Biografia Rothbarda – Spotkanie z Ayn Rand
Jak niektórzy z Was słyszeli, zaprzyjaźnione Stowarzyszenie Libertariańskie dzięki crowdfundingowi wydaje biografię ikony ruchu libertariańskiego – Murraya Rothbarda – po polsku.
Dzięki uprzejmości SLu publikujemy rozdział dotyczący relacji Rothbarda z Ayn Rand, który nie pozwala jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie: czy więcej było (niestety) sekciarstwa wśród obiektywistów lat 50tych, czy raczej zawiści wśród tzw. rothbardian? Na szczęście polscy i europejscy wolnościowcy (niestety z wyjątkami) odcinają się od amerykańskich standardów wojenek personalnych stawiając na dyskusję, konstruktywną krytykę oraz wspólne hołdowanie i praktykowanie idei wolności osobistej, racjonalizmu i niezależności. Tego samego życzymy podczas czytania poniższego fragmentu 😉
Spotkanie z Ayn Rand
Na szczególną uwagę zasługuje jeszcze jedno zdarzenie z omawianego okresu, a mianowicie starcie Rothbarda z Ayn Rand, autorką Żródła (1943) oraz Atlasa zbuntowanego (1957), bestsellerów wysławiających kapitalizm, indywidualizm oraz siłę rozumu. Rothbard znał Rand bardzo dobrze jeszcze z czasów zanim porzuciła karierę pisarki i postanowiła zostać liderką ruchu filozoficznego, który nazwała obiektywizmem. Rothbard udał się do niej wraz z Richardem Cornuellem tuż po wydaniu Żródła, lecz między nimi nie zaiskrzyło. Nie zaprzyjaźnili się na początku, lecz w maleńkim świecie libertariańskiego ruchu, gdy jeszcze nie odgrodziła się ona od świata kultem samej siebie, nadal mieli ze sobą styczność. Rothbard zaczął widywać się z nią regularnie dopiero w 1954 roku, lecz jak napisał w liście do Cornuelle’a, nie było to dla niego doświadczenie podnoszące na duchu.
Rothbard pisał, że kilka ostatnich tygodni było dla niego „jednocześnie szczególnie przygnębiających oraz wyjątkowo emocjonujących” i proponował: „może zajmę się najpierw tymi przygnębiającymi”. Wbrew swym chęciom i poglądom, za namową swych młodych przyjaciół wrócił, „by zobaczyć się z Ayn Rand”. Podówczas uzyskała ona już w libertariańskich kręgach Manhattanu status legendy, autorki bestsellerów oraz obrończyni wojowniczego indywidualizmu, a pogłoski o jej kolejnej książce zdążyły już wywołać spore zamieszanie. Gdy chłopcy z Koła Bastiatowskiego dowiedzieli się, że Rothbard i Rand się znają, postanowili wykorzystać szansę na spotkanie się z autorką. Uczniowie Rand organizowali w sobotnie wieczory regularne spotkania w pokoju gościnnym jej mieszkania, gdzie czytano najnowsze strony powieści, świeżo wyjęte z maszyny do pisania. Rothbard udał się tam wraz z Georgem Reismanem i Ralphem Raico. Wizyta ta doprowadziła do kolejnego spotkania, tym razem z udziałem całego Koła. Jak pisał Rothbard, nie należało ono do przyjemnych, lecz z pewnością było bardzo pouczające:
Myślałem, że skoro było tam tak wiele osób oraz będąc od niej parę lat starszym i nieco mądrzejszym, nie uda jej się wpłynąć na mnie w tak przygnębiający sposób, lecz niestety tak się właśnie stało. Nie mogłem powstrzymać śmiechu, gdy powiedziała, abym nie brał ze sobą chłopaka, który podziwiał twórczość Ezry Pounda, ponieważ jest „irracjonalny” (i co jeszcze?), a ona „z Wiekiem jest coraz mniej tolerancyjna”. Obserwowałem całe spotkanie z dystansem, ponieważ wszystko (łagodnie mówiąc) kręciło się wokół dyskusji, toczonej między nią a Georgem Reismanem, który zawzięcie bronił starych, dobrych utylitarystycznych przekonań naszej młodości. Choć zgadzałem się z nią na ogólnym poziomie (lub wydawało mi się, że się zgadzam), nagle zacząłem zawzięcie bronić George’a, który stał się przedmiotem typowego zaciekłego ataku Rand, wedle której każdy, kto jeszcze nie jest stuprocentowym randystowskim racjonalistą, jest wrogiem, „obiektywnie opowiada się za śmiercią i destrukcją” i jest szalony.
