Wskaźnik urodzeń rejestruje spadek na niespotykaną dotąd skalę, a oto główna przyczyna
Link do oryginału
Autor: Jeffrey A. Tucker
Tłumaczenie: Mateusz Kulik
Redakcja językowa i korekta: Mateusz Błaszczyk
Uwaga redakcji: artykuł przetłumaczony z portalu Foundation for Economic Education.
Ludzie kochają Anię z Zielonego Wzgórza. Czy to dziwne, że jesteśmy sentymentalni?
Od stu lat rząd USA prowadzi rejestr wskaźnika urodzeń. Obecnie rejestruje on dołek nieznany wcześniej w historii. Istnieje wiele przyczyn, ale jedna z nich ma związek z dramatyczną zmianą w sposobie, w jaki społeczeństwo postrzega ekonomiczną wartość dzieci.
Aby zilustrować ten przykład, zastanówmy się nad ciągłą popularnością Ani z Zielonego Wzgórza, napisanej w 1908 przez kanadyjską pisarkę Lucy M. Montgomery. Tak, jest czarująca i zabawna jednocześnie. Nie rozumiem, dlaczego nowa interpretacja dokonana przez Netflix (Ania, nie Anna) dostaje złe recenzje. Jest tak prawdopodobnie dlatego, że wielu ludzi jest przywiązanych do książki i jej niezliczonych wcześniejszych ekranizacji. Mimo wszystko uważam, że nowa wersja jest zachwycająca pod każdym względem. Zastanawiam się: co jest tego przyczyną?
Poza solidną grą aktorską i ponadczasową opowieścią o genialnej sierocie dorastającej i odnajdującej się w świecie serial zabiera nas w czasy, które przeminęły. Akcja jest umiejscowiona na Wyspie Księcia Edwarda gdzieś pod koniec dziewiętnastego wieku, przed epoką samochodów, telefonów oraz klimatyzacji. Ówczesna rzeczywistość z pewnością jest inna od dzisiejszej, tak samo język i normy kulturowe.
Status dziecka w społeczeństwie
Jednak nie to nas tak naprawdę uderza. Tym, co olśniewa, jest oglądanie zupełnie innej relacji między ówczesnymi dziećmi a dorosłymi. Pozycja dzieci w społeczeństwie była zupełnie inna od dzisiejszej.
Dzieci były przyszłymi dorosłymi i były odpowiedzialne za tyle rzeczy, z iloma mogły sobie poradzić, a zakres zaufania wobec ich kompetencji stale rósł.
Nie było Departamentu Pracy ani Departamentu Zasobów Ludzkich, które miałyby „chronić” dzieci przed pełnym przeżywaniem życia. Dzieci w tamtych czasach były postrzegane jako wartościowe jednostki, ponieważ faktycznie były produktywne. Pracowały, nabywały umiejętności i pomagały swoim rodzinom lub w inny sposób zarabiały tu i tam. Dzieci stanowiły prawdziwy majątek. W miarę jak uczyły się umiejętności, dyscypliny i etyki pracy, mogły stawać się jeszcze bardziej wartościowe dla swoich opiekunów i społeczności. To była podstawowa przyczyna, dla której ludzie pragnęli dzieci. A te z kolei przechodziły proces socjalizacji, aby być wdzięcznymi swoim dobroczyńcom w domu lub w pracy.
Możemy zauważyć w historii Ani, że głównym zadaniem dzieci w tamtych czasach była troska o ludzi w podeszłym wieku. Dzieci były wartościowe najpierw jako pomocnicy, kiedy były młodsze – a później jako wsparcie, kiedy ich opiekunowie się starzeli.
Co się zmieniło? Obecnie dzieci są głównie kosztem finansowym i za takie są powszechnie uznawane – z powodu prawa, systemu edukacji i państwa opiekuńczego, które je takimi czynią. Oczywiście, ludzie nadal kochają swoje dzieci. Z emocjonalnego i duchowego punktu widzenia mówimy pobożnie i pięknie o nieskończonej wartości ich życia.
Każdy zgodzi się z tym, że istnieje pewien status społeczny, który zyskujemy, jeśli posiadamy dzieci. Mogą one być sposobem na wejście w nowe kręgi znajomych.
