Psychologiczne przesłanki na rzecz indywidualizmu
Rok 1945. Sowieci wielkimi krokami zmierzają w stronę Berlina, wcześniej zajmując terytoria środkowej i wschodniej Europy. Po drodze gwałcą, grabią i mordują. Prawdziwych i wyimaginowanych wrogów. Oczywiście nie wszyscy, ale bardzo widoczna część spośród krasnoarmiejców. Świadectw tamtych dantejskich scen dostarczają nam opowieści tych, którzy albo byli ich bezpośrednimi ofiarami, albo obserwatorami nieszczęścia.
Myli się jednak ten, kto uważa, że Armia Czerwona była odosobniona w tego typu zachowaniach. Patologie tego kalibru zdarzały się w rzeczywistości wojennej po każdej stronie – radzieckiej, niemieckiej… nawet polskiej. Takie dramaty pojawiają się po dziś dzień przy okazji każdego konfliktu zbrojnego. Głównym czynnikiem determinującym ich powstanie jest bowiem nie określona narodowość, lecz… zwycięstwo kolektywizmu – rasowego, klasowego, narodowego lub wyznaniowego. To kolektywizm, najbardziej prymitywny i jaskrawy w warunkach wojny, staje się motorem napędowym rzezi, w której łatwo przychodzi nam mordować innych ludzi. Nie mordujemy ich wówczas jako indywidualnych jednostek, lecz jako przedstawicieli bliżej niesprecyzowanego, „wrogiego” kolektywu. Reprezentantów szarej masy, w której nie dostrzegamy zbiorowości ludzi, lecz motłoch. A im mniej dostrzegamy pojedynczego człowieka, tym mniej współczucia jesteśmy w stanie z siebie wykrzesać.
Psychologia społeczna wielokrotnie dowiodła, że w warunkach osłabionego indywidualizmu człowiek postępuje nie tylko nieracjonalnie, ale także często w sposób zbrodniczy. Pionierem, który dostrzegł ową zależność, był francuski psycholog Gustaw Le Bon. W swej publikacji Psychologia tłumu opisał zjawisko, które określił jako „prawo jedności umysłowej tłumu”. Dzisiejsza psychologia społeczna używa sformułowania „dyfuzja emocji”. Oznacza to, że jeśli znajdziemy się w sporej grupie, w której przeważają określone emocje, to istnieje duże prawdopodobieństwo, że sami zaczniemy je przejawiać. Istnieje też ryzyko, że będziemy znacznie bardziej podatni na niewłaściwe sugestie. A całe nasze zachowanie będzie zgoła odmienne od zachowania w warunkach, gdy przebywamy sami bądź z wąską grupą zaprzyjaźnionych osób. Właśnie na tym polega mechanizm zachowań stadnych.
Specyfiką dużego stada jest także to, że pozwala zachować anonimowość, która wzmacnia poczucie bezkarności. Jeśli policja zwraca się przez megafon do rozjuszonego tłumu, apelując o spokój, prawdopodobnie nie przyniesie to żadnego rezultatu. Jeśli jednak spostrzegawczy funkcjonariusz rozpozna w tłumie określone jednostki, do których będzie apelował personalnie – wówczas jest spora szanse, że odniesie sukces.
I tu wracamy do punktu wyjścia. Jeśli zdegenerowana armia wkracza na określone terytorium, to wystarczy czasem kilka złych, jednostkowych przykładów, by patologiczne emocje i zachowania zostały przyjęte przez wielu innych żołnierzy. Dyfuzja emocji, w połączeniu z poczuciem anonimowości (bezkarności) i całkowitym zatraceniem indywidualnych cech i wartości, tworzą grunt do realizacji najbardziej obrzydliwych i karygodnych zbrodni. Czynów, jakich nie popełnilibyśmy jako jednostki, a które łatwo popełniamy jako piksele w szarej masie kolektywu.
Z poczuciem anonimowości – bezkarności łączy się kolejne zjawisko zdefiniowane przez psychologię społeczną – rozproszenie odpowiedzialności.