W biografii Ayn Rand Barbara Branden wini za pogarszający się humor i rosnącą nietolerancję swej mentorki katastrofalny w skutkach romans z Nathanielem Brandenem, połączony z niemal jednomyślnie negatywnym przyjęciem jej opus magnum przez krytyków i intelektualistów. Jednakże Rothbard poświadczył, że te mniej atrakcyjne cechy charakteru Rand były w pełni widoczne, a nawet dominowały u niej na długo przed publikacją
Atlasa zbuntowanego. Dystans Rothbarda daje do zrozumienia, że jego dotychczasowe doświadczenie z Rand sprawiło, że mógł spodziewać się takiej sytuacji i zupełnie nie zaskoczyło go, gdy wreszcie miała miejsce. „Co ciekawe”, pisał w liście do Richarda Cornuelle’a w 1954 roku, „reakcja emocjonalna George’a po tej sesji była dokładnie taka sama jak niegdyś moja, choć pozostali zupełnie nie uświadamiali sobie, jaką władzę nad ludźmi posiadała oraz z okropieństwa jej stanowiska i osobowości”.
To właśnie stanowiło sedno całej sprawy: konflikt wielkich na wielką skalę. Te dwie osoby, które miały ze sobą dużo wspólnego, odrzuciły ograniczenia związane ze swym pochodzeniem etnicznym oraz ze współczesnymi intelektualnymi modami i przyjęły radykalnie indywidualistyczne stanowisko, a nie mogły chyba bardziej różnić się w podejściu do idei i życia. Choć wydawało się, że zgadzali się w wielu kluczowych kwestiach, emocjonalna reakcja Rothbarda na tamto spotkanie z Rand skłoniła go, jak to określił w liście do Cornuelle’a, „do dalszego przemyślenia sytuacji”. „Doszedłem do
wniosku, że moje stanowisko – i założę się, że twoje także – tak naprawdę różni się bardzo od tego prezentowanego przez nią”
Rothbard uważał, że popularność Rand wynikała z oferowania przez nią alternatywy wobec intelektualnego ubóstwa utylitaryzmu, pozytywizmu i pragmatyzmu. „Dla nas, oczywiście, problem stanowi utylitaryzm”. Filozofia współczesna jest zdominowana przez szkoły myślenia, które zaprzeczają realności i przydatności etyki, ontologii, estetyki itd., a „naszym zdaniem brak etyki jest najbardziej dotkliwy”. Podczas gdy trzy najważniejsze szkoły filozoficzne „zwyczajnie negują możliwość istnienia takiej dyscypliny”, osoba niezgadzająca się z tym konsensusem „natykając się na Ayn Rand, odkrywa, że przekazuje ona prawdy, o których nie mówi się na uczelni”. Mimo tego, „to, co dobre w systemie Ayn wcale nie jest jej oryginalnym wkładem. [. . .] Jak ci pisałem, tradycja filozoficzna głosząca, że istnieje racjonalna etyka oparta na naturze ludzkiej i dająca się odkryć przez rozum; rozum ustalający cele itd. bierze początek już od Arystotelesa. Jej mistrzem oprócz niego był Spencer” Roszczenia Rand do oryginalności jej poglądów były czymś, czego Rothbard nie potrafił brać na poważnie. Bardzo dobrze wiedział, że idea racjonalnej etyki zaczęła się wraz z Arystotelesem, była kontynuowana przez tomistów i dotarła do nas przez Herberta Spencera: „Gdy zaczyna
się czytać ten materiał, okazuje się, że Ayn wcale nie jest jedynym żródłem racjonalnej tradycji ani nawet jedynym spadkobiercą Arystotelesa”. Jej wersja arystotelizmu jest co najmniej dziwaczna, stanowi „okropne wypaczenie” tego logicznego systemu i zawiera „najbardziej nieprzyjemne – i nielibertariańskie – konsekwencje”. „Rand”, twierdził, „zaprzecza wszystkim dowodom na istnienie nawet najbardziej podstawowych dla człowieka instynktów”. Główny błąd polegał według niego na obranej przez nią metodzie:
Da się dostrzec, że próbuje ona wydedukować naturę człowieka, która, jak zresztą uważał Arystoteles, w większości stanowi kwestię badań empirycznych, za pomocą swych prowadzonych zza biurka spekulacji. To metoda Właściwa prakseologii, lecz na pewno nie naukom indukcyjnym.
W przekonaniu, że może snuć teorie bez porównywania ich z faktami, Rand przeczyła, że „emocje mogą być czynnikiem nadrzędnym – wyrzuciła przez okno wszelką niezależną podstawę dla miłości, przyjaźni, przyjem-
ności itd. jako wartości samych w sobie”. Rothbard był podejrzliwy wobec „niemal purytańskiego poglądu Ayn, że jedynym godnym uwagi celem, gdy chodzi o ludzkie władze, jest rozwijanie zdolności umysłowych”. Co zaś z takimi wartościami, jak: „miłość, przyjażń, radość itd. Czy w randowskiej hierarchii wartości nie nie znaczą?”
Teoretycznie znaczyły: powieści Rand pełne są emocji. Jednak w praktyce, fllozofia, którą ona i jej zwolennicy zaczerpnęli z powieści, wytworzyła tak „fanatycznie purytańską” i niewesołą grupę Randowców, jak przewidywał Rothbard”.
