Obiektywizm a państwo: list otwarty Roya Childsa do Ayn Rand
Droga Panno Rand,
Celem niniejszego listu jest nawrócenie Pani na wolnorynkowy anarchizm. Na ile się orientuję, nikt nigdy nie wskazał Pani szczegółowo błędów w Pani filozofii politycznej. Jest to tu moim zamiarem. Próbowałem tego raz wcześniej, w swoim eseju „The Contradiction in Objectivism” („Sprzeczność obiektywizmu”), opublikowanym w marcu 1968 r. w „Rampart Journal”, ale teraz myślę, że moja argumentacja była tam słaba i nieskuteczna, nie podkreślając istoty problemu. Naprawię to tutaj.
Dlaczego podejmuję taką próbę nawrócenia Pani na pogląd, który Pani wielokrotnie publicznie potępiała jako zawieszoną w powietrzu abstrakcję? Bo jest Pani w błędzie. Sugeruję, że Pani filozofii politycznej nie da się bronić bez popadania w sprzeczność, że w rzeczywistości jest Pani zwolenniczką utrzymywania instytucji – państwa – która jest moralnym złem. Dla osoby mającej poczucie własnej godności są to powody wystarczające.
W świecie toczy się bitwa – bitwa pomiędzy siłami archii – etatyzmu, politycznego panowania i władzy – i jej jedynej alternatywy – anarchii, braku politycznych rządów. Bitwa ta jest konieczną i logiczną konsekwencją bitwy pomiędzy indywidualizmem i kolektywizmem, pomiędzy wolnością i państwem, pomiędzy wolnością i niewolnictwem. Tak jak w etyce w każdej kwestii są jedynie dwie strony – dobra i zła – tak też w politycznej kwestii państwa są jedynie dwie strony: albo jest się za nim, albo przeciw niemu. Jakakolwiek próba stanięcia pośrodku jest skazana na niepowodzenie, i podobnie zwolennicy wszelkich pośrednich dróg skazani są na niepowodzenie i frustrację, albo mrok psychologicznego zniszczenia, gdyby odmówili rozpoznania przyczyn takiego niepowodzenia, czy inaczej mówiąc natury rzeczywistości takiej, jaka ona jest, i spróbowali je wymazać.
Wedle Pani koncepcji są trzy alternatywne porządki organizacji politycznej: etatyzm, będący systemem opartym na rządzie, który dla osiągnięcia swych celów stosuje przemoc jako pierwszy; ograniczony rząd, który posiada monopol na odwet, ale nie używa jako pierwszy przemocy lub jej groźby; i anarchia, społeczeństwo, gdzie nie ma żadnego rządu, definiowanego przez Panią jako „instytucja posiadająca wyłączną władzę wymuszania pewnych reguł społecznego postępowania na danym obszarze geograficznym”. Pani popiera ograniczony rząd, który nie używa wobec innych przemocy lub jej groźby jako pierwszy.
Twierdzę, że ograniczony rząd jest zawieszoną w powietrzu abstrakcją, która nigdy przez nikogo nie została skonkretyzowana; że ograniczony rząd musi albo używać przemocy jako pierwszy, albo przestać być rządem; że sama koncepcja ograniczonego rządu jest nieudaną próbą połączenia dwóch wzajemnie sprzecznych elementów: etatyzmu i woluntaryzmu. Stąd, jeśli można to wykazać, epistemologiczna przejrzystość i moralna spójność wymagają całkowitego usunięcia instytucji rządu, co owocuje wolnorynkowym anarchizmem czy inaczej czysto dobrowolnym społeczeństwem.
Dlaczego ograniczony rząd jest zawieszoną w powietrzu abstrakcją? Bo musi on albo używać przemocy jako pierwszy, albo przestać być rządem. Niech przedstawię tu na to krótki dowód.
