Kac po dniu bez handlu
Ponieważ zakaz handlu okazał się spektakularnym sukcesem – zero ofiar śmiertelnych, ludzie nie pomarli z głodu, nie zdewastowano sklepów, a w poniedziałek od bladego świtu pod dyskontami nie koczowały tłumy w namiotach – pora na garść refleksji z różnych stron.
Zacznijmy od Piotra Dudy, przewodniczącego Solidarności, którego refleksje są zdecydowanie najciekawsze. Spektakularny sukces, który odniósł wczoraj (bo co właściwie miałoby się stać, żeby go nie odniósł? Koniec świata?) skłonił go do przemyśleń następujących:
- Trzeba rozbudować zakaz handlu w niedzielę, żeby uniemożliwić próby obchodzenia prawa.
- Trzeba rozszerzyć zakaz handlu na inne dziedziny (zakaz pracy?) skoro tu się udało, to i na innych polach się uda.
- Trzeba wydłużyć czas zakazu, żeby nikt nie zmuszał pracowników do pracy w sobotę do północy i zaczynania w nocy z niedzieli na poniedziałek.
Wniosek? Nie chodzi o jakiekolwiek prawa pracownicze, a o zwalczanie samej pracy, która jest złem najwyższym w oczach wszelkich związkowców.
W oczach opinii publicznej zaś odbiór jest różnoraki. Zakaz z pewnością wielu doskwiera, o czym świadczą ogromne kolejki w nielicznych otwartych sklepach. Sam prezes Solidarności stwierdził, że ludzie „pluli mu pod nogi” albo „serdecznie dziękowali”.
Cóż, kultura nie pozwoliłaby mi na pierwsze, a rozum na drugie.
Z lokalnego podwórka natomiast, w Toruniu pojawił się problem interpretacyjny – czy wolno sprzedawać w takie niedziele pierniki?
Jeżeli sklepy z piernikami zostałyby uznane za piekarnię lub sklep z pamiątkami, to owszem. Jeżeli jednak za sklep z artykułami spożywczymi, to nie. Skierowano więc specjalne pismo do UOKiK-u, jestem bardzo ciekawy wyników. Z prawem to nigdy nie wiadomo, chociaż tu i tak jest to pikuś, przy wątpliwościach związanych nieraz z ustawą o VAT.
Z innych ciekawostek – w warszawskiej Arkadii był otwarty Superpharm – ale tylko część apteczna, a drogeryjna zamknięta. Pewna pani, która tam się udała, nie mogła kupić podpasek, gdyż znajdowały się one w części drogeryjnej (czyli zamkniętej).
Mali polscy przedsiębiorcy za to mogą się cieszyć. Niewielkie lokalne sklepiki – jeżeli to właściciel stoi za ladą – z pewnością mogą liczyć na znacznie większe zyski. Niestety – nie spędzą oni czasu z rodziną – w końcu rynek jest trudny, a nikt nie może ich zastąpić. Oby wkrótce rząd również im zagwarantował czas dla familii w jakiś sprytny sposób.
Na koniec dwa słowa ode mnie – pojedynczego stalowego pręta nikt nie uzna jeszcze za klatkę. Nie jest to jednak pierwszy, ani nawet dziesiąty – warto mieć to na względzie. To, że regulacje nie przynoszą swoich negatywnych skutków od razu w spektakularny sposób, nie oznacza jeszcze, że tych skutków negatywnych nie ma. W niedzielę nie spodziewałem się końca świata i moje oczekiwania się sprawdziły.
Niestety, mało kogo obchodzą jakieś tam wskaźniki makroekonomiczne. Czy ktokolwiek wskaźnikami makroekonomicznymi nakarmił rodzinę?