„Konsekwencje są o Wiele bardziej przerażające, niż mógłbyś sobie wyobrazić”, pisał Rothbard, gdyż w efekcie Rand „zaprzecza właściwie wszelkiej indywidualności”.

Poza świadectwem Brandenów, obecnym w ich licznych pismach, typowadla randian ponurość została uznana za problem przez niektórych późniejszych obiektywistów; Kładziony przez Kelley’a (okładka książki powyżej) nacisk na wypracowane przez Rand pojęcie „dobrotliwe poczucie egzystencji (benevolent sense-of-Iife)” ma na celu ocalić obiektywizm przed obiektywistami.
Jeśli nie istnieją żadne elementarne emocje, a genetyka nic nie znaczy, jak głosił jeden z racjonalistycznych dogmatów Rand, wówczas „nie ma podstaw dla istnienia różnych zainteresowań, lecz jedynie dla różnych konstelacji zainteresowań. A zatem mógłbym według niej grać
równie dobrze na jakimś instrumencie, jak i znać się na ekonomii, choć ja wiem, że kompletnie brak mi słuchu”. Nie przecząc do końca, że istnieją różnice w poziomie inteligencji, Rand dowodziła, że każdy może nauczyć się wszystkiego, jeśli tylko tego chce i da się mu na to czas. Niemal zupełnie nie znała podstawowych zasad ekonomii, a o zasadzie użyteczności krańcowej – głoszącej, że „przy większej ilości jednostek danego dobra jest ono mniej cenione oraz wskazującej na harmonijny dobór celów dokonywany przez wszystkie jednostki” – nie miała bladego pojęcia, choć stanowi ona „jedną z zasadniczych podstaw prawdziwego indywidualizmu, gdyż każda jednostka potrafi poznać racjonalne cele [i] dokonać wyboru jedynie spośród nich”, pozostawiając miejsce na indywidualne upodobania w szerszym kontekście racjonalności. „Lekceważąc użyteczność krańcową oraz przecząc jakimkolwiek etapom życia”, pisał Rothbard, „Ayn dochodzi do stanowiska, które jest monomaniakalne w swej monolityczności” .
Logiczną konsekwencją tego rodzaju racjonalistycznego egalitaryzmu – „i niestety w ogóle tu nie przesadzam – jest stwierdzenie, że nie istnieje nic takiego, jak unikalna jednostka”. Jeśli wszyscy ludzie, bez żadnych wrodzonych różnic w genach lub innym czynniku, są wyposażeni w tę samą zdolność posługiwania się rozumem i „są tylko wiązkami przesłanek”, wówczas każdy, kto chciałby być racjonalny, dysponowałby tą samą wiązką. „Dlatego też wedle randyzmu ideałem byłoby miejsce, gdzie wszyscy ludzie mieliby identyczne dusze, jeśli nie identyczny wygląd”. Skutki w sferze relacji międzyosobowych zostały przewidziane przez Rothbarda w bardzo precyzyjny sposób: „Przykładowo, logicznym wnioskiem jest to, że nie ma żadnej różnicy, czy Ayn prześpi się z Nathanielem Brandenem [jej najważniejszym uczniem], czy nie ani też, czy zrobi to jakakolwiek dwójka jej uczniów, gdyż wszyscy oni mają te same przesłanki, są takimi samymi ludźmi, a raczej nawzajem wymienialnymi częściami tej samej machiny”. Kilka miesięcy po napisaniu tych słów Rand i Branden rzeczywiście zaczęli ze sobą romansować – za zgodą i wiedzą swoich współmałżonków, w oparciu o swe dziwaczne poglądy na temat związku między romantyczną miłością oraz wartościami filozoficznymi .
Chociaż grono, które Rand zgromadziła wokół siebie, zdążyło już przejawiać znamiona kultu, jej filozofia nazwana przez nią później „obiektywizmem” w pewnych podstawowych kwestiach była nadal na etapie konstrukcji. Mniej więcej w 1954 roku, rozwijając swoje argumenty przeciwko randyzmowi, Rothbard pisze, że Rand nie tylko cierpi na obsesyjną wizję rozumu, ale też:
sama popada w sprzeczność. Z jednej strony, oskarża każdego, kto wierzy w wolną wolę – co jest podstawą wszelkiego rodzaju indywidualizmu – że jest szalony, gdyż postuluje istnienie niezdeterminowanego elementu. Mimo to, zredukowała wszystko do myślenia lub niemyślenia i jest jasne, że wedle jej własnej teorii decyzja czy myśleć, czy nie jest wolna i dlatego też niezdeterminowana, a zatem sama Rand jest równie szalona, jak wszyscy. A jeśli daje przyzwolenie na to skromne ziarno wolnej woli, to czemu nie dopuści jej całej?