Chociaż nie zgadzam się z Pani definicją rządu i myślę, że jest ona epistemologicznie błędna (tj. nie identyfikuje Pani jego podstawowych i co za tym idzie istotnych cech charakterystycznych), zaakceptuję ją dla celów tej krytyki. Jedną z głównych cech charakteryzujących rząd w Pani koncepcji jest to, że posiada on monopol na używanie przemocy w odwecie na danym obszarze geograficznym. Teraz, są jedynie dwa możliwe rodzaje monopoli: monopol przymusowy, który używa przemocy jako pierwszy w celu utrzymania się i monopol nieprzymusowy, który jest zawsze otwarty na konkurencję. W społeczeństwie obiektywistycznym rząd nie jest otwarty na konkurencję i jest zatem monopolem przymusowym.
Najszybciej pokazać, dlaczego musi on albo używać przemocy jako pierwszy, albo przestać być rządem można w sposób następujący: przypuśćmy, że zniechęciłem się do usług rządu w obiektywistycznym społeczeństwie. Przypuśćmy, że osądziłem, będąc tak racjonalnym, jak tylko mógłbym być, że mogę mieć tańsze i skuteczniejsze zabezpieczenie ochrony moich umów i zwrotu skradzionych dóbr. Przypuśćmy, że decyduję się założyć w tym celu jakąś instytucję, albo poprzeć instytucję założoną przez mojego przyjaciela lub kolegę z pracy. Jeśli uda mu się założyć taką agencję, dostarczającą wszystkich usług obiektywistycznego rządu i przy tym efektywniejszą, a jej działalność będzie ograniczać się do odwetu przeciwko agresorom, to są tu tylko dwie alternatywy, jeśli chodzi o ten „rząd”: a) może on użyć przeciwko nowej instytucji przemocy lub jej groźby w celu utrzymania swojego monopolistycznego statusu na danym terytorium, używając zatem jako pierwszy groźby fizycznej przemocy wobec kogoś, kto sam nie zapoczątkował przemocy. Oczywiście gdyby wybrał tę alternatywę, byłoby to użycie przemocy pierwszemu – c. b. d. u. Lub b) może on powstrzymać się od użycia przemocy pierwszemu i pozwolić nowej instytucji działać bez przeszkód. Jeśli obiektywistyczny „rząd” zrobiłby to, byłby on tak naprawdę instytucją rynkową, a nie „rządem”. Byłyby konkurencyjne agencje ochrony, obrony i stosowania odwetu – krótko mówiąc wolnorynkowy anarchizm.
Jeśli miałby zdarzyć się pierwszy przypadek, rezultatem byłby etatyzm. Jest tu ważne, by pamiętać, że etatyzm istnieje wszędzie, gdzie jest rząd używający przemocy jako pierwszy. Gdy rząd raz to zrobi, kwestią pozostaje jedynie stopień tego etatyzmu. Gdy tylko zasada używania przemocy pierwszemu została zaakceptowana, spełniliśmy przesłanki etatyzmu wszelkich odmian i, jak wywiodła Pani tak wymownie, reszta jest tylko kwestią czasu.
Jeśli miałby zdarzyć się drugi przypadek, nie mielibyśmy już dłużej, ściśle mówiąc, rządu. To nazywa się, znowu, wolnorynkowym anarchizmem. Proszę zauważyć, że nie chodzi tu o to, czy faktycznie jakaś wolnorynkowa agencja ochrony, obrony czy stosowania odwetu jest skuteczniejsza od tego pierwszego „rządu”. Chodzi o to, że o tym, czy jest ona skuteczniejsza, czy też nie mogą decydować tylko jednostki działające zgodnie ze swoim racjonalnym interesem i na bazie swego racjonalnego osądu. I jeśli nie używają przy tym przemocy jako pierwsze, działają w ramach swych praw. Jeśli obiektywistyczny rząd z jakiejkolwiek przyczyny przejdzie do grożenia lub fizycznego zabraniania tym jednostkom podążania za ich racjonalnym interesem, to jest to, obojętnie czy się to Pani podoba, czy też nie, stosowanie przemocy pierwszemu wobec innej pokojowej, nieagresywnej ludzkiej istoty. Bronić takiego czegoś to, jak Pani powiedziała, „usunąć się samemu z królestwa praw, moralności i intelektu”. Niewątpliwie więc nie może Pani być winna takiej rzeczy.
