Droga do Totalitaryzmu (według teorii J. Petersona)
Kiedy miałem 13 lat, napisałem esej o Auschwitz. (…) Próbowałem zrozumieć, jak istoty ludzkie mogły tego dokonać, zdając sobie sprawę, że jestem jedną z nich.
– J. Peterson
Kiedy Fryderyk Nietzsche w drugiej połowie XIX wieku pisał o „śmierci Boga” („Bóg umarł! Bóg nie żyje! Myśmy go zabili!”), ubrał to sformułowanie w tak dramatyczne szaty liryczne, w jakie tylko był w stanie („Jakże się pocieszymy, mordercy nad mordercami? Najświętsze i najmożniejsze, co świat dotąd posiadał, krwią spłynęło pod naszemi nożami – kto zetrze z nas tę krew? Jakaż woda obmyćby nas mogła?”), wiedząc, że ówcześnie świat stał pomiędzy dwiema drogami – humanistycznym indywidualizmem („Jakież uroczystości pokutne, jakież igrzyska święte będziem musieli wynaleźć? Nie jestże wielkość tego czynu za wielka dla nas? Czyż nie musimy sami stać się bogami, by tylko zdawać się jego godnymi?”), tak bardzo nieprawdopodobnym, jeśli wzięło się pod uwagę kierunek, w jaki zmierzał świat po zawaleniu się chrześcijańskiego systemu wartości, na którym była zbudowana okcydentalna cywilizacja – a nihilistycznym kolektywizmem, który według profetycznej analizy filozofa miał doprowadzić do wojen i rewolucji socjalistycznych, których śmiertelnymi ofiarami miały paść miliony Europejczyków. Możliwe, że Nietzsche – gdyby był świadom nieuniknionych skutków usunięcia fundamentu względnie cywilizowanego porządku – nie odważyłby się być krytykiem chrześcijaństwa, lecz już kiedy został profesorem filologii klasycznej w wieku 24 lat, to fakty materialistycznej nauki, niemogącej pogodzić się z religią, odrzucenia teizmu i deizmu na rzecz ateizmu przez elity intelektualne oraz ogólnie utrata wiary wśród społeczeństw Europy skutkująca ucieczką w nacjonalizm, były oczywiste dla każdego świadomego obserwatora.
Nietzsche, podsumowując swoją jakże pesymistyczną obserwację słowami „Istnieją jeszcze gdzieś narody (…), wszakże nie u nas, bracia moi: tu istnieją [już tylko] państwa”, uznał, że intelektualne dobicie umierającego trupa i danie Okcydentowi drogi wyjścia z nieubłaganej katastrofy jest jedynym rozwiązaniem. Jak wiemy, zachorował i zmarł przed tym, jak miał odpowiedzieć na pytanie, w jaki sposób ludzie mają tworzyć swoje własne wartości, tak by nie popaść w nihilizm po odrzuceniu Boga, i (ku swojemu szczęściu..) nie dożył obrzydliwego XX wieku. Wieku pogardy dla człowieka, wieku spełnienia jego najmroczniejszych wizji. Najmroczniejszych, gdyż według bardziej optymistycznego scenariusza Okcydent miał (tylko) popaść w nihilizm, ale nie poddać się socjalizmowi i przez to nie zatonąć w morzu krwi – to miał być ten najgorszy scenariusz i to on się ziścił. Yaron Brook powiedział raz na swoim wykładzie: „Nihilizm jest gorszy od komunizmu” – z jednej strony mylił się, z drugiej strony miał rację. Mylił się, ponieważ, jak wspomniałem, nihilizm, przynajmniej według Nietzschego, miał być lżejszym scenariuszem, natomiast miał rację z pozycji indywidualnej percepcji jednostki, gdzie ucieczka w kolektywną ideologię (plemienny nacjonalizm czy klasowy komunizm) jest ochroną psychiki przed pustką egzystencjalną. A więc tak wyglądał stan duchowy Europy z początku XX wieku, przez który szerzył się irracjonalizm, umierało klasyczne podejście do sztuki i literatury, a wszelkie kolektywne filozofie kwitły jak nigdy dotąd – wzrost bogactwa materialnego był odwrotnie proporcjonalny do bogactwa kulturowego.