Powyższy passus obala neorandystowską mitologię głoszącą, że Rand nie tylko porzuciła nietzscheański duch swojej młodości – zawarty w kilku fragmentach We the Living, jej pierwszej powieści, choć wykreślony w późniejszych wydaniach – lecz także, że niemal w całości sformułowała zasadniczy zrąb swej filozofii przed napisaniem Atlasa zbuntowanego. Dokładnej daty jej totalnego oświecenia nigdy się nie podaje, lecz wśród jej późniejszych zwolenników istnieje tendencja do spychania jej wstecz. Jak w przypadku młodego Mao czy też Józia Stalina, historie tworzone przez randowców ukazują młodą, dojrzałą ponad swój wiek, skazaną na wielkość Ayn uroczyście oświadczającą swemu nauczycielowi filozofii: „moje idee nie są jak dotąd częścią historii filozofii, lecz jeszcze nią będą”. Rand zaaprobowała obraz siebie jako geniusza od kołyski w biograficznej nocie załączonej do Atlasa Zbuntowanego:. „Odkąd tylko sięgam pamięcią, zawsze kierowałam się tą samą filozofią. Na przestrzeni lat wiele się nauczyłam oraz poszerzyłam swą wiedzę dotyczącą szczegółów oraz konkretnych spraw”, pisała, „lecz nigdy nie musiałam zmieniać podstaw”.
Jednak kwestia wolnej woli i determinizmu jest z całą pewnością podstawowa. Dowody wskazują na to, że Rand nie tylko była deterministką aż do 1954 roku, lecz także utrzymywała, że ktokolwiek wierzy w wolną wolę, jest „pomylony”- to „jej ulubiony zarzut”, zauważył Rothbard.
Pouczające jest zwrócenie uwagi na fakt, że kwestia wolnej woli nie jest podnoszona w żadnej z wcześniejszych prac Ayn Rand, wliczając w to Źródło. Co więcej, nie wydaje się, aby bohaterowie i bohaterki jej pierwszych książek zyskali swój pogląd na życie inaczej niż na zasadzie introspekcji. Czy to w postawach, czy w wyglądzie, tę naturalną arystokrację egoistów łączy nawet pewne fizyczne podobieństwo: wszyscy mają wysokie kośd policzkowe, a surowy wyraz ich twarzy wydaje się być niemal emblematyczny, niczym etniczna albo rasowa cecha. W We the Living Rand pisze o jednym z bohaterów, Leo Kovalenskym, jako o „urodzonym z biczem w ręku” i pomimo edycji, której Rand dokonała przy drugim wydaniu książki, duch Zaratustry nadal unosi się nad książką . Ta sama Wagnerowska atmosfera obecna jest w emocjonalnym i zmysłowym klimacie Źródła. Wcale nie dziwi fakt, iż Rand planowała pierwotnie uczynić mottem swej książki cytat z Nietzschego: „Najszlachetniejsza dusza ma dla siebie cześć”. Atlas Zbuntowany napisany na wzór opery – z ariami w formie długich przemów – złożonością oraz rozmiarami przypomina Pierścień Nibelungów z własnymi bogami, bohaterami i złoczyńcami.
Latem 1954 roku Rand nie napisała jeszcze kluczowej przemowy filozoficznej głównej postaci w książce, Johna Galta. Stanowił on jej wizję idealnego człowieka, blondwłosego Zaratustry, który miał oznajmić śmierć Boga oraz proklamować, jak lubił mówić, „filozofię życia na Ziemi”. Ostateczna wersja mowy Galta, którą dzisiejsi obiektywiści uważają za niemal święty tekst, ukazuje jasne stanowisko w kwestii wolnej woli i determinizmu. Deklarując, że „człowiek jest istotą posiadającą wolicjonalną świadomość”, a także opierając obiektywistyczną etykę na zasadzie wolnej woli, na wyborze myślenia lub niemyślenia, Galt popadał w sprzeczność z przekonaniami Rand z poprzednich lat.
Kiedy i w jakich okolicznościach Rand zmieniła swoje stanowisko w sprawie wolnej woli? W normalnej sytuacji kwestia ta byłaby całkowicie marginalna. Jednak w przypadku ruchu libertariańskiego taka błahostka nadal buda wiele kontrowersji. Jest tak w wyniku skłonności libertarian do takiej teorii historii, wedle której cała cywilizacja ludzka oparta jest na osiągnięciach kilku wielkich osób, bez których nadal mieszkalibyśmy w jaskiniach. W połączeniu z powszechną niestety wśród libertarian ignorancją w zakresie historii, a także skłonnością do upraszczania, pogląd ten w przypadku zwolenników Ayn Rand przyjął kształt przekonania, że była ona pierwszą osobą, która sformułowała filozofię racjonalnego indywidualizmu. Ale to nie koniec, gdyż według nich Rand dokonała tego niemal całkowicie w pojedynkę. Choć libertarian na ogół mierżą bardzo pretensjonalne roszczenia późniejszych uczniów Rand, zazwyczaj dają się nabrać na główny mit randyzmu: na jej dziwaczne twierdzenie, że ma dług intelektualny jedynie u samego Arystotelesa. W artykule usiłującym za pomocą analizy statystycznej zarysować powstanie nowego, „niemoralizującego” libertarianizmu, R.W. Bradford daje przykład powszechnego konsensusu w tej kwestii w libertariańskich kręgach: „Sformułowany przez autorkę bestsellerowych powieści Ayn Rand, a przyjęty i rozwinięty przez Murraya Rothbarda, moralizujący libertarianizm był w dużej mierze odpowiedzialny za współczesne odrodzenie myśli libertariańskiej w latach sześćdziesiątych dwudziestego wieku”.
