Jedną z zabawniejszych wewnętrznych sprzeczności randyzmu jest fakt, że dopuszcza on „poświęcanie się” dla partnera w związku małżeńskim (jest to interpretowane jako akt w rzeczywistości egoistyczny, związany z satysfakcją czynienia dobrze osobie reprezentującej wartościowe przymioty charakteru), czy nawet „poświęcanie” swoich zasobów na cele charytatywne (jest to interpretowane jako egoistyczne czerpanie psychologicznej satysfakcji z bycia dobroczyńcą ludzkości), ale nie dopuszcza „poświęcania się” jakimkolwiek formom praktyk religijnych – to już jest z definicji irracjonalne, „altruistyczne”, itp., niezależnie od faktu, że wielu osobom religijnym oddawanie się tego rodzaju praktykom daje psychologiczną satysfakcję i inspirację nieporównywalną z czymkolwiek innym, satysfakcję i inspirację na bazie których powstała między innymi większość artystycznie najwartościowszych dzieł sztuki, jak również ideowa podbudowa purytańskiego kapitalizmu.
Przypuszczam, że względna popularność randyzmu może wynikać w dużej mierze z natury intelektualnie prowokacyjnego wyzwania, jakie rzuca on swoim stronnikom: jak pogodzić wszelkie tego rodzaju sprzeczności z ostentacyjnie kontrowersyjnym hasłem przewodnim „egoizm to wyłączne dobro, altruizm to wszelkie zło”. W tym sensie randyzm ma w sobie pewien quasi-talmudyczny urok. Jest on w związku z tym umiarkowanie interesujący jako zjawisko filozoficzne, ale bardzo interesujący jako zjawisko ideologiczne i kulturowe. Stawia on też na nowo odwiecznie interesujące pytanie metodologiczne: w jakich proporcjach o wartości danej filozofii stanowi jej forma i treść, jej logiczny rygor i jej ideologiczny kostium.