. Drugi natomiast uważa wyrok za niedopuszczalny, uderzający w swobodę działalności gospodarczej, swobodę doboru kontrahentów i prawo własności.
Przyglądając się argumentom pierwszej ze stron nie sposób odnieść wrażenia, że nie rozumieją co właściwie taki wyrok oznacza, jak również implikacji za sobą pociągających. Po pierwsze, w tej sprawie nie możemy mówić o dyskryminacji. Pojedynczy człowiek, przedsiębiorstwo czy organizacja nie może nikogo dyskryminować, gdyż nigdy nie pozostaniemy bez tego, czego oczekujemy. Rynek zapewnia nam zamienniki dóbr. Zmienimy co najwyżej dostawcę. Jeśli konkretny drukarz odmówi nam świadczenia usługi nie zostajemy pozbawieni produktu, który chcieliśmy otrzymać. Otrzymamy go, ale od innego drukarza, który zarobi na wykonaniu dla nas zlecenia. Jeśli przyjąć by punkt widzenia twierdzących, że jednak jednostka, czy pojedyncze przedsiębiorstwo może dyskryminować, musimy pójść za ciosem i zapytać: a ilu ludzi Ty w życiu dyskryminowałeś? Ilu ludziom odmówiłeś swojego towarzystwa, bo coś Ci w nich nie odpowiadało? Czy poszedłeś na randkę z dziewczyną, która ci z jakichś względów nie odpowiadała? Czy poszłabyś na randkę z nieatrakcyjnym chłopakiem? Jeśli na to pytanie odpowiesz przecząco, znaczy że sam dyskryminujesz ludzi, bo odrzucasz kogoś kto nie wpisuje się w twoje oczekiwania dotyczące osób, w których towarzystwie chciałbyś przebywać. Dlaczego więc uważa się, że w niektórych sytuacjach dyskryminować można, a w innych nie? W których można? Tego od tych osób się nie dowiemy.
Dyskryminować może natomiast państwo. To ono dzierży monopol w wielu dziedzinach. Gdy odmówi nam ono usługi, często pozostajemy bez substytutu. Dlatego do Konstytucji RP został wprowadzony Artykuł 32. Ustęp 2.: „Nikt nie może być dyskryminowany w życiu politycznym, społecznym lub gospodarczym z jakiejkolwiek przyczyny”. Artykuł ten dotyczyć może i musi jedynie dyskryminacji ze strony państwa. Ponieważ tak jak zostało wspomniane wcześniej, tylko państwo jest dostawcą pewnych usług, których nie możemy zastąpić w inny sposób. Tylko państwo gwarantuje sądownictwo zapewniające osądzenie sprawców przestępstw. Tylko państwo chroni nas przed agresją obcych państw organizując wojsko. Tylko państwo zapewnia ochronę naszego życia i własności przed agresją ze strony przestępców poprzez policję. Od tego państwo jest. Tylko tym zajmować się powinno. Wszyscy płacą podatki na te działalności, więc każdy musi mieć taki sam dostęp do tych usług. Niestety, dzisiejsze rozbudowane państwa opiekuńcze są monopolistami w znacznie większej ilości obszarów. Dla przykładu drogi publiczne – drogi krajowe należą do Skarbu Państwa, natomiast drogi gminne, powiatowe czy wojewódzkie do odpowiedniego samorządu. W Polsce nie istnieje alternatywa dla dróg publicznych, dlatego ani państwo, ani stosowny samorząd nie może zabraniać nikomu korzystać z dróg. Każdy płaci podatki, więc każdy ma prawo z tych dróg korzystać (to, czy państwo powinno zajmować się drogami, to już zupełnie inna sprawa!). Nie może być więc takiej sytuacji, że pewnego dnia Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad oznajmi „od dziś wszystkie blondynki mają zakaz poruszania się po drogach krajowych, a piekarze płacą 20% więcej niż reszta”. W takim wypadku mielibyśmy do czynienia z dyskryminacją. Blondynkom nie pozostałaby żadna alternatywa dla poruszania się po drogach krajowych, a piekarze ponosiliby dodatkowe, niczym nieuzasadnione koszty. Podobnie sprawa wygląda z edukacją i służbą zdrowia.
