Marcin Chmielowski: Opinia o Leszku Balcerowiczu
Komentarz dr Marcina Chmielowskiego (Fundacja Wolności i Przedsiębiorczości) na jednej z grup dyskusyjnych oceniających działalność dr Leszka Balcerowicza w okresie transformacji. Za przyzwoleniem autora publikujemy przedruk tekstu (stąd forma):
Opinia o Leszku Balcerowiczu może być tylko pozytywna.
Późny PRL okazał się być późnym dlatego, że zbankrutował. W systemie gospodarki nakazowo-rozdzielczej, niewydajnej, marnotrawiącej ogromne ilości zasobów i niezdolnej do produkcji w pewnym momencie nawet najbardziej podstawowych dóbr, bankructwo było tylko kwestią czasu. Późny PRL trzymał się właściwie tylko na dwóch rzeczach: na milicyjnej pale i na sowieckim czołgu. Kiedy zabrakło tego drugiego i kiedy jasnym stało się, że ZSRR się zwinie – choć mało kto przypuszczał, że zwinie się aż tak bardzo – w całej swej „okazałości” stały się widoczne wszystkie słabości centralnego planowania. Oczywiście, najpierw było je widać na półkach w sklepie, z racji wieku pamiętam te półki i pamiętam wycieczki do osiedlowego sklepu Społem, gdzie wspólnie z matką i sąsiadami integrowaliśmy się w kolejce i budowaliśmy socjalistyczne społeczeństwo obywatelskie.
Ale co ważniejsze, niewydajność gospodarcza PRL manifestowała się także na etapie centralnym, wykazując wszystkie słabości wcześniej opisane przez Misesa i Hayeka i utożsamiane z modelem ekonomicznym, w którym rządzą centralni planiści. Niezwykle ograniczone prawo własności i państwowy nadzór nad wszystkimi, poza szaro i czarnorynkowymi, gałęziami przemysłu, upolitycznienie decyzji w imię najpierw chorej idei marksizmu, później już w imię tylko zwykłego kolesiostwa partyjnych bonzów, do tego zupełnie niewiarygodne informacje o tym, co gdzie się dzieje, które mimo to centrala usiłowała zbierać i na ich podstawie działać dalej.
W takiej sytuacji, z odziedziczonym po PRL gigantycznym ukrytym bezrobociem, zacofanym przemysłem, w bardzo niekorzystnej sytuacji politycznej, tak wewnętrznej, jak i częściowo też zewnętrznej, musiał działać Leszek Balcerowicz.
No dobrze, tak naprawdę wcale nie musiał.
Przed nim usiłowano znaleźć innych ekonomistów, którzy mogliby się podjąć czegoś, czego nikt przed nimi nie zrobił jeszcze nigdzie na świecie, czyli przejścia z realnego socjalizmu, gospodarki nakazowej, do mniej-więcej zachodniego modelu kapitalizmu, z dominującym sektorem prywatnym i konkurencją jako narzędziem określania rynkowych zwycięzców i przegranych. Wszyscy odmówili.Za to, że Balcerowicz w ogóle wziął na siebie odpowiedzialność i wszystkie te kubły pomyj, które do dziś wylewają na niego tak prawo jak i lewoskrętni komentatorzy, już na starcie należy mu się moim zdaniem elementarny ludzki szacunek. Pamiętajmy o tym, jakie były alternatywy. Bo oczywiście były.
Mogliśmy dostać syndykalizm albo model państwa dobrobytu budowany na szwedzką modłę. Jak się kończy syndykalizm? Zapraszam do Argentyny. A szwedzki model działa nie dlatego, że jest w nim duża redystrybucja, on działa pomimo niej. Nie mieliśmy wtedy a i dziś nie mamy tak silnego kapitalizmu jaki jest po drugiej stronie Bałtyku. Realizacja każdego z tych dwóch pomysłów skończyłaby się niewątpliwie gorzej niż w tym modelu, który dostaliśmy. Był i plan Beksiaka. Najbardziej wolnorynkowy i mnie osobiście najbliższy. Tyle że był nierealny politycznie.Pamiętajmy o tym, że Balcerowicz nie działał w próżni. Mógł podjąć swoje reformy dlatego, że była na nie zgoda. Na plan Beksiaka zgody nie było, opierał się on bowiem w swej prawnej ramie na zerwaniu ciągłości z PRLem. Brzmi świetnie, ale to by oznaczało ryzyko zmiany granic i mniejszą wiarygodność na arenie międzynarodowej. Tak, dziś to brzmi jak political fiction. Ale brzmi tak dlatego, że różne alternatywne rzeczywistości się nie wydarzyły.