Powiedzmy w końcu o pieniądzach. Kiedy ludzie zastanawiają się nad posiadaniem dzieci, wiedzą, że dzieci wniosą niewielki wkład do utrzymania domu, a następnie muszą rozważyć, jak wiele będą musieli wydać. Można to sprawdzić w kalkulatorach kosztów online. Przykładowo: jeśli jesteś po ślubie i pragniesz dwójki dzieci na południu USA, będziesz musiał wydać 732 000 USD. To zniechęcające, a to koszta, które poniesiesz jeszcze zanim zaczniesz szukać studiów.
W zamian za to dzieci oferują… nieskończoną wartość swojego istnienia.
Czy jest jakimś zaskoczeniem to, że wskaźnik urodzeń spadł do najniższego poziomu od ponad stu lat? Oczywiście, są inne przyczyny związane z technologią i większą pewnością ekonomiczną. Jeśli jednak będzie się siłowo ograniczać wartość czegokolwiek, a ludzie będą mieli pozostawioną jakąkolwiek decyzyjność, to będą tego pragnęli coraz mniej. Dokładnie to stało się ze statusem dzieci w ostatnim stuleciu.
Dlaczego chcesz być Anią?
Jak to się stało? Spójrzmy na historię Ani.
Ania na początku opowieści ma trzynaście lat. Miała bardzo trudne życie z powodu okoliczności, na które nie miała wpływu. Żyła w sierocińcu, ale otrzymała nową szansę: rodzina adoptowała ją, aby mieć pracownika, który potrzebuje jedynie pokoju i wyżywienia. Owa rodzina prosiła o chłopca z sierocińca, ale doszło do nieporozumienia i przysłano dziewczynkę. Starzejący się brat i siostra niechętnie zgodzili się ją zatrzymać – tylko jeśli ich oczaruje i udowodni, że potrafi być produktywna w gospodarstwie domowym. Dziewczynka pokazała swoje umiejętności, a także niesamowitą erudycję.
Był to zdecydowanie biedniejszy świat, więc tylko dzieci z zamożnych rodzin mogły sobie pozwolić na edukację w pełnym wymiarze czasu. Ania była głównie samoukiem, ale uwielbiała czytać, marzyć i korzystać z wyobraźni. Czytała, kiedy tylko mogła, przy świeczniku, wykończona pod koniec dnia. Była błyskotliwa, nawet kiedy się nie skupiała i działała poza ramami jakiejkolwiek instytucji edukacyjnej.
Opowieść przykuwa uwagę dzieci od tak wielu pokoleń ze względu na wyzwania, okazje, tragedie i zwycięstwa, których Ania doświadczała w swoim ekscytującym, różnorodnym, interesującym życiu – to znaczy: w życiu w społeczeństwie wolnym gospodarczo. Była dzieckiem w świecie, który oczekiwał od niej, aby stała się dorosła i poradziła sobie z dojrzałymi zadaniami i obowiązkami. Tak, to obejmowało również edukację, ale nie z przymusu i nie był to jej jedyny cel. Mogła nawet pić wino!
Wówczas dzieci nie były znacjonalizowane przez państwo, każdy ich ruch nie był kontrolowany przez instytucje publiczne, a praca nie była zabroniona przez rząd. Powierzano im tak wiele obowiązków dorosłych, jak wiele były w stanie udźwignąć. Ania pracowała ciężko, mogła robić wszystko to, co robili chłopcy, rozwijała swoje umiejętności, a jej sposób uczenia się opierał się w dużej mierze na czymś innym niż pisanie i czytanie – co jest prawdziwą rozkoszą dla czytelników i widzów. Ania udowadniała samej sobie, że potrafi sprostać zadaniom.
Co się zmieniło?
Wkrótce po tym, jak książka została napisana, polityka państwa dotycząca dzieci zaczęła się zmieniać. Publiczna edukacja stała się niemal powszechna w rozwiniętym świecie. Nauczanie prywatne rozpoczęło swoją długą drogę do upadku, do tego stopnia, że w połowie stulecia było zapewniane tylko przez kościoły lub było dostępne jedynie dla najbogatszych. Publiczne szkoły weszły w tryby, w jakich funkcjonował każdy rządowy projekt: planowane, zarządzane od góry, traktujące każdego ucznia jako odindywidualizowaną jednostkę należącą do kolektywu, żołnierza w dziecięcej armii, każde umieszczone w tym systemie na dwanaście lat.