Intelektualna historia współczesnego libertarianizmu została na tyle zniekształcona przez wyznawców rozmaitych kultów, że nawet mgliście nie przypomina rzeczywistości. Randystowska szkoła fałszowania dziejów pracowała bardzo pilnie, by rozpowszechnić w łatwowiernych umysłach mit o niepokalanymi poczęciu Ayn. Najwyższy czas na pewną rewizję tych poglądów, a trudno sobie wyobrazić do tego lepsze miejsce niż biografia Murraya Rothbarda.
Według Barbary Branden, mniej więcej jesienią 1954 roku, Rand rozpoczęła pracę nad mową Galta, co okazało się być bardzo czasochłonnym i zawiłym zadaniem. W którymś momencie w ciągu następnych trzech lat Rand całkowicie zmieniła swoje stanowisko w kwestii wolnej woli. Choć jasne jest, że Rothbard i Rand prowadzili na ten temat długie i obszerne dyskusje, podczas których on bronił wolnej woli, a ona determinizmu – lub przynajmniej poglądu, że wolna wola wprowadza nierozwiązywalne sprzeczności – dokładne okoliczności towarzyszące zmianie stanowiska Rand pozostają nieznane.
Jak zauważył Rothbard, „George Reisman skomentował, według mnie bardzo przenikliwie, system Ayn jako stanowiący doskonalą podstawę dla całkowitego totalitaryzmu, choć sama Ayn jest libertarianką tylko w wyniku irracjonalnego przesądu i dodał, że za pięćdziesiąt lat jakiś sprytny adept randyzmu dostrzeże jego konsekwencje i zamieni w nową, straszną sektę państwowców”. Przewidywał także, że „życie w społeczeństwie randowskiego racjonalizmu oznaczałoby piekło na ziemi” . Z relacji tych byłych członków kultu Ayn Rand, którzy przetrwali ten eksperyment, wiadomo, że rzeczywiście była to namiastka piekła.
Niestety Rothbard lekceważył nawet własne ostrzeżenia. Skończył czytać Atlasa zbuntowanego 3 października 1957 roku i nie wahał się usiąść i napisać do Rand pełen spostrzeżeń, szczery list od wielbiciela, ujawniający głębię jego emocjonalnej reakcji na jej książkę:
Właśnie skończyłem lekturę twojej powieści. Zacznę od przekazania, że wszyscy w naszym Kole Bastiatowskim są przekonani, i byli przekonani, od kiedy tylko zaczęli go czytać, że Atlas zbuntowany jest najlepszą powieścią, jaka została kiedykolwiek napisana. […]
To proste stwierdzenie samo w sobie mało dla mnie znaczy: zawsze nieco gardziłem formą powieści i myślałem, że może ona być co najwyżej jak gorzki syrop z dodatkiem cukru, ułatwiający niezdolnym do zwyczajnego przyswojenia idei masom ich przełknięcie. Gdybym miesiąc temu powiedział o jakiejś książce, że jest „największą powieścią w historii”, nie byłby to z mojej strony wielki komplement.
Niech miarą mojej oceny Atlasa zbuntowanego będzie fakt, że już nie naśmiewam się z powieści. Zawsze przysłuchiwałem się swoim kolegom literatom mówiącym o „prawdach” ukazywanych przez powieści, nie wiedząc, o czym mówią. Teraz już rozumiem, lecz tylko dzięki temu, że doprowadziłaś formę powieści do zupełnie innego wymiaru .
Jego przesadna pochwala „niemal bezdennej jaskini skarbów, jaką jest Atlas Zbuntowany” zajmuje kilka stron. Czytając powieść, czasami czuł ukłucie żalu, że wszystkie te pokolenia czytelników, ludzi, którzy jak moja mama czytali w młodości Dostojewskiego i Tołstoja, szukając w nich mglistych i niejasnych prawd, których nigdy nie odnajdowali, nie mogli przeczytać Atlasa zbuntowanego. Wydaje mi się, że jest w nim wszystko to, czego szukali.
