Równość a dostęp do broni

tło

Też Wam coś nie gra w stanowisku przedstawionym na powyższym obrazku? Czy też macie wrażenie, że zaprezentowany na nim brak konsekwencji jest bardzo popularny?

Równość jest jedną z najważniejszych wartości szeroko rozumianej lewicy. Może nawet najważniejszą. Szkoda, że większość środowisk lewicowych porzuca tę wartość, określając swoje stanowisko w bardzo istotnej kwestii, którą zajmę się w tym artykule. Mowa o dostępie do broni, czyli sprawie, która ma ogromny wpływ na występowanie równości na wielu innych polach. Dostęp do broni przekłada się na rozkład sił i jest jednym z czynników decydujących o tym, kto komu będzie mógł narzucić swoje zdanie, jeśli zechce to zrobić. Nie jest to kwestia czysto teoretyczna – sytuacja, w której osoby uzbrojone wymuszają na rozbrojonych posłuszeństwo sobie lub swoim zwierzchnikom, jest jak najbardziej aktualna i powszechna.

Jednym z problemów równości jest to, że zazwyczaj jest ona pustym sloganem. Równość można rozumieć na różne sposoby, a jej zwolennicy bardzo rzadko precyzują, o jaki rodzaj równości im chodzi. Kwestię niejasności tego pojęcia poruszył Roderick T. Long w świetnym artykule „Wolność: Ta Druga Równość”. Jeśli chodzi o temat niniejszego wpisu, czyli równość w dostępie do broni, sprawa nie jest zbyt skomplikowana – warto więc ją pokrótce przeanalizować.

Jeśli rozważamy postulat równości w dostępie do broni, mamy początkowo do wyboru dwa skrajne stanowiska. Możemy też zastanowić się nad możliwością występowania pewnych opcji pośrednich. Te dwa skrajne stanowiska to:

  1. Każdy powinien mieć dostęp do broni.
  2. Nikt nie powinien mieć dostępu do broni.

Pierwsza z tych opcji jest jedynym nieutopijnym stanowiskiem równościowym w kwestii dostępu do broni, co postaram się wykazać nie wprost, odrzucając pozostałe możliwości.

Drugie stanowisko też można uznać za równościowe. Jego dużym problemem, moim zdaniem dyskwalifikującym, jest utopijność. W praktyce postulujemy bowiem, by przytłaczająca większość ludzi dobrowolnie wyrzekła się dążenia do posiadania broni lub, ewentualnie, by obecnie wyprodukowana broń została zlikwidowana, a ludzie trwale oduczeni wytwarzania nowych egzemplarzy. Jeśli nie osiągniemy jednego z tych dwóch celów, natrafimy na ogromne problemy z egzekwowaniem proponowanej zasady. Będziemy musieli naiwnie liczyć na to, że rozbrojone osoby będą stale narzucać swoją wolę uzbrojonym. To nie ma prawa działać.

Aby pokazać, że postulat upowszechnienia dostępu do broni jest jedynym nieutopijnym, równościowym stanowiskiem w tej kwestii, pozostało odrzucić możliwość występowania opcji pośrednich pomiędzy dwiema zaproponowanymi powyżej. Pośrednie opcje musiałyby polegać na ograniczonym dostępie do broni – przysługującym tylko części członków danej społeczności. Taki postulat jest możliwy do wprowadzenia w praktyce (obecnie jest egzekwowany z dość dużą skutecznością, choć niepełną – o czym świadczy nielegalny handel bronią oraz przypadki jej nieautoryzowanego posiadania). Nie jest on jednak równościowy.

Jeśli odrzucimy utopijną możliwość powszechnego konsensusu w kwestii kształtu ograniczeń dostępu do broni, dojdziemy do wniosku, że te ograniczenia muszą zostać narzucone przez rządzące elity i egzekwowane właśnie poprzez ich uzbrojonych funkcjonariuszy. Nie ma zatem równości – uzbrojeni ludzie (lub ich przełożeni) dyktują swoje zasady i rozbrajają resztę lub ograniczają jej dostęp do broni. W polecanym wyżej tekście Rodericka T. Longa cytowane są celne słowa filozofa Antonego Flewa:

„To, co różne elity rządzące uznają za stosowne (…) może ostatecznie okazać się równością wśród tych, którzy im podlegają. Ale między tymi, którzy rozkazują, a tymi, którzy przyjmują rozkazy (…) nie może być, rzecz jasna, żadnej równości”1.