Po pierwszej wojnie światowej przegrane Niemcy były w ruinie, młodzi mężczyźni byli zbrutalizowani przez walkę na froncie, bojówki komunistyczne zagrażały wszelkiej prywatnej własności, hiperinflacja uderzyła we wszystkich posiadaczy oszczędności, sprawiając, że powszechnie panoszący się chaos był najmocniej odczuwalny właśnie przez tych najbardziej sumiennych i przedsiębiorczych. Przyjmuje się, że temperament społeczeństwa Niemiec XIX i początku XX wieku był względnie wysoki w wskaźniku „sumienności” (conscientiousness), który to w psychologii definiowany jest jako połączenie cechy przedsiębiorczości (industriousness) oraz skłonności do porządku (orderliness). Ten ostatni jest najbardziej kluczowy dla zbadania sprawy XX-wiecznych totalitaryzmów, ponieważ osoby o wysokim orderliness bardziej potrzebują stabilnego życia i porządku społecznego. To właśnie w tych ludzi najbardziej uderza hiperinflacja i to im najbardziej zagrażają wszelcy czerwoni niszczyciele własności. Co więcej, idealny temperament dla żołnierzy/wykonywaczy rozkazów (dobrze wykonujący obowiązki, bez kwestionowania i twórczego myślenia) to wysoki consciousness z niskim openness (openness = otwartość na idee i idąca z nią kreatywność), a tacy przeważnie byli ówcześni Niemcy. Pruski model szkolnictwa był stworzony wiek wcześniej świadomie i celowo, aby zniszczyć w zarodku temperament openness jako zagrażający państwu pruskiemu wymagającego tylko posłusznych żołnierzy i robotników. Jeśli spojrzymy na rozkład poparcia dla NSDAP w niesławnych wyborach 1933 roku, to zauważymy, że pomimo rozpoczęcia działalności w Bawarii, to właśnie w Prusach naziści dostawali proporcjonalnie najwięcej głosów.
Hitler również miał temperament skrajnie (wręcz niezdrowo) skłonny do porządku, ale obok niego również wysokie openness. Dowodem na drugie było jego zainteresowanie sztuką i sferą idei, a dowodem na pierwsze były (poza tym, że kąpał się cztery razy dziennie) organizowane przez niego ceremonie z celem ukazania idealnego porządku (symetrii, jednakowości, prostych linii). Ponadto widać to po jego wypowiedziach, szczególnie z zbioru „Hitler’s Table Talk”, gdzie wiele razy porównywał Żydów do pasożyta/choroby/raka, którego należy wytruć/wyleczyć/usunąć, a naród niemiecki do czystego i zdrowego ciała będącego ofiarą ww.; również jasno rozgraniczał sztukę na uporządkowaną klasyczno-grecko-rzymską i chaotyczną (np. ekspresjonizm). Jego konserwatyzm obyczajowy, wraz z obrzydzeniem do homoseksualizmu, możemy powiązać z korelacją, która występuje pomiędzy wskaźnikiem odczucia obrzydzenia (wypływającym z temperamentu) a właśnie obyczajowym konserwatyzmem. Miał osobowość człowieka stawiającego jasne granice pomiędzy wszelkimi rzeczami, którą to przelał na swoją praktykę polityczną. Jednakże sam wódz Rzeszy artykułował tylko to, co ówczesne społeczeństwo chciało słyszeć i czego żądało. Efektywny populistyczny mówca zauważa, na co i w jaki sposób reaguje tłum, modyfikując swoje przemowy tak, aby osiągnąć jak najlepsze rezultaty. Sam fenomen Hitlera był więc konspiracją niemoralnego społeczeństwa z osobą, która wyrażała jego mroczną stronę, efektywnie przemawiając do niegodziwych fantazji niezadowolonych mas. Stąd Carl Jung określił Hitlera jako „manifestację cienia społeczeństwa Niemiec”. Dziś ten sam, pozbawiony ram moralnych, rozgoryczony stan osobowości, który mieli wcześni poplecznicy NSDAP, ma ANTIFA.