Był to naprawdę spory komplement jak na Rothbarda, gdyż chciał w ten sposób powiedzieć, że duch, który poprowadził Davida i Rayę Rothbardów do budowania życia od początku w nowym świecie wolności i nieograniczonych szans, ożywiał także Atlasa zbuntowanego. Jest wątpliwe by Rand, zawsze deprecjonująca znaczenie rodziny – nie były one racjonalne, bo członkiem rodziny nie było się z wyboru – doceniła te słowa uznania. Rothbard mówił także o Rand z szacunkiem za stworzenie „całkowicie zintegrowanej racjonalnej etyki, racjonalnej epistemologii, racjonalnej psychologii, a także racjonalnej polityki, wszystkich ze sobą nawzajem powiązanych”. Był także „zaskoczony, że robi to wrażenie nawet na mnie, choć znałem ogólne zarysy twojego systemu. Nie mogę sobie wyobrazić, jak wpłynie to na osobę mającą z nim styczność po raz pierwszy”.
Przekonał się o tym bardzo szybko i na długo to zapamiętał. Napisana przez Rothbarda miażdżąca krytyka ruchu randystowskiego nosząca tytuł The Sociology of the Ayn Rand Cult [Socjologia kultu Ayn Rand], choć bardzo precyzyjnie przedstawia randystów jako klasyczny przykład sekty, nie wspomina ani słowem o jego własnym doświadczeniu z Rand i jej zwolennikami. Przyczyna tej nietypowej luki podkreśla trafność jego kąśliwej analizy.
W dniach bezpośrednio poprzedzających publikację bestsellerowej powieści Rothbard i Rand odnosili się do siebie przyjaźnie. Tych dwoje kontrowersyjnych autorów, którzy uwielbiali spędzać całe noce na dyskutowaniu o filozofii, polityce, ekonomii oraz o ostatnich filmach, całkowicie naturalnie zbliżyło się do siebie. Rothbardowie zjawiali się w apartamencie Rand około 7 lub 8 wieczorem i siedzieli tam, dopóki pierwszy blask poranka nie zaczynał przebijać przez okno pokoju gościnnego; wówczas Murray i Joey schodzili na dół do automatu do kawy i po śniadanie, wygłodniali i wyczerpani niekończącymi się dyskusjami.
Późniejsze teksty Rothbarda na temat obiektywizmu skupiają się na słabości liderów randyzmu oraz specyficznej osobowości Rand, lecz jest jasne, że dobrze rozumiał i doceniał, jak bardzo potrafią wpływać na emocje fikcyjne postacie Rand i że po przeczytaniu Atlasa zbuntowanego po raz pierwszy sam także doświadczył ich oddziaływania.
Podczas gdy Atlas Zbuntowany zdobywał szczyty list bestsellerów, krytycy brutalnie zaatakowali książkę. Do najbardziej nieprzebierających w słowach należała pisząca dla tygodnika liberalnych katolików „The Commonweal” Patricia Donegan, która nazwała opus magnum Rand „potokiem nienawiści” . Miesiąc później magazyn opublikował odpowiedź Rothbarda, w której zarzucał recenzji Donegan kilka poważnych błędów. Po pierwsze, pisał, sugerowana przez Donegan lubieżność romantycznych powiązań między bohaterami jest nie na miejscu; bohaterka powieści wcale nie miała trzech kochanków naraz, jak twierdziła Donegan: Jej trzej kochanków występuje kolejno, a nie jednocześnie”. Rozprawiwszy się z tym, Rothbard podjął twierdzenie Donegan, że współczucie (zarówno słowo, jak i pojęcie) są
w powieści Rand całkowicie nieobecne. Wręcz przeciwnie, argumentował, współczucie pełni w Atlasie Zbuntowanym bardzo ważną rolę. Pytanie brzmi jedynie: „Współczucie wobec kogo?”. Powieść Rand dramatyzowała współczucie dla „bohaterskich jednostek nękanych przez łupieżców i inne osoby, które każą im się czuć winnymi ich własnych zalet”. W przeciwieństwie do moralności liberalnego chrześcijaństwa, randowskie pojęcie współczucia odnosi się „bardziej do walki, którą człowiek prowadzi z cierpieniem lub też z niesłusznie zadanym cierpieniem, niż do żalu z powodu cierpienia jako takiego. I choć Pani Donegan ma całkowitą rację, że «pokora jest w schemacie stworzonym przez autorkę zupełnie nieobecna», rzecz ma się zupełnie inaczej w przypadku miłosierdzia. Jednak ponownie jest to miłosierdzie względem cnót”, nie „opowiadanie się za występkiem”. Będąc dalekim od nazywania książki „potokiem nienawiści”, Rothbard pisał, że „głównym wątkiem w Atlasie zbuntowanym jest ludzkie umiłowanie życia”.
