Pierwszy Bóg
Autor: Andrzej Korsak
Korekta: Mateusz Błaszczyk
Dr Andrzej Korsak, radykalny zwolennik kapitalizmu, co w tym przypadku oznacza poparcie wymogu rezerwy stuprocentowej i postulatu całkowitej likwidacji państwowego pieniądza fiducjarnego, w zamian – prawne (oczywiście nie – kapitałowe) wsparcie państwa dla prywatnych emisji pieniądza mającego pełne, dostępne dla zwykłych użytkowników pokrycie towarowe. W filozofii dr Korsak jest zwolennikiem własnej wersji racjonalizmu krytycznego (Popperowskiego fallibilizmu).
Uwaga redakcji: Pierwszy Bóg to autorskie rozważania poświęcone tezom Daniela Dennetta, amerykańskiego filozofa i przedstawiciela nurtu Nowego Ateizmu, zawartym w artykule pt. Samolubny gen jako esej filozoficzny. Autor – dr Andrzej Korsak – przedstawia tutaj własne przemyślenia na ten temat. Artykuł nie reprezentuje oficjalnego stanowiska portalu Obiektywizm.pl
Rozważmy następujący fragment z artykułu Daniela Dennetta: Samolubny gen jako esej filozoficzny.
[N]ie istnieje żadne w miarę stabilne stanowisko pośrednie: można albo całkowicie odrzucić ewolucję w ujęciu darwinowskim i uparcie trwać przy arystotelesowskiej lub Abrahamowej wizji Boga jako mocy sprawczej, albo postawić na głowie tradycyjne ujęcie wszechświata i przyznać, że umysł, sens i cel są stosunkowo niedawnymi rezultatami mechanicznego działania bezrozumnych darwinowskich algorytmów, a nie ich przyczyną. Świat natury powstał w wyniku procesów oddolnych, a wszelkie odgórne procesy badawcze i rozwojowe, tak dobrze nam znane (ludzka aktywność twórcza i badawcza, wynalazczość, rozwiązywanie problemów i kreatywność), wyewoluowały jako owoce procesów oddolnych przebiegających na wielu poziomach i w wielu wymiarach, w tym darwinowskich procesów algorytmicznych zachodzących w poszczególnych mózgach. Wszelkie próby kompromisu, zrobienia wyjątku dla jakiejś ulubionej teorii alternatywnej odwołującej się do czynników nadnaturalnych są z góry skazane na niespójność[1].
Wykażę, że Dennett się myli. Przedstawię logiczną analizę sytuacji problemowej, z jaką mamy do czynienia, będzie to główna część mojego tekstu, a następnie, w części końcowej, wyjaśnię, dlaczego nie zgadzam się z autorem Breaking the Spell, choć przedstawiony fragment uważam nie tylko za intelektualnie kuszący, lecz także za intelektualnie wartościowy. Jednakowoż twierdzę, że ostatecznie jest to jednak błąd, a co najmniej pewne uproszczenie, które należy zaopatrzyć w intelektualnie pogłębiający problematykę komentarz.
Możliwości jest zasadniczo tylko siedem.
Po pierwsze. Boga nie ma, nigdy nie było i nigdy nie będzie.
Po drugie. Pierwszy Bóg wykluje się już niedługo z zarodka, jakim jest gdzieś we wszechświecie zaawansowany proces cywilizacyjny, a raczej już postcywilizacyjny.
Po trzecie. To już się stało. Najpierw gdzieś toczyły się procesy ewolucyjne, potem cywilizacyjne, potem toczył się proces postcywilizacyjny i zaowocował – Bóg już istnieje. Bezpośrednio po Wielkim Wybuchu nie istniał, ale od niedawna istnieje. Wie o nas, lecz się nami w ogóle nie podnieca.
Po czwarte. Bóg istniał zawsze, również w okolicznościach takich, że czas nie istniał i nie istnieje (nie istnieje – to znaczy, że czas, czasoprzestrzeń to coś osobnego w stosunku do tych okoliczności) – to On stworzył świat, stworzył razem z czasem. W to wierzy wiele religijnych osób: niektórzy katolicy (z zasady katolicy w to wierzą) i, rzecz jasna, nie tylko oni.