Dygresyjnie dopowiem, że Margaret Thatcher dozbrajająca oddziały na Gibraltarze w obawie o to, że Hiszpanie wejdą w sojusz z Argentyną podczas wojny falklandzkiej też brzmi dziś dziwnie, a nawet śmiesznie. Ale wtedy nikt nie wiedział, jak potoczy się przyszłość. Balcerowicz i jego plan zwyczajnie były najlepszą opcją z możliwych. Jakoś nie było w początku III RP pomysłu sprowadzenia do Polski Rothbarda, najlepiej razem ze swoim uczniem, Hansem – Hermannem Hoppe. Rzeczywistość była wtedy inna i pomysły na wyjście z beznadziejnego stanu schyłkowego PRLu musimy dzielić nie tylko na dobre i złe, ale też na te realne i nierealne ze względów politycznych. Plan Balcerowicza był nie tylko dobry, ale też możliwy do zaimplementowania – czyli realny.
Czy były błędy? Były. Sam Balcerowicz o nich pisze i się z nich rozlicza. Nie udało się sprywatyzować ciężkiego przemysłu, z czym borykamy się do dziś. Sama prywatyzacja, choć nie do końca była działką Balcerowicza, też nie zawsze przebiegała tak jak powinna. Okrągły stół był politycznym dilem, ale Balcerowicz nie miał wpływu na jego obrady. A w zamian za podzielenie się władzą, poprzednia ekipa chciała mieć miękkie lądowanie. Coś za coś, tak działa polityka. Sumując: nie zawsze udaje się trafić do rzeczywistości najlepszej z możliwych, idealnej. Dlatego też wolnorynkowcy nie mogą obrażać się na Balcerowicza o to, że nie jest Rothbardem [ani tym bardziej Ayn Rand – przyp. red.].
To, co na pewno udało się Balcerowiczowi to położyć kamień węgielny pod dzisiejszy względny dobrobyt. Bez jego reform mogliśmy jako kraj trafić do gospodarczej ligi w której grają dziś Ukraina, Serbia, Mołdawia czy Białoruś. Błędem wszystkich kolejnych ekip było zawracanie z kursu i próba rozmienienia kruchego sukcesu, swoisty powrót do gospodarki PRLu który możemy obserwować niestety także dziś.
Pamiętajmy, w jakich okolicznościach Balcerowicz realizował swój plan. Przy braku informacji, gdyż wszelka sprawozdawczość była zwyczajnie niewiarygodna. W dużej niepewności co do tego, co się będzie działo na wschodzie i jakie będą reakcje zachodu. Z silną związkową opozycją na miejscu, która kiedy tylko mogła, zaczęła po kawałku rozmontowywać względne osiągnięcia na drodze ku bardziej wolnemu modelowi gospodarowania. I do tego ze społeczeństwem, które nierzadko nie rozumiało co się dzieje i w swoim ślepym gniewie za przewiny poprzedniego systemu obarczało i obarcza nadal tego, który próbował, przeważnie choć nie zawsze skutecznie, się z nimi zmierzyć.Ostatnia uwaga związana z opinią na temat Balcerowicza musi dotyczyć jakości dyskusji, która stale toczy się w związku z jego planem. Można i trzeba podchodzić krytycznie do wszystkich postaci i zjawisk historycznych. Ale wypada to robić w sposób odpowiedni. Nieprzywykłym do cywilizowanej dyskusji polecę, oczywiście ze świadomością, że nic sobie z tego nie zrobią, lekturę choćby tego, co zostawił po sobie prof. Tadeusz Kowalik. Nie zgadzał się on z Balcerowiczem wcale, ale robił to elegancko. Niestety, takich przeciwników, ludzi na poziomie, posiadających wiedzę i kulturę osobistą, gospodarczy liberałowie mają coraz mniej.