Jeśli teraz nowa agencja miałaby faktycznie używać przemocy jako pierwsza, to poprzedni „rząd”-zmieniony-w-instytucję-rynkową miałby oczywiście prawo użyć odwetu wobec tych jednostek, które by to robiły. Ale podobnie i nowa instytucja mogłaby użyć odwetu przeciwko poprzedniemu „rządowi”, jeśli ten miałby stosować przemoc jako pierwszy.
Omówię tu niektóre z Pani głównych „usprawiedliwień” rządu, wskazując Pani logiczne usterki, ale najpierw powiedzmy sobie jasno jedną rzecz: na tyle, na ile mogę to stwierdzić, absolutnie i nieodparcie pokazałem, że rząd nie może istnieć bez używania przemocy pierwszemu lub przynajmniej grożenia, że tak zrobi, wobec odszczepieńców. Jeśli jest to prawdą i jeśli sankcjonowanie jakiejkolwiek instytucji, która używa przemocy jako pierwsza jest moralnym złem, to powinna Pani wycofać wszelką sankcję dla rządu Stanów Zjednoczonych i faktycznie dla samej koncepcji rządu. Nie ma obowiązku sprzeciwiania się wszelkiemu złu świata, skoro życie racjonalnie składa się z dążenia do wartości pozytywnych, a nie tylko z negowania wartości negatywnych. Ale jest, uważam, moralny obowiązek sprzeciwiania się moralnemu złu takiemu jak rząd, zwłaszcza, jeśli wcześniej wypowiadało się na korzyść takiego zła.
Proszę także zauważyć, że kwestia, jak działałby wolnorynkowy anarchizm jest drugorzędna w stosunku do dowiedzenia zła rządu. Jeśli ograniczony rząd, tj. rząd nieetatystyczny, jest terminologiczną sprzecznością, to nie można być jego zwolennikiem – i kropka. Ale skoro nie ma konfliktu pomiędzy moralnym a praktycznym, jestem zobowiązany naszkicować w skrócie, gdzie Pani zarzuty wobec wolnorynkowego anarchizmu mają błędy.
Nie mam zamiaru podejmować się zrobienia pełnego „modelu” wolnorynkowego społeczeństwa anarchistycznego, bo, jak i Pani, nie mogę faktycznie omawiać rzeczy w ten sposób. Nie jestem planistą społecznym i, znowu tak, jak Pani, nie spędzam swojego czasu na wymyślaniu utopii. Mówię o zasadach, których praktyczne zastosowania powinny być jasne. Jakby nie było, zbliża się pełniejsza dyskusja na temat technicznych aspektów funkcjonowania w pełni dobrowolnego, nieetatystycznego społeczeństwa – w początkowym rozdziale „Power and Market” („Władza i rynek”), kontynuacji mistrzowskiego dwutomowego traktatu ekonomicznego Murraya N. Rothbarda „Man, Economy, and State” („Człowiek, gospodarka i państwo”) i w książce Morrisa i Lindy Tannehillów, która, miejmy nadzieję, zostanie wkrótce opublikowana pod tytułem „The Market for Liberty” („Rynek wolności”). Ta ostatnia książka podejmuje temat tam, gdzie Murray Rothbard go zostawia, omawiając problemy szczegółowo. Rozdział z tej książki, zatytułowany „Warring Defense Agencies and Organized Crime” („Walczące agencje obronne i zorganizowana przestępczość”) ukazał się w „Libertarian Connection” nr 5, a krótkie przedstawienie stanowiska jej autorów zamieszczone jest w ich ulotce „Liberty Via the Market”.