Innym powodem, dla którego część ludzi przyklaskuje wydanemu wyrokowi, jest homofobiczna postawa drukarza. Oczywiście, postawa taka jest zła i irracjonalna, a z moralnego punktu widzenia godna potępienia. Nie możemy jednak zakazywać nikomu takiej postawy reprezentować. Tak samo jak pozwalamy komunistom głosić swoje poglądy, pomimo że jest to zło w czystej postaci, tak też nie możemy zakazywać reprezentowania postawy homofobicznej. Jedyne co możemy w takiej sytuacji zrobić to bojkot ekonomiczny – zaprzestanie z korzystania z usług takiego przedsiębiorstwa, lub dokonać ostracyzmu społecznego.
Najobrzydliwszą postawą odznaczają się natomiast ci, którzy twierdzą, że skoro właściciel prowadzi biznes, to on MUSI świadczyć usługi. I to właśnie tutaj leży pies pogrzebany. Nie o dyskryminację, nie o homofobię w tej sprawie chodzi, a o to do kogo należą czynniki produkcji. Bez prywatnej własności czynników produkcji nie może być mowy o wolności. Grabieżcy roszczą sobie prawo do cudzej własności uważając, że musi on spełnić ich zachciankę, ponieważ prowadzi biznes. Człowiek zakładając biznes informuje tym, że jest w stanie dostarczyć pewnych towarów czy usług. Prowadzenie biznesu nie oznacza, że przedsiębiorca musi coś zrobić. Podejście tych ludzi jest nie tylko groteskowe, ale też irracjonalne. To, że Kowalski prowadzi biznes, sprzedaje pieczone na grillu kiełbaski, nie implikuje zmiany statusu własności grilla. Kowalski nadal jest jego właścicielem. Kowalski nadal może go używać w taki sposób, jaki uzna za słuszny, gdyż grill nadal jest jego własnością. A co jeśli nie zechce komuś sprzedać kiełbaski? Oczywiście ma takie prawo. Czy będzie to podejście racjonalne? Nie. Główną, ale nie jedyną, motywacją do działania ludzi jest chęć zysku. Segregując klientów, na tych obsługiwanych i tych, których z jakiegoś powodu nie obsługujemy, działamy w sposób nieoptymalny, czym zmniejszamy nasz potencjalny zysk i ułatwiamy konkurencji wygryzienie nas z rynku. Wielce prawdopodobnym jest to, że obok grilla Kowalskiego, który nie sprzedaje określonej grupie klientów kiełbasek, podobne usługi świadczyć będzie zaraz Nowak chcący trafić do wszystkich. I to nie dlatego, że szkoda mu będzie głodnych ludzi ale dlatego, że zauważył możliwość zysku. Wielu smakoszy kiełbasek na pewno przejdzie do Nowaka i nie będą to tylko ci nieobsługiwani przez Kowalskiego. Usługi Kowalskiego zostaną zbojkotowane i możliwym jest, że przez to jego biznes okaże się nierentowny i upadnie. O ile nie zmieni podejścia do klientów.
Dokładnie tak samo sprawa ma się z tytułowym drukarzem. Sprzęty na których dokonuje druku są jego własnością. To on decyduje więc o tym, w jaki sposób jego mienie zostanie użyte. Nie możemy mu narzucać określonego sposobu użytkowania, w tym narzucać kontrahentów, gdyż jest to ograniczenie swobody prowadzenia działalności gospodarczej. Podobnego zdania jest obrońca drukarza. Wyrok ten, chociaż zgodny z prawem, uderza w podstawowe prawo człowieka, jakim jest prawo własności. Adwokat drukarza stwierdza również, że wyrok ogranicza wolny rynek, uderzając w jego podstawy – własność prywatną. Problem niestety polega na tym, że w Polsce wolnego rynku nie ma. O czym stanowi Konstytucja RP. Artykuł 20. Konstytucji tak określa ustrój gospodarczy Polski: „Społeczna gospodarka rynkowa oparta na wolności działalności gospodarczej, własności prywatnej oraz solidarności, dialogu i współpracy partnerów społecznych stanowi podstawę ustroju gospodarczego Rzeczypospolitej Polskiej”. Ustrój nazwany „społeczną gospodarką rynkową” nie może być oparty o wolny rynek. Gospodarka społeczna i rynkowa nie mogą iść ze sobą w parze. Jest to eufemizm na tak zwaną Trzecią drogę opisaną przez Ludviga von Misesa. Z wolnym rynkiem i kapitalizmem nie ma nic wspólnego, to tylko pozory. W dłuższej perspektywie nieuchronnie prowadzi do wyparcia tego, co pozostało z części rynkowej i zastąpienia jej wyłącznie gospodarką społeczną.
