Rynki predykcyjne nostradamusem naszych czasów

    Przed pamiętnym meczem Legia – Real przy pustych trybunach, bukmacherzy za każdą złotówkę postawioną na zwycięstwo warszawiaków zwróciliby 25zł… gdyby do wygranej doszło. Kurs (czyli cena jednostkowego zakładu) na zwycięstwo Realu wynosił 1,03, czyli obstawienie faworyta dałoby ledwie zwrot zaledwie trzech procent inwestycji, a remisu (mecz zakończył się sensacyjnym 3:3) – ponad tysiąca! Jasne jest więc, że za faworyta uważana była drużyna z Madrytu, w innym wypadku (gdyby szansa na zwycięstwo Legii była wyższa) bukmacher po prostu traciłby pieniądze. Kursy muszą być ustalane bardzo dokładnie, muszą bazować na szacowanym prawdopodobieństwie zwycięstwa danej drużyny, aby przy hazardzistach obstawiających różne kwoty na każdą ze stron firma bukmacherska koniec końców wyszła na swoje.

zaklad

    Ale jak przewidzieć przyszłość?

Rzut oka na ostatnie mecze, analiza składów drużyn i formy zawodników, historia wcześniejszych potyczek między drużynami, stawka o jaką grają… big data i analitycy wymyślają coraz nowocześniejsze sposoby na modelowanie rzeczywistości i szacowanie prawdopodobieństw różnych scenariuszy, w sporcie, na giełdzie, w polityce. Niestety, przy tej ostatniej (np. przewidując wynik wyborów) albo słuchamy gadających głów politologów, albo śledzimy sondaże. O ile eksperci z telewizji rzeczywiście starają się przewidzieć, co się stanie po wyborach – i ich wiedzy pewnie zaufamy prędzej niż zwykłego przechodnia, to sondaże są zbiorem opinii, nie wiedzy. A to wiedzy potrzebujemy do postawienia zakładu, nie sympatii do którejś z drużyn – ta może tylko zaburzyć osąd.

    Zejdźmy ze sportu, na – a jakże – giełdę. Skąd możemy wiedzieć, czy dana spółka będzie prosperować w przyszłości? Gdy inwestor przewiduje spadek wartości – sprzedaje, gdy wzrost – kupuje. Im bardziej jest swojej oceny pewien, tym więcej pieniędzy zaangażuje w transakcję. Wycena nie jest bowiem wyznacznikiem obecnej wartości akcji, ale jej wartości ‘za chwilę’ –  szacunkiem zagregowanej wiedzy graczy na giełdzie, którzy z kolei mają już swoje, przeróżne źródła informacji – jedni lepsze, inni gorsze. Im trafniejsze informacje o rynku inwestor posiada, tym lepiej prosperuje. To jest jasne, chociaż nie wszyscy zdają sobie z tego sprawę – że na giełdzie tak naprawdę handluje się wiedzą. Już w 1945 roku Friedrich von Hayek argumentował, że rynkowy mechanizm cenowy jest najefektywniejszym medium jej przepływu w społeczeństwie – co oznacza, że poprawne osądy (dotyczące np. popytu na dobro) zostają premiowane, niepoprawne – karane, a ich suma na bieżąco wpływa na wysokość tejże premii.

    Dziś bukmacherzy też tak robią – z pomocą analityków i big data ustalają pierwotne ceny ‘akcji’, które zaraz potem są poprawiane przez działania graczy (które przecież oparte s̶ą̶ powinny być na wiedzy, nie na emocjach), aby pewniej oszacować prawdopodobieństwo zdarzenia sportowego. I na bieżąco korygują kursy (premie, zwroty z inwestycji), tak aby ewentualni zwycięzcy wygrywali pieniądze od…przegranych. Do równań włączana jest oczywiście prowizja, bo sumaryczny zwycięzca w kasynie może być tylko jeden. Nie bez powodu więc bukmacherzy są oficjalnie nazywani “agencjami zakładów wzajemnych” a niższy kurs na zdarzenie oznacza wyższą szansę jego wystąpienia – de facto z tychże kursów można bezpośrednio (znając prowizję) obliczyć prawdopodobieństwo, z jakim zdarzenie powinno zajść. I okazuje się, że takie systemy zagregowanej wiedzy dużo lepiej przewidują przyszłość niż jakikolwiek jasnowidz, analityk czy tym bardziej sondaż.

    Dlaczego więc nie stosujemy tych mechanizmów w innych dziedzinach?

Otóż stosujemy, tylko wciąż jest to w powijakach. Nazywają się one rynkami przewidywań i od kilkunastu lat są wykorzystywane do wewnętrznych decyzji w dużych korporacjach, zapobiegania (ponoć!) atakom terrorystycznym czy podjęcia decyzji, za jaki film hollywoodzcy producenci powinni się zabrać. Niedawno w Polsce otwarta została testowa wersja serwisu Politikon, który na pierwszy rzut oka jest niczym innym, jak…zakładami bukmacherskimi na wydarzeniach społeczno-politycznych. Nie na pieniądze oczywiście, ponieważ miłościwie nam panujący uznają, że takie niebezpieczne zabawy powinny być karane do 3 lat pozbawienia wolności.

    Jak to działa? Każdy zakład-wydarzenie, może się rozstrzygnąć pozytywnie (TAK) lub negatywnie (NIE). Każdy zakład kupujemy’ po cenie podanej przy opcji – w przypadku poprawnego zgadnięcia (każdy zakład, jak i mecz piłki nożnej, ma swój termin) wygrywamy 100 tzw. reput, w przypadku przegranej – tracimy. Ceny oczywiście prawem rynku się zmieniają w zależności od popytu, i jeśli wykupimy mnóstwo akcji pt. “TAK – Szef FBI zrezygnuje z urzędu”, to ich cena wzrośnie. Do zagregowanej wiedzy użytkowników dorzucona została nasza opinia, a im bardziej pewne jest dane zdarzenie, tym cena jest wyższa, ale mniej ryzykujemy – więc premia mniejsza. Jeśli wypłyną nowe informacje (np. zły stan zdrowia prezydenta USA), można odsprzedać akcję-zakład, tak aby cena zbiegała do rynkowej. A rynkowa…w idealnym świecie powinna zbiegać do realnego prawdopodobieństwa wydarzenia. Zresztą, jak na giełdzie – nie nauczysz się, dopóki nie zagrasz. Najlepsi ‘jasnowidze’, lub raczej eksperci od oceny rzeczywistości, są tam w reputy najbogatsi. Pomysł wydaje się być naprawdę ciekawy, wykonanie jest atrakcyjne, zobaczymy co z tego wyjdzie, czy uda się zmienić paradygmat postrzegania rzeczywistości na bardziej zdroworozsądkowy i zdecentralizowany. Rynków nigdy za wiele, byle były wolne 🙂

screenshot_3PS. Czy prawicowy kandydat Norbert Hofer wygra powtórzoną (i przełożoną!) drugą turę wyborów prezydenckich w Austrii? Wg 'giełdy wiedzy’… na 77% tak. (Wybory za niecałe 3 tygodnie)

Może spodoba Ci się również...