Przywrócić pamięć o Kisielu!

Kompozytor, krytyk muzyczny, pisarz, publicysta, poseł na sejm PRL, współzałożyciel Unii Polityki Realnej… Stefan Kisielewski to zdecydowanie najbardziej nietuzinkowa postać Polski  dwudziestego wieku. Na własne oczy doświadczył realiów nadwiślańskiego kraju przed wojną, w jej trakcie oraz w czasach PRL. Dostrzeżone absurdy piętnował bezlitosną ironią, dlatego był solą w oku dygnitarzy partyjnych na każdym etapie trwania Polski Ludowej. Niechęć władz potęgował fakt, że otwarcie postulował wprowadzenie kapitalizmu, nie wierząc w skuteczność podejmowanych prób reformy socjalizmu.

Daleko posunięty indywidualizm wykraczał poza wszelkie ramy społeczno-politycznych sporów, dlatego Kisiel obrywał ciosami krytyki także ze strony potencjalnych sojuszników. Gdy światło dzienne ujrzała jego powieść Sprzysiężenie, wywołała skandal wprost proporcjonalny do popularności i zachwytu młodzieży, która się w niej zaczytywała. W efekcie Kisiel na jakiś czas musiał pożegnać się z redakcją „Tygodnika Powszechnego”.

Sprzysiężenie to powieść piękna, której skromnie rozbudowana fabuła stanowiła jedynie tło dla luźnych, choć oprawionych mistrzowskim piórem refleksji narratora. To książka o młodości, dojrzewaniu w warunkach wojennej zawieruchy, chłopięcych ideałach i pierwszych cielesnych zbliżeniach. To historia młodych, wchodzących w pierwszą fazę dorosłości chłopców, którzy – nie bacząc na rozgrywające się geopolityczne dramaty – postanawiają stworzyć autonomiczny, szczęśliwy i pełen marzeń własny świat. Dzieło zawiera w sobie wszystkie elementy predysponujące je do znalezienia się w kanonie lektur szkolnych. Dlaczego go tam nie ma?

Cóż, ja sam o Stefanie Kisielewskim dowiedziałem się nie z lekcji polskiego. Jak to możliwe, że tak niebanalna postać z szerokimi horyzontami została przez tak wielu przemilczana? Jedyną symboliczną pozostałością jego spuścizny jest Nagroda Kisiela przyznawana rokrocznie przez tygodnik „Wprost”. Na marginesie: profile ideologiczne wielu jej dzisiejszych laureatów są przeciwstawne wobec podstawowych przekonań jej patrona.

Pozostały jeszcze teksty, które niestety wraz ze spadkiem czytelnictwa żółknieją coraz bardziej. Myślę jednak, że to nie spadek czytelnictwa jest główną przyczyną niepopularności Kisiela. Może po prostu brakuje w naszej rzeczywistości miejsca na postawy wyraziste, czasem skandalizujące, nieszablonowe? Być może w nadwiślańskim kraju, lubiącym romantyczne uniesienia i odpływy w stronę irracjonalnych zachwytów, Stefan Kisielewski nie jest kimś, kto buduje oczekiwaną przez większość tożsamość? Społeczeństwo, w którym Solidarność jest relikwią, może nie jest właściwym gruntem dla człowieka, który na Solidarność patrzył z przymrużeniem oka (czego wyraz dał w innej swojej powieści – Wszystko inaczej)?

W tym wielkim morzu polskiej (choć pewnie to nie tylko polska specyfika) rzeczywistości, pełnej irracjonalnych sporów, emocjonalnych uniesień oraz szaleńczych postaw, Kisiel pozostał jednostką niepokorną i nieskorą do zaszufladkowania. Pewnie właśnie dlatego jego felietony, komentarze i opinie spotkały się nie tylko z atakiem dyktatury ciemniaków, lecz także z przemilczeniem ze strony współczesnego szkolnictwa. Stefan Kisielewski po prostu nie dołożył swojej cegły do budowy współczesnego, polskiego ołtarza, przy którym uprawia się kult Solidarności, martyrologii i kolektywizmu. Wygląda na to, że odbudować pamięć o Kisielu powinno środowisko wolnościowe. Nie tylko dlatego, że należy upominać się o umysły światłe i oryginalne, lecz także przede wszystkim ze względu na jego kapitalistyczne i indywidualistyczne przekonania. To, jak wiemy, w środowisku artystyczno-literackim jest prawdziwym rarytasem.

Może spodoba Ci się również...