Pierwszy maja [Święto Komunistów, Nazistów i Szatanistów („Noc Walpurgii”) – dop.] może oznaczać tylko… wyzwolenie ducha narodowego… od infekcji internacjonalizmu, przywrócenie zdrowia ludowi.
– Adolf Hitler
Jordan Peterson określa hitlerowską odmianę totalitaryzmu jako orderliness wpadły w oszalały amok, taki, który wymknął się spod jakiejkolwiek racjonalnej kontroli. Kiedy Niemcy były w stanie chaosu po przegranej wojnie i hiperinflacji, retoryka nazistów opierała się głównie na przywróceniu porządku i oczyszczeniu kraju ze zła wewnętrznego i zewnętrznego, była więc oparta na ww. temperamencie. Spektakle i ceremonie, jakie odprawiało NSDAP, z wykorzystaniem symetrycznie rozłożonych świateł lotniczych, pochodni, rzymskich symboli czy mas ludzkich, były wykorzystaniem najbardziej fundamentalnego dla psychiki człowieka (tak fundamentalnego, że ludzki mózg jest zbudowany według niego – na prawą półkulę zajmującą się chaosem, czyli nieznanym, i lewą półkulę zajmującą się porządkiem, czyli przetwarzaniem znanych informacji) archetypu chaosu przeciw porządkowi, a więc dramatyczno-teatralnym sposobem na wykorzystanie podświadomości ludzi, aby ich przez nią zmanipulować. Potrafili więc używać propagandy na tak wysokim poziomie artystycznego, ideowego i archetypicznego wyrafinowania, że przejmowali umysły mas na poziomie analizy, który nawet nie był zrozumiały dla większości ówczesnych ludzi, a więc ciężko było się przed tą propagandą obronić. Wpływała na nich bardziej jak muzyka albo przedstawienie teatralne, niż znany z „Raju Utraconego” (czy „Silmariollionu”) wirus racjonalności odrzucającej boski porządek natury, którym cechuje się np. marksizm. Marksizm próbuje uderzać w intelekt ofiary, podczas gdy nazizm był całkowicie irracjonalny, dlatego też był niemożliwy do zwalczenia na poziomie dyskusji.
Największym oszustwem NSDAP było postawienie znaku równości pomiędzy państwem a porządkiem – jeśli ktoś chciał porządku (a ówcześnie praktycznie wszyscy się tego domagali), to miał popierać rozrost państwa. Sam profesor nazywa III Rzeszę „przesadnym ucywilizowaniem” w kontrze do nazywania jej barbarzyństwem (porównując porządek III Rzeszy z chociażby rewolucją antykulturalną w Chinach), ale jeśli inaczej postawimy definicję, uznając cywilizację za zbiór osiągnięć materialnych i duchowych wytworzonych w ramach dobrowolnej współpracy, to III Rzesza będzie się nam jawić jako barbarzyństwo ubrane w szaty cywilizacji, właśnie aby legitymizować się w oczach swoich obywateli. Realizując swoje skrajne i pozbawione granic moralnych orderliness, naziści z początku zaczęli od planowania miast (i to tak, aby, w ich mniemaniu, mogła rozwijać się w nich sztuka), upiększania ich, sadzenia kwiatów i usuwania szkodników z fabryk przy pomocy Cyklonu B. W początkowej fazie działania obozów koncentracyjnych Cyklon B był wpierw używany do odwszawiania ubrań więźniów, to dopiero po latach rządów NSDAP proces „oczyszczania” Niemiec (a później i Europy) rozszerzył się na usuwanie innych „szkodników” przy pomocy tego samego środka chemicznego – niepełnosprawnych umysłowo, homoseksualistów, Romów, Żydów etc.
