Mądrzy rodzice stosują naturalne konsekwencje i nie wymuszają sztucznych
Wielkie hasło klasycznego liberalizmu brzmi: „Życie, Wolność, Własność”. Zasadniczo oznacza to: nie morduj, nie zniewalaj i nie kradnij. A to z kolei jest istotą lekcji, jaką przekazujemy dzieciom, gdy mówimy: nie bij, nie znęcaj się, nie zabieraj. A jednak, gdy dzieci poznają koncepcję rządu, nagle mordowanie/bicie (wojna, brutalność policji), niewolenie/znęcanie się (pobór, regulacje, prohibicja, karanie więzieniem za „przestępstwa” bez ofiar) i kradzież/zabieranie (podatki, inflacja pieniądza fiducjarnego, wywłaszczanie) są w porządku, jeśli sprawca posiada odpowiednią odznakę lub tytuł.
Do niespójności dokładamy bezpośrednią krzywdę, gdy sami stosujemy wobec naszych dzieci napaść/bicie (klapsy, lanie lub gorzej), niewolenie/znęcanie się (wydawanie dzieciom rozkazów) lub kradzież/zabieranie (konfiskowanie i redystrybucja zabawek oraz innych rzeczy, lub w ogóle nie pozwalanie im posiadać czegokolwiek na własność).
Filozofia wolności zastosowana w wychowaniu dzieci
Dla wielu libertarian hasło „Życie, Wolność, Własność” zawiera się w zasadzie nieagresji. Czy ta zasada powinna obejmować również dzieci?
Niektórzy libertariańscy teoretycy twierdzą, że skoro dzieci nie są zdolne do samoposiadania, to muszą być powierzone „w zaufaniu” swoim opiekunom – dlatego rodzicielski przymus, z wyjątkiem znęcania się, jest usprawiedliwiony. Nawet jeśli na potrzeby dyskusji całkowicie zgodzimy się z tym stanowiskiem, musimy zauważyć, że byłoby w oczywisty sposób lekkomyślne i katastrofalne, gdyby rodzic w pełni wykorzystywał ten „usprawiedliwiony przymus”, kontrolując każdy ruch i zachowanie dziecka. Łatwo dostrzec, że takie całkowite, choć „warunkowe”, quasi-niewolnictwo byłoby prawie tak samo szkodliwe dla moralnego i mentalnego rozwoju dziecka, jak całkowite tradycyjne niewolnictwo dla charakteru oraz zdrowia psychicznego niewolnika.
Ale to, co jest prawdziwe dla skrajności, jest równie prawdziwe przy zbliżaniu się do skrajności. Tymczasowe i niecałkowite quasi-niewolnictwo (jak to, którego doświadcza wiele dzieci pod skrzydłami rodziców), nawet jeśli spójne z libertarianizmem, jest moralnie i psychologicznie szkodliwe dla jednostki z podobnych powodów, dla których szkodliwe jest również trwałe i niecałkowite faktyczne niewolnictwo.
Koniec końców ma sens to, że przygotowując się do przyszłego wyzwania, powinieneś trenować w okolicznościach odpowiadających temu wyzwaniu. Jeśli swój trening odbywasz w zupełnie innych warunkach, ukończysz go przygotowany do czegoś kompletnie innego, a słabo przygotowany na faktyczne wyzwanie. Jak napisał Herbert Spencer:
“Gdyby twoim dzieciom przeznaczone było życie niewolników, nie byłoby możliwości, że przesadzisz w przyzwyczajaniu ich do niewolnictwa w dzieciństwie; lecz skoro wkrótce mają być wolnymi ludźmi, których codziennego sprawowania nikt nie ma kontrolować, niemożliwe jest, że przesadzisz w przyzwyczajaniu ich do samokontroli, gdy jeszcze są pod twym okiem”.
Zastanawiamy się, czemu po latach dopuszczania ich do tak niewielu decyzji, nasze dzieci są tak kiepskie w ich podejmowaniu. Pozostawiamy im mało odpowiedzialności i dziwimy się, czemu jako młodzi mężczyźni i kobiety są tak nieodpowiedzialni. Staramy się wszczepić bezwzględne posłuszeństwo wobec każdego rodzicielskiego dyktatu i zastanawiamy się, czemu każde pokolenie jest tak usłużne i uległe względem państwa.
Ale gdy pozbawimy je kontroli rodzicielskiego autorytetu, czy dziecko nie ulegnie swym impulsom, z uszczerbkiem dla jego socjalizacji, edukacji, a nawet dla fizycznego bezpieczeństwa? Jak dziecko ma wydorośleć, jeśli nie ponosi konsekwencji za złe zachowanie?
Dwa rodzaje konsekwencji
To nie jest kwestia konsekwencji lub ich braku. Chodzi o rodzaj konsekwencji. Są dwa rodzaje, rozróżnione przez Spencera w jego przełomowym i fundamentalnym eseju na temat edukacji.