Po piąte. Bóg stworzył świat, jest odpowiedzialny za Wielki Wybuch, ale nie istniał bynajmniej zawsze. Wykluł się w poprzednim wszechświecie lub w którymś z poprzednich wszechświatów.
Po szóste. Bóg istniał, ale poddał się samolikwidacji (był na tyle wszechmocny, że nie przerosło Go to zadanie, dokonał skutecznej samolikwidacji).
Po siódme. Nie ma Boga i bez Boga sczezną wszystkie dzieła wszystkich podmiotów, Kosmos skończy się, lecz nie będzie to koniec ostateczny. Powstanie kolejny wszechświat w sposób samoistny, a potem może jeszcze kolejny. Bóg wykluje się w bezpośrednio następnym lub którymś kolejnym wszechświecie.
Powyższe siedem tez wyczerpuje zasadniczy zbiór możliwości, niemniej – oprócz mniej istotnych niuansów – pomija wchodzące w grę komplikacje, przede wszystkim politeistyczne (jeśli jeden Bóg, to czemu nie więcej?). Zbiór zasadniczy znaczy zbiór uproszczony. Komplikację politeistyczną nazwijmy tezą osiem.
Przejdę teraz do zwięzłego komentarza do siedmiu tez, dodam też parę słów do tezy osiem.
- Teza pierwsza wyraża ateizm. Radykalny ateizm, chciałoby się powiedzieć. Zaczynam od niej, ponieważ konstytuuje ona rozsądny fundament pod wszelkie odmienne dywagacje. Jeśli chcemy wartościowej analizy, nie powinniśmy wychodzić od niewiarygodnego punktu wyjścia. Kilkaset lat temu sytuacja teoretyczna była diametralnie inna, przeciwstawna. Jest jednak kwestią wysoce dyskusyjną – czy była inna z powodów z gruntu merytorycznych, czy też z powodu terroru teistów.
- Wraz z punktem drugim przechodzimy już do paradoksalnego segmentu Bogów naturalistycznych. Zaznaczam jednak, że naturalistyczne pochodzenie nie musi koniecznie ograniczać. Przeciwnie, jeśli słowo „Bóg” ma być użyte w poważny, staranny sposób, to jego desygnat, mimo nawet naturalistycznego pochodzenia, musi mieć istotne cechy nadnaturalne, powiedzmy w jakimś skrócie – cechy nadnaturalnej potęgi. Szczególny jest sens wyrażenia z tezy drugiej: „już niedługo”. Niedługo w porównaniu z wiecznością, niedługo w porównaniu z nieskończonością (lub również niedługo w porównaniu z szacowanym czasem dalszego istnienia naszego Wszechświata w postaci nam jeszcze jakkolwiek bliskiej, to znaczy na przykład do momentu rozpadu wszystkich atomów). To „niedługo” w praktyce może oznaczać prawie cokolwiek: rzeczywiście w dość bliskiej przyszłości lub nawet dopiero za kilka, kilkanaście miliardów lat.
- Nie sądzę, aby ten Bóg był jakoś specjalnie odpowiedzialny za którąkolwiek z ludzkich religii. Bóg to Bóg. Jest zbyt poważny, aby bawić się w wysadzanie krzaków ognistych na pustyni albo w nawiedzanie umysłów egzaltowanych dziewic. I analogicznie do poprzednich uwag: „od niedawna” może znaczyć na przykład – od setek już milionów lat.