Dla łatwiejszego rozważenia Pani błędów ponumeruję je i przedstawię zarys możliwych odpowiedzi na Pani główne i co za tym idzie istotne zarzuty zaprezentowane w Pani eseju „The Nature of Government” („Natura rządu”).
1. „Jeśli społeczeństwo nie zapewniałoby żadnej zorganizowanej ochrony przed przemocą, zmusiłoby to każdego obywatela do uzbrojenia się, przekształcenia swego domu w fortecę, strzelania do każdego obcego zbliżającego się do jego drzwi” itd.
Jest to zła argumentacja. Można by tak samo łatwo twierdzić, że jeśli „społeczeństwo” (kogo obejmujące?) nie zapewniałoby żadnego zorganizowanego sposobu produkcji pożywienia, to zmusiłoby to każdego obywatela do uprawy warzyw na własną rękę lub głodowania. To jest nielogiczne. Zdecydowanie alternatywa nie polega tu na tym, że albo mamy pojedynczy, monopolistyczny rządowy program produkcji żywności, albo też każdy produkuje pożywienia dla siebie bądź głoduje. Jest taka rzecz, jak podział pracy, wolny rynek – i może zapewnić całe pożywienie, jakiego potrzeba człowiekowi. Tak samo z ochroną przed agresją.
2. „Używanie fizycznej przemocy – nawet w odwecie – nie może być zostawione uznaniu pojedynczych obywateli”.
To przeczy Pani epistemologicznemu i etycznemu stanowisku. Ludzki umysł – co oznacza: umysł pojedynczej ludzkiej istoty – jest zdolny poznać rzeczywistość, człowiek jest zdolny wyciągać wnioski na podstawie swego racjonalnego osądu i działać na podstawie swego racjonalnego interesu. Pani milcząco zakłada, że jeśli jakaś jednostka decyduje się na użycie odwetu, to ta decyzja jest w jakiś sposób subiektywna i arbitralna. Jednostka ta powinna przypuszczalnie zostawić taką decyzję rządowi, który jest – czym? Kolektywem i zatem czymś obiektywnym? To jest nielogiczne. Jeśli człowiek nie jest zdolny podejmować takich decyzji, to nie jest on zdolny ich podejmować – i żaden rząd składający się z ludzi nie jest zdolny ich podejmować. Według jakiego epistemologicznego kryterium działanie jednostki jest klasyfikowane jako „arbitralne”, podczas gdy działanie grupy jednostek jest jakoś „obiektywne”?
Twierdzę raczej, że jednostka musi osądzać i oceniać fakty rzeczywistości zgodnie z logiką i standardem swego własnego racjonalnego interesu. Czy Pani twierdzi tutaj, że umysł ludzki nie jest zdolny poznać rzeczywistości? Że ludziom nie wolno osądzać ani działać na podstawie swego racjonalnego interesu i postrzegania faktów rzeczywistości? Twierdzić tak to podcinać korzenie filozofii obiektywizmu: ważność rozumu oraz zdolność i prawo człowieka do myślenia i osądzania samemu.
Nie twierdzę oczywiście, że człowiek musi zawsze osobiście stosować przemoc w odwecie wobec tych, którzy używają jej pierwsi przeciw niemu – ma on prawo, chociaż nie obowiązek, delegować takie prawo na jakiegokolwiek prawowitego pośrednika. Po prostu krytykuję tu Pani wadliwą logikę.
3. „Używanie przemocy w odwecie wymaga obiektywnych reguł dowodowych, by dowieść, że zostało popełnione przestępstwo i kto je popełnił, jak również obiektywnych reguł określania kar i procedur egzekwowania prawa”.
