Lekcja z Detroit
W 2013 roku pojawiła się na kanale ReasonTV bardzo interesująca playlista #Anarchy in Detroit!
Zachęcam do obejrzenia sześciu krótkich filmów. Napiszę również coś od siebie na temat przedstawianej w nich sytuacji, posiłkując się kilkoma innymi źródłami.
Sytuacja w Detroit ma swoje jasne i ciemne strony. Bankructwo miasta musiało niewątpliwie wiązać się z dramatem ludzi przez lata zmuszanych do utrzymywania nienasyconego i niekompetentnego lokalnego rządu. Jednak to zdarzenie doprowadziło również do bardzo interesujących konsekwencji, które mogą wolnościowców napawać optymizmem.
Przerośnięte i zadłużające się bez opamiętania państwa prędzej czy później upadną – warto więc zwrócić uwagę na to, że czas zagrożenia i chaosu może być również okazją, by wolni ludzie wykazali zdolności organizacyjne, tworząc na gruzach etatyzmu lepsze społeczeństwo, skutecznie opierające się najgorszym instynktom konserwowanym z jednej strony przez niemoralność, a z drugiej przez nieskuteczność organizacji państwowej.
Pierwszy z krótkich filmów przedstawia rzecz pozornie błahą. Oto grupka ochotników wsiada na swoje kosiarki i zastępuje niewydolny rząd w gospodarowaniu parkami. Niby nic takiego, a jednak ich inicjatywa udowadnia, że można tego typu potrzeby spełniać w sposób dobrowolny, bez uciekania się do rządowej kradzieży.
Drugi film pokazuje coś ważniejszego, wszak zapewnianie bezpieczeństwa, w przeciwieństwie do utrzymywania parków, należy do podstawowych funkcji rządu – i nawet państwo zgodne z klasyczno-liberalnym ideałem nie powinno oddawać tego pola sektorowi prywatnemu. Gdy ludzie są zmuszani opłacać w podatkach państwowego monopolistę, dopiero jego skrajna niekompetencja motywuje większość z nich do szukania innych rozwiązań. Póki nie jest tak źle, wielu ludziom wystarczają usługi państwowej policji. W ten sposób wytwarza się złudzenie, że rzeczywiście udział przymusu państwowego jest tu nieodzowny.
Nie powinno się jednak mylić przyczyny ze skutkiem, czyli rzekomej konieczności istnienia państwowego monopolu z nieopłacalnością zatrudniania prywatnej firmy w sytuacji, gdy już przymusowo opłacamy monopolistę (dodatkowe koszty są dla większości osób wyższe niż dodatkowy zysk, a państwowa policja stoi na uprzywilejowanej pozycji w porównaniu z konkurencją).
W Detroit przestępczość jest 5 razy wyższa od średniej krajowej. Policja również reaguje na wezwania średnio ponad 5 razy wolniej niż w reszcie Stanów Zjednoczonych. To motywuje do szukania dodatkowych rozwiązań – i odpowiedź sektora prywatnego powinna zawstydzić państwowych funkcjonariuszy, nie tylko w Detroit.
Dale Brown jest założycielem Detroit Threat Management Center. Firma ta specjalizuje się w prewencji, odżegnując się od metod państwowej policji, skupiającej się na ściganiu sprawców już po tym, jak wyrządzą komuś szkodę.
Aby lepiej poznać działalność Detroit Threat Management Center, warto posłuchać rozmowy z założycielem firmy, którą przeprowadził Tom Woods, lub przeczytać artykuł przybliżający sylwetkę Browna i przytaczający ciekawsze wypowiedzi ze wspomnianego wywiadu.
Brown uczył się na błędach. Początkowo skupiał się na wykorzystaniu broni palnej, po czym odkrył, że kamery są o wiele skuteczniejsze od pistoletów, ponieważ odbierają sprawcom anonimowość. Pozwolę sobie zacytować kilka pouczających wypowiedzi Browna:
„Gdy policjant uważa, że stanowisz zagrożenie, odzywa się do ciebie w sposób agresywny i autokratyczny. My budujemy psychologiczne porozumienie, by wyjaśnić ci, że nie ma potrzeby ani możliwości użycia przemocy, nie ma żadnej okazji, nie ma nic do zyskania. Musisz więc opuścić to miejsce i pozwalam ci to zrobić. Moja ekipa pozwala ci opuścić to miejsce. Możesz po prostu odejść”.