- Bóg tezy czwartej jest zgodny z wyobrażeniami wielu religii monoteistycznych. Jest w stu procentach antynaturalistyczny. Znaczna część ludzkości uważa go za figurę wiarygodną lub wręcz istniejącą. Odsetek ten był poważnie większy (powiedzmy: JESZCZE większy) we wcześniejszych epokach, epokach z nierozwinięta nauką, edukacją, wiedzą, z niewyostrzonymi narzędziami myślenia. Jeśli (PRZYKŁADOWO, bo można by tu też inną religię podstawić) katolicyzm jest prawdziwy, to z tego wynika, że Bóg tezy czwartej istnieje. Ale najważniejszą rzeczą, jaką powinniśmy zapamiętać o Bogu tezy czwartej, jest kwestia następująca. Jeśli Bóg tezy czwartej istnieje, to z tego absolutnie nie wynika, że katolicyzm (lub mile widziane przez kogoś INNE wyznanie) jest prawdziwy. Bo Bóg może istnieć (o ile rzeczywiście może, nie jest to wcale takie bardzo wiarygodne), lecz zamiast katolicyzmu może być prawdą, powiedzmy, judaizm[2]. Ale jeśli judaizm, to i cokolwiek, a jeśli cokolwiek, to najwyraźniej żadna z religii nie jest prawdą. Właściwie dlaczego Bóg tezy trzeciej miałby być zbyt poważny na pewnego typu zabawy, a Bóg tezy czwartej miałby być mniej poważny? Nie widzę żadnego powodu, dla którego Bóg tezy czwartej miałby być mniej poważny niż Bóg tezy trzeciej. Religie są po prostu merytorycznie słabe[3]. Tak słabe, że nawet Bóg im nie pomoże.
- Bóg tezy piątej mógłby być pozytywną odpowiedzią na dylematy związane z zasadą antropiczną – subtelnym zestrojeniem stałych fizycznych wszechświata.
- Teza szósta nie przesądza – czy Bóg Samobójca miał naturalistyczne pochodzenie, czy też był pod tym względem bardziej podobny do Boga tezy czwartej.
- Bóg tezy siódmej moim zdaniem jest nam najbardziej obcy i obojętny. Można powiedzieć o nim tak: nawet jeśli kiedyś stanie się ekstremalnie ważny, to na dziś jest wręcz ekstremalnie nieważny.
- Mówię o tezie osiem, a nie o tezie ósmej nie przypadkiem. Teza osiem wchodzić może bowiem w różnego typu relacje z tezami poprzednimi. One były dla siebie alternatywami, ona może być dla niektórych z nich rozszerzającym wariantem. Ten politeizm, który dopuszcza teza osiem, nie ma nic wspólnego z folklorem tradycyjnych kultur. Cały czas zajmujemy się metafizyką, a nie folklorem. Owszem, faktyczne kulturowe odpowiedniki, egzemplifikacje Boga tezy czwartej mogą, rzecz jasna, mieć w praktyce sporo wspólnego z folklorem tradycyjnych kultur. Ale już sam Bóg tezy czwartej nie jest w żaden sposób zależny od takich uwikłań.
Wracam teraz do cytatu z artykułu Samolubny gen jako esej filozoficzny. Powiem krótko. Bóg tezy piątej rozsadza stanowisko Dennetta. Powiedzmy, że ktoś dał się uwieść tej radykalnej dychotomii (w której zresztą zakłada się, że słuszność jest wyłącznie po jednej stronie, po stronie wywracającej „tradycyjne ujęcie wszechświata”) i teraz zareaguje nerwowym protestem mówiąc, że Bóg tezy piątej to figura kuriozalna. Czyżby? On tylko demoluje stanowisko Dennetta w sposób najbardziej czytelny, ale w przestrzeni teoretycznej przydałem mu odpowiedniki, które czynią go Bogiem pewnej klasy, a nie żadnym kuriozum. Zresztą wspominałem o tym, o pewnym segmencie. Staje on zatem w jednym szeregu z Bogiem tezy drugiej. Z Bogiem tezy trzeciej. Z Bogiem tezy siódmej. Ponadto wyciąga przyjaźnie rękę do Boga tezy szóstej, przy braku rozstrzygniętej przynależności Boga tezy szóstej do tak określonego segmentu[4].
W tym miejscu kończę polemikę z Dennettem, jak również z jego nerwowym zwolennikiem. Można bowiem uznać, że chcę przedstawić pewną koncepcję filozoficzną z dziedziny metafizyki, gdzie przedstawienie określonych treści jedynie ubrałem w formę polemiki z Dennettem (lub inaczej powiedzmy: polemika z cytowaną wypowiedzią jest dodatkiem). Natomiast w zakończeniu dodam szybko kilka szczegółów lub zastrzeżeń. Oto one.