Rzeczywiście potrzeba takich obiektywnych reguł. Ale spójrzmy na ten problem w następujący sposób: obiektywnych reguł potrzeba również w celu wyprodukowania tony stali, samochodu czy akra pszenicy. Czy zatem również i na tę działalność musi być przymusowy monopol? Myślę, że nie. Przy pomocy jakiego logicznego łamańca sugeruje Pani, że wolny rynek nie byłby w stanie dostarczyć takich obiektywnych reguł, a przymusowy rząd tak? Wydaje się oczywiste, że człowiek potrzebuje obiektywnych reguł w każdej działalności swego życia, nie tylko w związku ze stosowaniem odwetu. Ale, może się to wydawać dziwne, wolny rynek jest w stanie dostarczyć takich reguł. Wydaje mi się, że Pani ślepo i bez dowodu zakłada, iż wolnorynkowe agencje nie miałyby obiektywnych reguł itd. Jeśli wierzy Pani, że tak byłoby, nie mając ku temu żadnych racjonalnych podstaw, to jaką praktykę epistemologiczną przemyciła Pani do swej świadomości?
4. „Wszelkie prawa muszą być obiektywne (i dające się obiektywnie usprawiedliwić): ludzie muszą jasno wiedzieć, zanim podejmą jakieś działanie, czego prawo im zabrania (i dlaczego), co stanowi przestępstwo i jaką karę poniosą, jeśli je popełnią”.
Nie jest to, ściśle mówiąc, zarzut przeciwko anarchizmowi. Odpowiedź na ten problem „obiektywnych praw” jest całkiem prosta: jedyne, co byłoby zabronione w jakimkolwiek dobrowolnym społeczeństwie, to używanie fizycznej przemocy pierwszemu lub uzyskiwanie wartości przez jakąś tego namiastkę, taką jak oszustwo. Jeśli jakaś osoba zdecyduje się w celu uzyskania jakiejś wartości użyć przemocy jako pierwsza, to przez swój akt agresji stwarza ona dług, który musi być spłacony ofierze – i nie ma powodu, dla którego wolny rynek nie mógłby rozwinąć instytucji wokół tej koncepcji sprawiedliwości.
5. Przechodzimy do głównej części Pani napaści na wolnorynkowy anarchizm na stronach 112-113 paperbackowego wydania „The Virtue of Selfishness” („Cnoty samolubstwa”); nie będę cytował tu odpowiedniego fragmentu.
Wystarczy powiedzieć, że nie dowiodła Pani, że anarchia jest zawieszoną w powietrzu abstrakcją, że społeczeństwo bez rządu byłoby na łasce pierwszego lepszego przestępcy (co jest fałszem, jako że działające na rynku agencje ochroniarskie mogą skuteczniej dostarczać tych samych usług, jakich przypuszczalnie dostarcza „rząd”), ani że takie agencje nie mogłyby przestrzegać obiektywnych reguł. Nie argumentowałaby Pani, że skoro potrzeba obiektywnych praw przy produkcji stali, to działalność tę powinien przejąć rząd. Dlaczego argumentuje Pani tak w przypadku ochrony, obrony i odwetu? I jeśli to potrzeba obiektywnych praw, i tylko ona, czyni rząd koniecznym, to możemy stwierdzić, że skoro agencja działająca na rynku może przestrzegać obiektywnych praw, jak mogą to robić powiedzmy działający na rynku producenci stali, to w ogóle nie potrzeba rządu.