„The Commonweal” zamieścił nie tylko odpowiedź Donegan, która nadal dostrzegała coś co najmniej podejrzanego w miłosnym życiu bohaterki, lecz w kilka tygodni później także kolejny tekst autorstwa redaktorów pisma, w którym odnieśli się do sporu Donegan – Rothbard. „W normalnej sytuacji”, pisali, „można byłoby tę sprawę zostawić jej własnemu biegowi, ale od tego czasu czytaliśmy wywiad z autorką powieści ciekawie uzupełniający tę dyskusję”. Wydrukowano fragmenty wywiadu z Rand, przeprowadzonego przez Mike’a Wallace’a, w którym pytał: „Którego myśliciela albo filozofa spośród żyjących dziś w Ameryce lub poza nią szanujesz?”. Jej odpowiedź brzmiała: „Żadnego”. Wallace pytał dalej: „Czy zatem uważasz siebie za najbardziej twórczego żyjącego współcześnie myśliciela?”. Stając na wysokości zadania, Rand odparła: Jeśli ktokolwiek znajdzie racjonalną wadę w mojej filozofii, będę zaszczycona, mogąc go poznać i czegoś się od niego dowiedzieć. Do tego czasu – jestem nim”.
Tak nadzwyczajny popis megalomanii mógł posłużyć Rothbardowi i niektórymi z jego znajomych z Koła Bastiatowskiego jako ostrzeżenie przed tym, w co się pakowali, ale zlekceważyli lub zignorowali tę złowieszczą zapowiedź. W swoim liście do Rand Rothbard porównał Atlasa Zbuntowanego do Ludzkiego działania i przyznał:
gdy w przeszłości słyszałem, jak górnolotnie twoi uczniowie odnoszą się do ciebie – niczym do największego z geniuszów, jacy kiedykolwiek żyli, dającego im „cały wszechświat” – przyznaję, że mnie to odpychało. Myślałem, że to wyraz mistycznego kultu. Lecz teraz, po przeczytaniu Atlasa Zbuntowanego, przekonuję się, że byłem w błędzie .
Zrozumienie, że pierwotnie to on miał rację, zajęło Rothbardowi niecałe sześć miesięcy. Choć czuł autentyczny podziw dla Atlasa Zbuntowanego, na nagłą zmianę stanowiska miały bez wątpienia wpływ także dwa inne czynniki. Pierwszym z nich był fakt, że książka, mimo iż była powieścią oraz wyraźnie opowiadała się za leseferystycznym kapitalizmem i kluczowym znaczeniem własności prywatnej jako podstawowej zasady, organizującej wolne społeczeństwo, dostała się na same szczyty list bestsellerów. Gdy w 1957 roku nie było już śladu po Starej Prawicy wreszcie pojawiły się posiłki: gdy już wydawało się, że wszystko jest stracone, kawaleria ruszyła do szarży. Choć randyści byli na ogół nieoczytani i potrzebowali dokształcenia w kilku najistotniejszych obszarach, Rothbardowi wydawało się wówczas, że da się ich odpowiednio uformować. Ten spektakularny przełom w rozpowszechnianiu libertariańskich idei wydawał się potwierdzać przyrodzony optymizm Rothbarda i życzliwie, a nawet z zachwytem odniósł się do sukcesu książki. Jeśli czasem przesadzał w swym entuzjazmie, spotykało go najwyżej gorzkie rozczarowanie; tym razem konsekwencje miały być o wiele bardziej nieprzyjemne.
Co najważniejsze, Rothbard żywił nadzieję, że randyści mogą mu pomóc również w inny sposób. Niemal wszyscy czołowi przedstawiciele ruchu randystowskiego w Nowym Jorku poddawali się rygorom prowadzonej przez głównego ucznia Rand – Nathaniela Brandena – „obiektywistycznej psychoterapii”. Gdy wieści o jej cudownych efektach dosięgły Rothbarda, myśl, że pomoże ona rozwiązać jeden z jego najbardziej palących problemów, wydawała mu się pociągająca. Była to technika rekrutacji rozpowszechniona w wielu sektach, które często przebierają się w terapeutyczny kostium. Jak jeszcze zobaczymy, sekta ta miała w Rothbardzie błogo jej oddanego i naiwnie nieświadomego, w co się angażuje, członka.
Jako zjawisko psychosocjologiczne sekty mają właściwą sobie strukturę – stałą bez względu na zawartość samej ideologii. Przede wszystkim najważniejsza jest centralna postać lidera, przedmiotu kultu, osoby będącej ucieleśnieniem doktryny, cokolwiek miałoby ją stanowić. Doktryna ma w przypadku kultu dwa aspekty. Po pierwsze, istnieje jej część egzoteryczna lub też zewnętrzna, która jest udostępniana szerszej publiczności. Po przyciągnięciu nowicjuszy wtajemnicza się ich stopniowo w doktrynę ezoteryczną, w wewnętrzne prawdy dostępne jedynie kręgowi wtajemniczonych. W przypadku ruchu obiektywistów doktryną egzoteryczną był radykalny indywidualizm, prototypem którego była postać Howarda Roarka z powieści Rand Źródło z 1943 roku. Doktryna ezoteryczna była nieco inna, a właściwie stanowiła przeciwieństwo egoistycznego stanowiska, które przyciągało nowicjuszy. Rothbard uważał, że „jest ona następująca: Ayn Rand jest największym człowiekiem, jaki kiedykolwiek żył i będzie żyć, i dlatego też wszystko co mówi, jest prawdziwe. Natomiast każde odstępstwo stanowi zniewagę dla rozumu i rzeczywistości oraz przyczynę natychmiastowej ekskomuniki nałożonej przez resztę wiernych. Wszystko opiera się zatem na totalitarnym, religijnym kulcie, w którym rozkazy Rand przekazywane są wysokiemu kręgowi, który w tamtych czasach nazywany był «starszym kolektywem»” . Jak przekonująco zauważył Rothbard, kult Rand „promował niewolnicze uzależnienie od guru w imię niezależności; podziw i posłuszeństwo wobec lidera w imię indywidualności każdej osoby; a także ślepe emocje i wiarę weń w imię rozumu”.