Rzeczą absolutnie nieoczywistą jest fakt, że większy wskaźnik występowania pasożytów i chorób zaraźliwych w społeczeństwie przekłada się na zwiększenie w nim autorytarnych tendencji [umieszczam obok wyniki badań; inną rzeczą, jaką widać po nich, jest to, że Nietzsche miał rację, kiedy pisał „wojna wychowuje do wolności”]. NSDAP wykorzystało Żydów jako „szczury napędowe” swojej propagandy (czy to w filmach propagandowych czy w pamfletach „Żyd jako pasożyt świata”), obrzydzając ich społeczeństwu na antykapitalistycznej fali, podobnie zresztą jak ponad pół wieku wcześniej Karol Marks esejem „W kwestii żydowskiej” stawiającym znak równości między Żydem a kapitalistą. Takie działanie nazistów miało na celu zwiększenie tolerancji społeczeństwa dla silniejszego rządu, tylko epidemia nie była prawdziwa, lecz sfabrykowana (subiektywna). Innym istotnym czynnikiem, który mógł mieć wpływ na powstanie XX-wiecznej fali autorytaryzmów i totalitaryzmów była pandemia Hiszpanki w latach 1918–19, która zabiła aż od 3 do 5% ówczesnej populacji Ziemi.
Jak zwalczać autorytarne rządy na świecie? Usuwać choroby zaraźliwe. To może być to, to może być klucz.
– J. Peterson
Oczywiście „chorobą”, czyli archetypicznym chaosem, mieli być nie tylko Żydzi, ale i kojarzony z nimi handel – jednym głównych zarzutów w materiałach propagandowych III Rzeszy był: „egoizm Żydów nie jest podporządkowany wyższym celom narodowym”. Te filmy propagandowe, wraz z przemówieniami führera pełnymi altruistycznych uniesień o wzniosłym poświęcaniu jednostki dla dobra ogółu, były oglądane i słuchane przez całe Niemcy. Prawie całe społeczeństwo było przesiąknięte altruistyczno-kolektywną filozofią, a III Rzesza była jedynie tego manifestacją, rozbudzającym zapalnikiem, a nie siłą sprawczą nagle zmieniającą świadomość społeczeństwa o 180 stopni.
W jaki sposób „Zwykli Ludzie”, jak nosi tytuł książki Christopher R. Browning o niemieckim oddziale policji, mogli dokonać takich strasznych zbrodni? Sama historia z książki już nakierowuje na pewne wytłumaczenia. Ci konkretni „zwykli ludzie” strasznie cierpieli przez zbrodnie, których dokonywali, a jako że nie byli psychopatami, to sumienie dręczyło ich i niszczyło ich stan zdrowia psychofizycznego. Pomimo tego wierzyli w filozofię altruistycznego kolektywizmu, ponieważ wszyscy myśleli, że robią coś dobrego, ponieważ poświęcają się dla innych, a jakby odeszli (a mogli odejść, bo udział w tej jednostce na terenach okupowanych był dobrowolny, a pewna praca w policji czekała na nich z powrotem w kraju), to ktoś inny musiałby wykonać za nich tę „pracę” (jak strzelanie ciężarnym Żydówkom w tył głowy). Pozostając, służyli swojemu narodowi i swoim kompanom z jednostki. Jako że wszyscy tak myśleli, to się egoistycznie nie wychylali i nie wracali do kraju, nawet pod presją nocnych koszmarów i załamań nerwowych przez gwałty na sumieniu.
