Smutny wrzesień
Wrzesień jest miesiącem kojarzonym przez uczniów z początkiem szkoły, przez studentów z egzaminami poprawkowymi, a przez zainteresowanych historią – zwłaszcza polską – z tragicznymi wydarzeniami z roku 1939. Atak dwóch najbardziej zbrodniczych totalitaryzmów bardzo boleśnie zakończył istnienie II Rzeczpospolitej. Niedoskonałej, pełnej patologii, ale jednak zbudowanej w wielkim trudzie i często kojarzonej – niekoniecznie słusznie – z wolnością. Przynajmniej z tą abstrakcyjną „wolnością narodową”, która dla nas, indywidualistów, jest pojęciem bardzo mglistym. Ale na pewno zdecydowanie bliższym niż „wolność” proponowana przez nazistów i bolszewików.
Wbrew powszechnym przekonaniom, zarówno brunatna, jak i czerwona odsłona totalitaryzmu, nie były osamotnionymi ideologiami wyrosłymi nagle i niespodziewanie na nieskazitelnej mapie europejskiego dorobku filozoficznego. Zarówno nazizm, jak i komunizm, wyrosły z tego samego antyludzkiego korzenia umysłowego, który pozwalał poświęcać życie jednostek w imię mitycznego „porządku społecznego”. Apologeci kolektywistycznej wizji społeczeństwa mogli inaczej rozkładać akcenty, ale łączyło ich jedno – pogarda dla wolności jednostki. I dogmat, że jednostkę można poświęcić na rzecz urojonego dobra wspólnego.
Religijni fanatycy wysyłali wielu niewinnych ludzi na stosy, jakobini ucinali im głowy na gilotynach, naziści mordowali Żydów, Słowian, homoseksualistów i Cyganów w obozach zagłady, a komuniści strzelali do „wrogów klasowych”. Mordowano dla dobra wiary, dla dobra rewolucji, dla dobra III Rzeszy i dla dobra proletariatu. I dla zagłady człowieka.
Niestety ten chory, kolektywistyczny schemat myślenia, nie jest pieśnią przeszłości. Występuje nadal, czasem w subtelniejszej postaci, czasem w otwarcie zbrodniczej. W Europie i Stanach za niektóre wypowiedzi można być ukaranym przez aparat państwowy, co jest przejawem politycznej poprawności, która służy do kneblowania ludziom ust. Na Bliskim Wschodzie Państwo Islamskie morduje ludność cywilną, podpierając się Allachem. I choć skala obu zjawisk jest różna, walczyć należy z obydwoma. Od alkoholizmu do marskości wątroby daleka droga, ale najlepiej być po prostu zdrowym i zapobiegać również temu pierwszemu.
Nietrudno zrozumieć, dlaczego totalitarna ideologia o takim czy innym kolorze sztandaru dla wielu może być atrakcyjna. Każdy człowiek, który odmawia drugiemu człowiekowi jego prawa do życia, do marzeń, planów ambicji, który traktuje współobywatela jako narzędzie, które wbrew jego woli może zostać wykorzystane do osiągnięcia swojego celu – jest potencjalnym faszystą. Dlatego należy otwarcie i odważnie gardzić wszelkimi próbami zniewalania jednostki. Osoba homoseksualna ma takie samo wrodzone prawo do realizowania swojej miłości, jak homofob do nazywania homoseksualizmu zboczeniem. Jakakolwiek ideologia, religia czy postawa życiowa może nam się podobać lub nie, możemy ją zachwalać lub piętnować. Ale orężem naszej oceny powinno być wolne słowo, a nie przemoc. Tę drugą zarezerwujmy dla obrony koniecznej.
Wojna obronna z 1939 roku z pewnością była obroną konieczną. Być może rozegraną niewłaściwie i nieodpowiedzialnie, ale ocenę tego pozostawiam specjalistom od dyplomacji, wojskowości i stosunków międzynarodowych. Jednak zachowanie władz sanacyjnych, które w imię honoru zdecydowały się pozostawić swoich obywateli w rękach nazistowskich i sowieckich łajdaków – z honorem nie miało nic wspólnego. Poświęcenie istnień ludzkich w imię „honoru” jest zwyczajną hańbą. Typową dla tych, którzy abstrakcyjne pojęcia przedkładają nad życie człowieka.