Doświadczenia empiryczne w tym obszarze ewidentnie wskazują prostą zależność: im więcej ludzi skupionych wokół tragicznego wydarzenia, tym mniejsze prawdopodobieństwo, że któraś z jednostek udzieli pomocy ofierze. W takim wypadku zwykle powstaje mechanizm zwany kolokwialnie „spychologią”. Odwrotnie jest w sytuacji, gdy świadków tragicznego wydarzenia jest niewielu bądź jesteśmy jedynymi. Wówczas odczuwamy presję, by nieść pomoc, ponieważ czujemy odpowiedzialność, którą trudno zrzucić na innych świadków (gdyż tych zwyczajnie brakuje).
Rozproszenie odpowiedzialności to mechanizm, który wyjaśnia także patologię nadmiernie zbiurokratyzowanego państwa opiekuńczego. Nadmiar instytucji państwowych, nadmiar urzędników, maksymalne rozproszenie odpowiedzialności, a w konsekwencji – minimalna lub zerowa pomoc obywatelowi.
Zaprzeczeniem indywidualizmu jest także zjawisko psychologiczne, które stanowi jeden z pierwszych etapów tworzenia międzygrupowych uprzedzeń – efekt homogeniczności grupy obcej. Efekt ten, jak nietrudno wywnioskować, dotyczy postrzegania grupy subiektywnie obcej za jednorodną, niezróżnicowaną wewnętrznie. Innymi słowy, grupa obca nie jest w percepcji człowieka uprzedzonego zbiorowiskiem oryginalnych, wyjątkowych i indywidualnych jednostek, lecz jednorodną masą. Grupa ta staje się w takim wypadku wrogim kolektywem. Znów zatem w kształtowaniu uprzedzeń wiodącą rolę odgrywa kolektywizm lub – precyzując – postrzeganie grupy obcej jako kolektywu.
Częściowo zjawisko to opisała Ayn Rand w epokowej Cnocie egoizmu. Amerykańska filozof przedstawiała w swym dziele, jak kolektywne myślenie prowadzi do kształtowania rasistowskich postaw.
Kolejnym, bardzo brutalnym ciosem w indywidualizm jednostki, jest zjawisko dehumanizacji. Odarcie drugiego człowieka z ludzkiej podmiotowości oraz tego wszystkiego, co kształtuje indywidualny obraz istoty myślącej, to częsty zabieg stosowany przez faszystów, komunistów oraz innych wrogów ludzkiej wolności. Daje oprawcy nieuzasadnione niczym usprawiedliwienie dla haniebnych czynów popełnianych wobec jednostki, ponieważ nie widzi w niej wyjątkowej istoty ludzkiej.
Indywidualizm jednostki oznacza także jej wolność. Wolność rozumianą jako zdolność robienia wszystkiego tego, co nie narusza wolności innych jednostek.
Sławny eksperyment przeprowadzony przez Stanleya Milgrama dotyczył posłuszeństwa wobec szeroko pojętej władzy. Uzyskane wyniki pozwoliły wyciągnąć klarowne wnioski – człowieka pozbawionego własnej decyzyjności, sterowanego odgórnie przez władzę, bardzo łatwo przekonać do czynienia krzywdy innym, nawet gdy wewnętrznie się na to nie godzi. Kontrowersyjne, choć dające wiele do myślenia badanie amerykańskiego psychologa, odzwierciedla dramat człowieka pozbawionego wolności, możliwości wyboru oraz zmuszanego do czynienia zła. Prawdopodobnie tu należy szukać wyjaśnienia patologii związanej z pojęciem homo sovieticus.
Nasza cywilizacja, w toku swojego rozwoju, wykuła wspaniałe pojęcie indywidualizmu, by chronić prawa jednostkowe. Rezygnacja z tego pojęcia w praktyce oznacza odrzucenie rozumu, a w konsekwencji także wojny plemienne i pospolite barbarzyństwo.
Psychologia społeczna bardzo obszernie zajmuje się różnymi zjawiskami grupowymi, w których ludzie przejawiają destrukcyjne bądź autodestrukcyjne zachowania. Warto o tych zjawiskach pamiętać, by ocena etyczna indywidualizmu i kolektywizmu nie bazowała jedynie na dogmatach Ayn Rand, ale również na dorobku nauk społecznych.