Nie jest też prawdą, że chodzi tutaj o wolność sumienia. To sprawa podrzędna. Konserwatyści uważają, że drukarz na podstawie swojej wiary i sumienia mógł odmówić wykonania usługi dla fundacji LGBT, tak jak lekarz na tej podstawie może odmówić wykonania aborcji, czy przepisania leków antykoncepcyjnych. Taką furtkę dla lekarzy nazwano klauzulą sumienia. Oczywiście, że drukarz powinien móc mieć prawo odmówić. Natomiast to, dlaczego miał do tego prawo konserwatyści wywodzą z błędnych założeń. Pierwotnym powodem możliwości odmowy było prawo własności czynnika produkcji, w następstwie którego drukarz może rozporządzać swoim mieniem zgodnie z własnym sumieniem. Sumieniem i wiarą nie może natomiast przy odmowie wykonania usługi zakrywać się lekarz pracujący w szpitalu publicznym, gdyż na jego pensje składają się wszyscy obywatele, również ci niepodzielający jego światopoglądu.
Część ludzi uważa, że skoro wyrok został wydany zgodnie z prawem, to jest on słuszny i sprawiedliwy. W końcu artykuł 138. Kodeksu wykroczeń jasno stanowi: „Kto, zajmując się zawodowo świadczeniem usług, żąda i pobiera za świadczenie zapłatę wyższą od obowiązującej albo umyślnie bez uzasadnionej przyczyny odmawia świadczenia, do którego jest obowiązany, podlega karze grzywny”. Otóż nie jest. Nie zawsze to, co stanowi prawo jest słuszne. I w tym wypadku tak jest. Jeżeli przyjęlibyśmy ten argument za słuszny, musielibyśmy iść za ciosem i stwierdzić, że w takim razie niewolnictwo w Stanach Zjednoczonych było sprawiedliwe, gdyż było zgodne z prawem. W rzeczywistości było ono haniebną kartą w historii tego wspaniałego kraju. Podobnie musielibyśmy powiedzieć o segregacji rasowej w RPA, czyli o apartheidzie. Czy było słuszne? Sprawiedliwe? Moralne? Nie.
Dlatego wszyscy, którym na sercu leżą prawa człowieka powinni optować za formą ustroju gospodarczego jakim jest kapitalizm leissez-faire. Jest to jedyny znany człowiekowi ustrój, który za dobre wynagradza, a za złe karze. Za dobre rozumie się spełnianie oczekiwań konsumentów, za co nagrodą będzie zysk. Karą natomiast będzie bankructwo w przypadku, gdy przedsiębiorca nie dostarcza towaru pożądanego przez klientów jak również, gdy usługę wykonuje nieprawidłowo. Jest to jedyny ustrój, w którym nie liczy się u człowieka pochodzenie, płeć, rasa, orientacja seksualna, wyznanie czy dowolna inna cecha. Liczą się twoje umiejętności, twoja przydatność.
Wyrok w tej sprawie powinien nas zmusić do refleksji na temat tego, w którą stronę zmierzamy. Czy opowiadamy się za prawami człowieka, w tym pochodną prawa do życia czyli prawa własności. Czy idziemy w stronę tyranii zaprzeczając własności prywatnej, depcząc prawa jednostki stawiając ponad nimi interes kolektywu.