Nawiasem mówiąc, my, „młodzi zwolennicy wolności”, nie jesteśmy „zamroczeni” naszą anarchistyczną teorią. Teoria, której bronimy nie nazywa się „konkurujące rządy”, jako że oczywiście rząd to przymusowy monopol. Jesteśmy zwolennikami konkurujących agencji ochroniarskich, obronnych i odwetowych; krótko mówiąc, twierdzimy, że wolny rynek może zaspokoić wszystkie potrzeby człowieka – w tym także ochronę i obronę jego wartości. Z największą stanowczością odrzucamy podstawową przesłankę nowoczesnego etatyzmu i nie mieszamy przemocy z produkcją. Uważamy po prostu ochronę, obronę i odwet za to, czym są: za rzadkie usługi, które z powodu swojej rzadkości mogą być oferowane na rynku po jakiejś cenie. Uważamy za niemoralne stosowanie wobec kogoś przemocy w celu powstrzymania go od założenia swego własnego systemu sądowego itd. Reszta Pani uwag w tym zakresie jest Pani niewarta. Przekręca Pani argumenty Murraya Rothbarda i innych, nie identyfikując ich nawet imiennie, by zainteresowani mogli ocenić Pani argumentację odwołując się do źródła. Skoro rozumiemy naturę rządu, to nie jesteśmy zwolennikami niczego w rodzaju konkurujących rządów; jesteśmy zamiast tego zwolennikami zniszczenia lub też zniesienia państwa, które, jako że regularnie stosuje przemoc jako pierwsze, jest organizacją przestępczą. Nawiasem mówiąc, ta argumentacja na rzecz konkurujących sądów i policji została skonkretyzowana – przez indywidualistycznego anarchistę Benjamina R. Tuckera ponad 80 lat temu, przez Murraya Rothbarda, i przez chmarę mniej znanych teoretyków.
Niech przedstawię tu Pani przykład, dlaczego konkurujące sądy i policje nie mogą rzekomo funkcjonować.
„Przypuśćmy, że pan Smith, klient Rządu A, podejrzewa, że jego sąsiad, pan Jones, klient Rządu B, obrabował go; oddział Policji A podąża do domu pana Jonesa i natyka się u jego drzwi na oddział Policji B, która oświadcza, że nie akceptuje ważności oskarżenia pana Smitha i nie uznaje autorytetu Rządu A. Co wtedy?”.
Niestety, chociaż wygląda to na przekonywujący argument, jest to argument „słomiany” i mniej więcej tak odpowiadający instytucjom opisywanym przez wolnorynkowych anarchistów, jak nazistowskie Niemcy są historycznym przykładem społeczeństwa obiektywistycznego.
Główne pytanie, które tu należałoby zadać brzmi: czy Pani myśli, że w racjonalnym interesie jakiejkolwiek agencji leżałoby pozwolenie, by coś takiego się zdarzyło i wywołało konflikty na ulicach, które Pani daje do zrozumienia? Nie? To jaki pogląd na ludzką naturę każe przypuszczać, że coś takiego by się zdarzyło?
Jedyną właściwą odpowiedzią na Pani zarzuty jest: skoro w rzeczywistości Pani pyta „co się stanie, jeśli te agencje zdecydują się działać irracjonalnie?”, to pozwoli Pani, że zadam dużo bardziej przekonywujące pytanie: „co się stanie, gdy Pani rząd będzie działać irracjonalnie?” – co jest przynajmniej możliwe. I co w dodatku jest bardziej prawdopodobne: pogwałcenie praw przez biurokratę czy polityka, który dostał swoją pracę ogłupiwszy ludzi podczas wyborów, nie będących niczym więcej, niż ogólnospołecznymi zawodami we urabianiu opinii (które przypuszczalnie są racjonalnym i obiektywnym sposobem wybierania najlepszych ludzi do pracy), czy pogwałcenie praw przez upartego biznesmena, który musiał zarobić na swą pozycję? Tak, że Pani zarzut wobec konkurujących agencji jest nawet skuteczniejszy wobec Pani własnego „ograniczonego rządu”.
Oczywiście jest wiele sposobów, w jakie racjonalny biznesmen może uniknąć takich okrutnych konfrontacji: konkurujące agencje mogłyby zawrzeć umowy lub „traktaty” o pokojowym rozstrzyganiu sporów itd. – wspomnijmy tylko najprostszy. Czy uważa Pani ludzi za tak ślepych, że nie przyszłoby im to na myśl?