Następnie szkoła stała się obowiązkowa w Erze Postępu. Rodziny i dzieci nie miały już wyboru. Czy w takim świecie Ania zostałaby adoptowana? Dlaczego miałaby zostać? Zamiast realizować swoje wartości, byłaby wciśnięta do celi na dwanaście lat, a jej opiekunowie byliby odpowiedzialni za zapewnianie jej pokoju i wyżywienia bez żadnego odszkodowania. Nie stanowiłaby żadnej wartości na rynku.
Kilka dekad później polityka publiczna rozkręciła się na dobre. Podczas Nowego Ładu „praca dzieci” została całkowicie zakazana. Pozostało tak do dzisiaj, z nielicznymi wyjątkami (możesz być dziecięcym aktorem i możesz pracować dla rodzinnego biznesu). Przeważnie dzieciom odmawia się przyrodzonego prawa człowieka do pracy i nie stanowią one wartości dla innych ze względu na swoje własne umiejętności i pragnienia.
Prawo pozwala pracować od czternastego roku życia, ale limity są zbyt surowe, a formalności zbyt długie. Nawet kiedy ma się szesnaście lat, lista prac, które możesz wykonywać i na które otrzymasz pozwolenie, jest bardzo ograniczona. Nie jesteś naprawdę wolny, aby zarabiać pieniądze przez służenie konsumentom na rynku, dopóki nie będziesz miał osiemnastu lat, a do tego czasu dzieci są nakłaniane do robienia wszystkiego – oprócz pracy.
Wszystko to odbywa się dla ich dobra.
Następnie rządy ustanowiły ubezpieczenia społeczne, opiekę medyczną dla osób starszych i domy finansowane ze środków publicznych dla osób „na emeryturze”. To pozwala dzieciom całkowicie zapomnieć o opiece nad rodzicami. Odwrotność również staje się prawdą: są one mniej cenne dla rodziców, ponieważ nie są już potrzebne do opieki u schyłku życia.
Jest jeszcze gorzej. Dzisiejsze dzieci są zakotwiczone w kolektywach określonych przez wiek, z przydzielonym autorytetem do rządzenia nimi i nauczania ich przez dwanaście lat, a jedyną pracą, jaką mogą mieć, to przyjmowanie informacji, które nauczyciel im przekazuje, przy ławkach, dzień po dniu, przez cały okres ich dorastania.
Kiedy odkrywamy, że dzieci są znudzone i źle się zachowują, pakujemy w nie pełno tabletek, bagatelizujemy ich problemy, więzimy za złe zachowanie, a na koniec, w wieku osiemnastu lat, oddajemy je światu bez umiejętności, etyki pracy lub wiedzy o tym, co tak naprawdę stanowi o sukcesie w życiu.
Nie żyjemy już dłużej w rolniczej ani nawet przemysłowej erze, która była fizycznie wyczerpująca (wspaniała wymówka, dla której przestajemy pozwalać dzieciom na opłacalną pracę). W czasach cyfrowych istnieje ogromna ilość bezpiecznej pracy, którą dzieci mogą wykonywać, a jednocześnie uczyć się i cieszyć życiem. Dzieci miałyby lepsze życie. Po prostu na to nie zezwalamy.
Uważamy, że sierociniec Ani był okrutny. Ale uciekła, ponieważ rodzina adopcyjna dostrzegła jej wartość. Przynajmniej nie dorastała w dzisiejszym reglamentowanym, regulowanym, wykluczającym świecie, z którego nigdy nie ma ucieczki dla żadnego dziecka.
Przywrócić Zielone Wzgórza
Moja własna teoria wyjaśniająca, dlaczego uwielbiamy tę książkę i nie mamy dość filmów o historii z przeszłości, jest prosta: dzieci w tamtych czasach były uważane przez społeczeństwo za prawdziwych ludzi posiadających prawa, godność i możliwości. Mogły żyć w pełni i cudownie.
Ich prawa nie były systematycznie łamane przez rząd w imię rzekomego pomagania im. Przybyli postępowcy i zastosowali przemoc państwa, aby poprawić życie dzieci – i oto, gdzie dzisiaj jesteśmy.
Czy to dziwne, że nostalgicznie traktujemy życie dzieci w tamtych czasach? Czy to dziwne, że dzisiaj ludzie muszą bardzo uważnie myśleć o posiadaniu dzieci?