Wydawca Rand z Random House – Bennett Cerf – który w 1977 roku opublikował swoją autobiografię, trafnie zauważył, że mimo tego, iż Rand nie uczyniła z pewnością nic, by zniechęcić do atmosfery uwielbienia, która zaczęła szerzyć się w jej najbliższym kręgu, to prawdziwy problem stanowili jej zwolennicy. Szczególnie pierwszy zastępca Rand, młodszy od niej o około dwadzieścia lat, psycholog Nathaniel Branden wykorzystał rosnącą popularność swojej mentorki nie tylko, aby zwabić do siebie pacjentów, ale także by zasilić finansowo organizację, którą założył w celu propagowania filozofii Rand – Instytut Nathaniela Brandena (NBI). Od wszystkich swych pacjentów, jako części terapii, Branden wymagał przejścia cyklu wykładów pt. Podstawowe zasady obiektywizmu. Metoda pasa transmisyjnego prowadzącego od pokoju gościnnego Rand, poprzez biuro Brandena do drzwi NBI okazała się fantastycznym sukcesem.
Przez długi czas Rothbard cierpiał na fobię podróżowania, lecz był zdeterminowany, by ją pokonać i za namową Rand udał się do Brandena w charakterze pacjenta. Ich relacja trwała mniej niż sześć miesięcy: był to związek krótki, lecz bardzo intensywny.
Członkostwo w nowojorskim oddziale randystowskiej sekty oznaczało bycie w ciągłym wirze wydarzeń. Rothbard pisał, że „każdego wieczoru jeden z najwyższych rangą randystów przedstawiaj różnym członkom wykład rozwijający rozmaite aspekty «linii partii»: podstawy psychologii, prozy, seksu, myślenia, sztuki, ekonomii lub filozofii (struktura ta odzwierciedlała wizję utopii zarysowanej w Atlasie zbuntowanym, gdzie bohaterowiei bohaterki każdy wieczór spędzali na wygłaszaniu sobie nawzajem wykładów)”
Nie potrzeba było wiele takich szalonych działań, aby Rothbard zmęczył się nimi i by nadszarpnęło to jego relacje z Rand. Nieuczęszczanie na wykłady randystów sprawiło, że liderzy ruchu zaczęli pytać: Jak to możliwe, że nie spędzasz każdej wolnej chwili z najbardziej racjonalnymi ludźmi w Nowym Jorku, jeśli nie na całym świecie?”. W sekciarskim świecie nowojorskich randystów uważano tego rodzaju pytanie za uzasadnione. „Lecz co, jeśli”, pytał Rothbard, „jak to się często zdarza, ktoś nie lubił, a nawet nie potrafił znieść tych ludzi?” . Wówczas jego dni w randystowskim ruchu były policzone. Kiedy stało się oczywiste, że lęk Rothbarda przed podróżą nie zniknie za sprawą moralistycznych ataków „obiektywistycznej psychoterapii”, mieszaniny gier umysłowych i zastraszania, a także niekończących się wykładów i zajęć z podstaw obiektywizmu, Branden zdecydował, że problem Rothbarda jest powiązany z innymi kwestiami, np. irracjonalnym wyborem małżonki. Jak to możliwe, że Rothbard uważa się za racjonalnego człowieka, skoro wybrał sobie na żonę osobę, której wiara w Boga naruszała randowską zasadę pierwszeństwa rozumu? Czy wybory seksualne nie powinny być, jak uczyła randystowska szkoła psychoterapii, odbiciem najgłębszych wartości? Jeśli Rothbard naprawdę chciał zmienić swoje życie, odrzucić neurozę i przeszkody z przeszłości tak, jak Atlas zrzucił świat ze swoich barków, powinien zostawić swoją uroczą i oddaną żonę JoAnn i zastąpić ją bardziej odpowiednią randystką. Branden i jego szajka, twierdzący, że znają wszystkie racjonalne osoby w Nowym Jorku, byliby zachwyceni, mogąc wskazać Rothbardowi odpowiednie kandydatki .
Justin Raimondo
tłumaczenie: Jakub Woziński
Po więcej informacji o biografii, zapraszamy na fanpage akcji SL.