Odkryliśmy w Stanfordzkim Eskperymencie Więziennym – który to każdy psycholog uważa za niemoralny, ponieważ udało nam się coś rzeczywiście odkryć przy jego pomocy – że jeśli da się zwykłym ludziom możliwość bycia barbarzyńskimi faszystami, w 6 dni 30% z nich się nimi okaże. I co my [psychologowie] wynieśliśmy z tego? Że psychologia społeczna nie powinna prowadzić takich eksperymentów – to NIE jest poprawny wniosek do wyciągnięcia.
– J. Peterson
Co ciekawe – i co pozwala na lepsze zrozumienie motywacji wszelkiej maści totalitarystów – Holocaust przyśpieszał w ostatnich trzech latach wojny, co wydaje się być absolutnie irracjonalnym posunięciem. Jeśli celem miało być zwycięstwo, to masowe ludobójstwo w trakcie wojny jest marnowaniem zasobów i siły roboczej, którą można przecież wykorzystać na działania wojenne, a „utylizacji” niewolników dokonać po wygranej. Poza tym wzmaganie operacji Holocaust pokrywa się z przejściem na wojnę totalną, burzeniem miast, w tym całkowicie irracjonalnym zburzeniem Warszawy. Czy rząd III Rzeszy na prawdę był skory przyśpieszyć tempo, w jakim Niemcy przegrywali wojnę? Hitler w 1945 roku mówił, że „naród go zdradził”, wykazał się słabością i zasługuje na zagładę („Hitler’s Table Talk”). Jeszcze na ostatnie miesiące wojny zaplanował zniszczenie Niemiec (budynków użyteczności publicznej, komunikacji radiowej, fabryk, elektrowni, mostów, torów, zasobów żywności i odzieży etc.). Wszystko wskazuje na to, że celem III Rzeszy nie była wygrana wojny, tylko quasi-religijne dokonanie jak największego zniszczenia („zemsty na Bogu za grzech Istnienia”) w jak najkrótszym czasie.
Holocaust i druga wojna światowa nie były skutkiem tylko prostego wykonywania rozkazów (choć „wykonywacze rozkazów” są najbardziej niemoralnymi ludźmi w historii, odpowiedzialnymi za wszystkie wojny i ludobójstwa) z – nagle, znikąd się pojawiającymi – czarnoksiężnikami manipulującymi dobrymi i moralnymi ludźmi przy pomocy słownych zaklęć i okultystycznych symboli, tylko skutkiem moralnego i psychicznego zepsucia całego społeczeństwa na każdym poziomie organizacyjnym (religijnym, kulturowym, ideowym, indywidualnym, rodzinnym, lokalnym, społeczności, partii, grup zawodowych, wszystkich szczebli i klas) od sumienia każdej pojedynczej jednostki w Niemczech do samego dowództwa rządu III Rzeszy. Niemcy nie byli „ofiarą nazistów”, a władza hitlerowców i ich zbrodnie nie były winą tylko NSDAP czy SS, ale większości Niemców. I ta zasada dotyczy wszystkich totalitaryzmów, bo aby takowy mógł istnieć, wystarczająco duża część społeczeństwa musi tyranizować swoje sumienie i, jeśli nie popierać, to przynajmniej pasywnie akceptować system, który samo sobie narzuca. Jeśli człowiek o dobrej woli boi się z kimkolwiek (nawet z rodziną) rozmawiać o niegodziwości systemu, w jakim funkcjonują, bo jedna na kilka osób jest gotowa donieść na niego do władz – jak to było w III Rzeszy, Bloku Wschodnim czy jest nadal w Korei Płn. – to nie mamy do czynienia tylko z dobrymi ofiarami złego wojska i złej policji, ale z samym społeczeństwem w roli tyrana. Tyrania nie jest tylko na samej górze, ale rozciąga się przez całe społeczeństwo, wszystkie poziomy hierarchii, a cały system może istnieć dlatego, że wszyscy kłamią – tak powstaje i utrzymuje się totalitaryzm.