Bóg tezy piątej, na mocy przyjętych założeń, istniał „przed” Wielkim Wybuchem. Użycie cudzysłowu nie jest ani ironiczne, ani przypadkowe. Obecnie zakłada się, że czas nie istnieje samoistnie, jest swego rodzaju składową czasoprzestrzeni, a ponadto, że czas powstał w wyniku Wielkiego Wybuchu, to znaczy, nie jest tak, że Wielki Wybuch był zdarzeniem umiejscowionym w czasie, lecz był zdarzeniem generującym czas w ogóle (jako wspomnianą składową). Ponadto. Nie wikłam się w żadne mody obowiązujące obecnie w kosmologii. Gdyby któraś z tych mód wzbiła się na poziom obowiązującej nauki, to też nie jest (z natury rzeczy…, epistemologia się kłania) powiedziane, że byłoby to ostatnie słowo nauki. Dalej. Jeśli chodzi o tytuł mojego tekstu, to dodam, że Bóg tezy piątej jest „najwcześniejszy” (cudzysłów zgodnie z zasadą przed chwilą opisaną), jest pierwszym Bogiem z jednoznacznie przynależnych do swojego segmentu (zbiór koncepcji teoretycznych dotyczących Boga takiego, którego cechuje naturalistyczne pochodzenie). W ogóle „wcześniejszy” jest, rzecz jasna, Bóg tezy czwartej, ten nie ma w tej dziedzinie konkurencji: to bezwzględnie pierwszy Bóg (nie zakłada się, że cokolwiek było przed Bogiem antynaturalistycznym). W innej konkurencji rozprawił się z nim jednak już Dennett, jest on bowiem przegrywającą, archaiczną opcją z radykalnie dwubiegunowej dychotomii Dennetta.
[1] D. C. Dennett, Samolubny gen jako esej filozoficzny, w: A. Grafen, M. Ridley (red.), Richard Dawkins. Ewolucja myślenia, Wydawnictwo Helion, (b.m.w.) 2008, s. 122.
[2] Piszę ten tekst w języku polskim i przez to automatycznie odnoszę się do polskiego kontekstu kulturowego. Gdybym go pisał w języku hebrajskim, adresował najpierw do żydowskich odbiorców, w sposób naturalny mógłbym odwrócić kolejność. Zacząłbym od judaizmu, a następnie zaznaczył: „lecz zamiast judaizmu może być prawdą na przykład…”.
[3] Ostrożnie ze słowem „religie” w tym miejscu. Czy japoński buddyzm ZEN, czy japoński kult przodków, czy konfucjanizm, czy w końcu taoizm – to religie? Załóżmy, że w KAŻDYM z tych przypadków – tak. Załóżmy też po prostu, aby nie mnożyć zastrzeżeń, że prezentowane w tekście głównym do tego przypisu treści to krytyka religii. W takim wypadku wspomnianych w tym przypisie religii ta krytyka za bardzo nie kąsa, choć naturalnie te systemy myślowe mogą mieć ewentualnie jakieś – właściwe dla siebie – istotne wady.
[4] O potencjalnej tendencji współczesnego dyskursu do naturalizacji bóstwa-Absolutu wspomina John R. Searle, por.: J. R Searle, Umysł, język, społeczeństwo, wydawnictwo CiS i wydawnictwo W.A.B., Warszawa 1999, ss. 62–66, jednak prezentowane przeze mnie w tym artykule treści w wielkim stopniu wykraczają poza zaprezentowaną tam perspektywę, którą można potraktować jako uwagę na metapoziomie lub jako wskazanie na rys rozwoju kulturowego (odpowiednik „zaniku tabu w kulturze świeckiej”). A nie jest może w tym kontekście zupełnym przypadkiem, że Searle zdecydowanie nie należy do ulubionych filozofów Daniela Dennetta… Można by rzec, że między tymi filozofami intelektualnie iskrzy, choć nie znajdują się, ogólnie rzecz biorąc, na zupełnie przeciwstawnych biegunach. Nieco bliżej mi do Searle’a.