Inny interesujący argument przeciwko Pani stanowisku brzmi następująco: teraz mamy anarchię pomiędzy obywatelami różnych krajów, tj. powiedzmy pomiędzy obywatelem Kanady po jednej stronie granicy amerykańsko-kanadyjskiej i obywatelem USA po drugiej. Ściśle rzecz biorąc, nie ma tu żadnego pojedynczego rządu nad nimi oboma. Jeśli do rozstrzygnięcia sporu pomiędzy jednostkami potrzeba, jak Pani twierdzi, rządu, to powinna Pani ujrzeć logiczne implikacje Pani argumentacji: czy nie potrzeba w takim razie super-rządu do rozstrzygania sporów pomiędzy rządami? Rzecz jasna implikacje są tu oczywiste: teoretycznie ostatecznym końcem tego procesu układania jednego rządu na drugim jest rząd całego wszechświata. A praktycznym końcem jest obecnie rząd co najmniej światowy.
Powinna Pani być także świadoma faktu, że tak, jak nie są wykluczone konflikty pomiędzy takimi rynkowymi agencjami, nie są one wykluczone pomiędzy rządami – co nazywa się wojną i jest tysiące razy straszniejsze. Danie jakiejś agencji obronnej monopolu na jakimś obszarze nie przyczynia się w żadnym stopniu do wyeliminowania takich konfliktów. Czyni je po prostu straszliwszymi, bardziej niszczycielskimi i zwiększa liczbę niewinnych osób trzecich, które są niezmiernie krzywdzone. Czy jest to pożądane?
Wystarczy to, by powiedzieć, by wszystkie Pani argumenty przeciwko wolnorynkowemu anarchizmowi są błędne i zatem ma Pani moralny obowiązek go przyjąć, skoro zostało wykazane, że rząd nie może istnieć bez używania przemocy pierwszemu. Pytania, jak mogłyby funkcjonować konkurencyjne sądy są pytaniami technicznymi, a nie moralnymi. Stąd odsyłam Panią do Murraya Rothbarda i Morrisa G. Tannehilla, którzy rozwiązali ten problem.
W przyszłości, jeśli jest Pani zainteresowana, podejmę szereg innych tematów związanych z Pani filozofią polityczną, takich, jak dyskusja o epistemologicznych problemach definicji i formułowania koncepcji w tematach dotyczących państwa, dyskusja o naturze Konstytucji Stanów Zjednoczonych, tak etyczna, jak historyczna, czy dyskusja o naturze Zimnej Wojny. Uważam, że Pani historyczne niezrozumienie tych dwóch ostatnich tematów odpowiada za wiele błędów w osądzie i coraz bardziej ujawnia się w Pani komentarzach do współczesnych wydarzeń.
Na koniec chciałbym poruszyć główną kwestię: dlaczego po tylu latach popierania państwa powinna Pani przyjąć wolnorynkowy anarchizm? Zasadniczo z tego samego powodu, który Pani przytoczyła wycofując swoją sankcję dla Nathaniela Brandena w „The Objectivist”: mianowicie nie fałszuje Pani rzeczywistości i nigdy tego Pani nie robiła. Jeśli Pani reputacja miałaby ucierpieć od zostania całkowitą woluntarystką, czymże to jest w porównaniu z dumą z bycia konsekwentnym – z wiedzy, że się poprawnie rozpoznaje fakty rzeczywistości i stosownie działa. Ścieżka oportunizmu wybrana przez osobę mającą poczucie własnej godności jest psychologicznie niszcząca i taka osoba utraci swoją dumę lub też popełni taki akt filozoficznej zdrady i psychologicznego samobójstwa, który jest wymazującą, umyślną odmową rozważenia sprawy czy też zintegrowania swej wiedzy. Mówi Pani, że obiektywizm jest całkowicie spójnym systemem filozoficznym – i zgadzam się, że potencjalnie jest takim. Ale będzie to obiektywizm bez państwa.