Przychodzą mi do głowy kuriozalne pomysły ograniczeń dostępu do broni, które już po wprawieniu w ruch mogłyby wykazywać pewne pozory równości. Jeśli chcemy, by około 5% członków społeczności posiadało broń, możemy każdemu przyznać jeden rzut kostką dwudziestościenną i dać prawo dostępu do broni tym, którzy wyrzucą 20. W ten sposób nie podzielimy ludzi na tych, którzy posiadają przywilej decydowania o tym, kto dokładnie uzyska dostęp do broni, oraz na tych, którzy muszą być posłuszni decyzjom tej elity i których posłuszeństwo jest egzekwowane przez jakąś frakcję uzbrojonych osób.

Taki pomysł trudno jednak nazwać równościowym. Po pierwsze, ciężko mówić o równości, gdy zwolennicy jakiejś arbitralnej zasady narzucają ją jej przeciwnikom. Czemu prawdopodobieństwo uzyskania dostępu do broni ma wynosić 5%, a nie 1% lub 99%? Po drugie, w praktyce jest to jedynie równy dostęp do nierówności – przed rzutem kostką każdy ma równe szanse na uzyskanie możliwości posiadania broni, ale już po rzucie ci, którzy uzyskali tę możliwość, oraz ci, którym się nie poszczęściło, ewidentnie nie mają równych praw.

Wszelkie pomysły, w których ograniczenia dostępu do broni nie są egzekwowane w tak bezosobowy sposób i wymagają czyjejś opinii, decyzji, zezwolenia itp., zawierają te same problemy, co pomysł z rzutem kostką (arbitralność zasad oraz rezultat nierówności praw), i dodatkowo wprowadzają nierówność pomiędzy osobami, które wydają opinie i zezwolenia, oraz tymi, którzy takiej decyzyjności nie posiadają. To podsumowuje analizę możliwości występowania równościowej opcji pośredniej.

Mamy zatem tylko dwie równościowe opcje: powszechny dostęp do broni lub powszechny brak dostępu do broni. Druga z tych możliwości jest utopijna – umożliwić mogłyby ją jedynie scenariusze, które na razie należy zaliczyć do science fiction. Równy brak dostępu do broni wśród ludzi mogłyby bowiem wyegzekwować potężniejsze od nas maszyny lub istoty pozaziemskie. W ten sposób równość pomiędzy ludźmi uzyskalibyśmy kosztem podporządkowania się innym, wyższym bytom.

Porzućmy jednak science fiction i wróćmy na chwilę do jedynej możliwej obecnie opcji równościowej – powszechnego dostępu do broni. Zapewne wiele osób odpowie na taki pomysł garścią czarnych scenariuszy, według których taki dostęp doprowadziłby do eskalacji przemocy i przeradzania się drobnych konfliktów w strzelaniny. Na takie zarzuty można odpowiedzieć na wiele sposobów – jest to już jednak osobna dyskusja. Temat niniejszego artykułu zawiera się w jego tytule i nie przewiduje odpowiedzi na te wątpliwości. Odniosę się do nich jedynie pokrótce, nie odbiegając za bardzo od sedna sprawy.

Oczywiście każdy ma prawo manifestować swoje lęki. Nie będą rozważał w tym miejscu kwestii, czy te lęki są uzasadnione i czy powinny one doprowadzić nas do wniosku, że ograniczenie dostępu do broni jest dobrym pomysłem (lub przynajmniej mniejszym złem). Chodzi mi jedynie o to, by osoba, która taki wniosek przyjmie, nie nazywała się obrońcą równości. Uczciwość intelektualna wymaga, by przyznała się ona przed innymi – i przede wszystkim przed samą sobą – że boi się skutków, do jakich równość mogłaby doprowadzić, i z tego powodu popiera ogromne nierówności społeczne. Niestety – takie nierówności są nieuniknionym rezultatem podzielenia społeczeństwa na tych, którzy mają prawo do posiadania broni, oraz na rozbrojone osoby, które muszą im być posłuszne.

Od każdego, kto przyjmuje równość za swój ideał, należy oczekiwać równościowego stanowiska w kwestii dostępu do broni. Jest to kwestia zbyt istotna, by można było odstawić w jej przypadku ideały na bok i nadal mienić się ich obrońcą. Natomiast każdego, kto twierdzi, że sprzeciwia się dostępowi do broni i chce zakazać jej posiadania, warto zapytać, jakie ma pomysły na to, by broń całkowicie zniknęła z powierzchni ziemi. W ten sposób dowiemy się, czy taka osoba rzeczywiście postuluje to, co przed chwilą powiedziała, czy chce po prostu zmonopolizować dostęp do broni w rękach wąskiej elity, pilnującej, by inni pozostawali rozbrojeni i posłuszni.

Bartek Dziewa


1Antony Flew, The Politics of Procrustes: Contradictions of Enforced Equality (Buffalo, N.Y.: Prometheus Books, 1981), str. 12.

Może spodoba Ci się również...