Ochroniarze Browna nie są tak bezkarni jak państwowi funkcjonariusze i w przypadku pomyłki ponoszą większą odpowiedzialność:
„[Nauczyłem się lepszych metod zapobiegania przestępstwom] ponieważ musiałem. Ponoszę odpowiedzialność za swoje czyny. Nie otrzymałem immunitetu [w oryginale:qualified immunity]. To znaczy, że jeśli położę na kimś rękę, musi to być zgodne z prawem. Jako cywil, muszę podać powody, by wyjaśnić takie postępowanie. W efekcie od 20 lat nie musieliśmy się pojawiać w sądzie. Żadnego oskarżenia… przez 20 lat”.
„Bogaci mogą powiększać swój majątek, gdy mają u siebie mniejszą umieralność, mniej jatek, spraw sądowych, wyrządzonych krzywd oraz kar więzienia… podoba im się moje pokojowe podejście, ponieważ pomaga im ono prosperować. Ale ja skupiam się na bezpieczeństwie społeczności i rodzin”.
„Nie działamy non-profit. Jesteśmy nastawioną na zysk korporacją, która jest altruistyczna. Pomagamy bezpłatnie tym, którzy nie mają pieniędzy – i to jest wolontariat mój i moich ochroniarzy. Dlatego upewniam się, że nie ma wśród zatrudnianych przeze mnie osób wyrachowanych najemników”.
„Nie zajmujemy się narkotykami ani innymi problemami niezwiązanymi bezpośrednio z przemocą. Skupiamy się jedynie na przemocy”.
„…możemy kontynuować nasze działanie, ponieważ jest ono zyskowne”.
Trzeci film playlisty #Anarchy in Detroit! opowiada o oddolnym tworzeniu wolnościowych, kontrekonomicznych enklaw. Czwarta część przybliża projekt innej skali – Belle Isle Commonwealth skupiający inwestorów chcących wykupić za miliard dolarów należącą do miasta wyspę, aby utworzyć tam społeczność z własnymi prawami, walutą i systemem podatkowym, wzorowaną na gospodarczych sukcesach Hong Kongu i Singapuru.
W Detroit mamy zatem oddolną inicjatywę, różnorodne próby tworzenia alternatywnych społeczności oraz sprawne, prywatne usługi bezpieczeństwa, działające w zgodzie z zasadą nieagresji. Istnieją więc najważniejsze fundamenty zdrowego, anarchokapitalistycznego społeczeństwa. Piąty film przypomina jednak dobitnie o tym, że tytuł playlisty jest pewną przesadą. W Detroit nie ma niestety anarchii. Bankructwo miasta nie spowodowało, że rząd całkowicie zniknął – urzędnicze pijawki wciąż pasożytują na przedsiębiorczych mieszkańcach.
Podczas gdy uczciwi ludzie starają się poprawić swój los, oferując innym coś wartościowego (za co ci będą gotowi dobrowolnie wymienić swoje środki), biurokraci wymuszają opłaty za swoje bezużyteczne „usługi” i hamują produktywny potencjał mieszkańców zbędnymi regulacjami.
Mimo panującej w Detroit biedy, pasożyt wciąż stawia swoje ultimatum: nakarm mnie albo zabronię ci pracować na swoje utrzymanie. Klientów natomiast dużo bardziej interesuje jakość świadczonych usług i sprzedawanych produktów niż to, czy przedsiębiorca otrzymał rządowy papierek, zezwalający mu na prowadzenie działalności. W takiej sytuacji trudno biurokratom udawać, że ich praca służy czyjemukolwiek interesowi, poza ich własnym.
Nie tylko w Detroit przedstawiciele rządu zajmują się jedynie folgowaniem swoim próżniaczym i pasożytniczym skłonnościom – chęci uczestniczenia w podziale wyprodukowanych dóbr bez konieczności dawania od siebie czegoś, co posłuży innym. „To aż woła o inny model”.
W szóstym filmie Nick Gillespie podsumowuje sytuację Detroit i wymienia pokrótce nietrafione rządowe inwestycje, które przyczyniły się do bankructwa miasta. Więcej na ten temat mówi Peter Schiff w jednym z odcinków swojego programu, zatytułowanym „Detroit Destroyed by Democracy”.
Warto uczyć się na lekcji z Detroit i już teraz umacniać wolnościowe fundamenty, które pomogą nam przetrwać moralne oraz finansowe bankructwo naszego państwa i przekuć je w zwycięstwo lepszego społeczeństwa. Pozytywna zmiana wyrośnie z samego dołu – i nie jest za wcześnie, żeby ją budować.