I jest główny problem niszczycielskości samego państwa. Nikt nie może zaprzeczyć, że historycznie państwo było łaknącym krwi potworem, odpowiedzialnym za więcej przemocy, rozlewu krwi i nienawiści niż jakakolwiek inna instytucja znana człowiekowi. Pani podejście do tej sprawy nie jest jeszcze radykalne ani zasadnicze: to właśnie samo istnienie państwa musi być zakwestionowane przez nowych radykałów. Trzeba zrozumieć, że państwo jest złem niekoniecznym, że regularnie stosuje przemoc jako pierwsze i faktycznie próbuje uzyskać coś, co racjonalnie musi być uznane monopolem na zbrodnię na danym terytorium. Stąd rząd to niewiele więcej – i nigdy nie był czymś więcej – niż gangiem zawodowych przestępców. Jeśli zatem rząd był i jest najbardziej namacalną przyczyną większości nieludzkiego zachowania ludzi wobec innych ludzi, to, jak powiedział Morris Tannehill,
„rozpoznajmy go jako to, czym jest zamiast próbować go oczyścić i pomagać tym samym etatystom go utrzymać, uniemożliwiając poznanie idei, że rząd jest nieodłącznym złem (…) Podejście do rządu jak do „świętej krowy” (jakie żywi większość ludzi) musi zostać zmienione! Ten instrument wyszukanego barbarzyństwa nie ma żadnych zbawczych właściwości. Wolny rynek ma; poprawmy go identyfikując jego największego wroga – ideę rządu (i jej odmiany)”.
Jest tylko jedna alternatywa dla trwających wieków etatyzmu, gdzie wszyscy kłócą się tylko o stopień zła, jaki mamy tolerować. Uważam, że zło nie powinno być tolerowane – i kropka. W rzeczywistości są tylko dwie alternatywy: rządy polityczne, archia, która oznacza takie warunki egzystencji społecznej, gdzie niektórzy ludzie używają agresji w celu zdominowania innych lub panowania nad nimi; i anarchia, która jest brakiem politycznych rządów, brakiem państwa. Zastąpimy państwo wolnym rynkiem i ludzie po raz pierwszy w historii będą mogli spacerować i żyć bez strachu przed zniszczeniem, które może spaść na nich w każdej chwili – zwłaszcza szokiem zniszczenia spowodowanego przez zdobywcę uzbrojonego w broń nuklearną i gazy trujące. Zastąpimy etatyzm woluntaryzmem: społeczeństwem, gdzie wszystkie stosunki międzyludzkie są dobrowolne i nieprzymusowe. Gdzie ludziom wolno działać zgodnie z ich racjonalnym interesem, nawet jeśli oznacza to ustanowienie konkurujących agencji obrony.
Pozwolę sobie zakończyć ten list powtarzając Pani te chwalebne słowa, którymi Pani John Galt zwrócił się do swego upadającego świata: „Taka jest przyszłość, którą możecie wygrać. Wymaga to walki, tak jak każda ludzka wartość. Wszelkie życie jest celową walką i waszym jedynym wyborem jest wybór celu. Czy chcecie kontynuować bitwę o swą teraźniejszość, czy też chcecie walczyć o mój świat?… Taki wybór jest przed wami. Niech zdecyduje wasz umysł i wasza miłość istnienia”.
Niech Pani pozwoli nam iść w światło słońca, panno Rand. Pani miejsce jest wśród nas.
Yours in liberty,
R. A. Childs, Jr.
do wiadomości: Nathaniel Branden, Leonard Peikoff, Robert Hessen, Murray N. Rothbard.
P. S. Chciałbym podziękować Murrayowi Morrisowi i Joemu Hoffmanowi za ich rady i sugestie. – R.A.C., Jr.
(1969 r.)
tłumaczenie: Jacek Sierpiński, dla Libertarianizm.pl
podkreślenia, pogrubienia, kursywy są zabiegiem redakcyjnym i nie miały miejsca w oryginale