Z jednej strony mamy sztuczne konsekwencje wymuszane przez autorytet. „Jeśli będziesz dokuczał siostrze, każę ci iść do pokoju”. „Jeśli to zepsujesz, dostaniesz lanie”. Takie konsekwencje mogą faktycznie, chociaż nieudolnie, wszczepić „dobre nawyki”, które będą służyć dziecku w dalszym życiu. Wszczepią one jednak ogólniejszy zwyczaj ugłaskiwania przymusowych autorytetów.
Co więcej, wszczepione w ten sposób dobre nawyki opierają się potem głównie na zinternalizowanym autorytecie, a nie na faktycznym zrozumieniu, dlaczego te nawyki są dobre. To nie jest prawdziwa rozwaga, a jedynie szczątkowe posłuszeństwo. Taka podstawa, jeśli w ogóle się utrzyma, może prowadzić do sztywnego życia w udręce irracjonalnego poczucia winy. Często jednak ta podstawa jest jak cienka trzcina, która pęknie, gdy tylko dziecko wyjdzie spod oka rodziców.
Z drugiej strony mamy naturalne konsekwencje, nakładane nie przez arbitralny autorytet, a przez zasady sprawiedliwości oraz fizyczną i społeczną rzeczywistość. Spencer nazwał je „prawdziwymi konsekwencjami” lub „naturalnymi reakcjami”, i są one o wiele bardziej konstruktywne i pouczające niż ten pierwszy rodzaj.
Rozszerzając analizę Spencera, możemy podzielić złe zachowanie na 4 kategorie:
- Osobiste występki (niemądre zachowania)
- Interpersonalne występki (nieagresywne aspołeczne zachowania)
- Niesprawiedliwości (agresywne aspołeczne zachowania)
- Katastrofalnie niebezpieczne czyny (zachowania wywołujące duże ryzyko utraty życia, części ciała lub wolności)
Naturalne, konstruktywne i pouczające konsekwencje każdej z nich to:
- Osobiste występki: Konsekwencje nakładane przez fizyczną rzeczywistość
- Interpersonalne występki: Nieprzymusowe konsekwencje społeczne
- Niesprawiedliwości: Przymusowa (jeśli to konieczne) i proporcjonalna sprawiedliwość o charakterze restytucyjnym i ochronnym
- Katastrofalnie niebezpieczne czyny: Nagła interwencja z zastosowaniem przymusu
Naturalnymi konsekwencjami niemądrych lub aspołecznych zachowań (jak nieostrożność dziecka w obchodzeniu się z Gameboyem lub opryskliwość wobec rodzeństwa) są te, których dostarczy fizyczna (zepsuty Gameboy) lub społeczna (brak zaproszenia do wieczornej gry w karty) rzeczywistość, a nie te, które nałoży autorytet (klapsy, przymusowa praca, konfiskata itp.).
Te pierwsze nauczą dziecko lepiej traktować swoją własność – tak, by lepiej radziło sobie z materialnym światem – oraz lepiej traktować swoich przyjaciół – tak, by lepiej radziło sobie w społeczeństwie. Te drugie nauczą dziecko lepiej traktować swoją własność oraz przyjaciół – tak, by ugłaskać ogromnego tyrana, z którym jest uwiezione (nauczą je również gniewu na rodziców za fizyczną napaść, wywłaszczanie i niewolenie go z powodów, których ono w pełni nie rozumie).
W przeciwieństwie do tych, które nakłada rodzicielski autorytet, konsekwencje nakładane przez materialną rzeczywistość oraz nie stosujące przymusu społeczeństwo podążają z dzieckiem do dorosłości. Pozwalając fizyce i społeczeństwu na dostarczenie dziecku konsekwencji (z wyjątkiem przypadków, gdy zagrażają one życiu, częściom ciała oraz wolności), uczysz je, jak lepiej funkcjonować jako wolny człowiek. Dostarczając mu przymusowych i agresywnych konsekwencji, uczysz je jedynie, jak być lepszym niewolnikiem.
Jedyna sytuacja, która wymaga wymuszenia konsekwencji siłą (poza natychmiastową obroną życia, części ciała lub wolności), zachodzi wtedy – tak samo, jak w przypadku dorosłych – gdy konsekwencje te będą proporcjonalną i restytucyjną odpowiedzią na przemoc zainicjowaną przez dziecko.
Sprawiedliwość jest naturalną, konstruktywną i pouczającą konsekwencją niesprawiedliwości. Jeśli twoje dziecko zaatakuje ciebie, innego dorosłego lub inne dziecko, pożytecznym i moralnym będzie odebranie dziecku jakiegoś przedmiotu, by zadośćuczynić ofierze. (To jeden z wielu powodów, dla których ważne jest, by w ogóle pozwolić dzieciom na pełne posiadanie przedmiotów.) Lecz to nigdy nie usprawiedliwia bicia. Fizyczna napaść na własne dziecko nie czyni nic w celu zadośćuczynienia ofierze; taki czyn kreuje jedynie kolejną ofiarę.
Oto przykład takiego podejścia z mojego własnego rodzicielskiego doświadczenia. Niedawno moja żona i trzyletnia córka grały w Węże i Drabiny i moja żona powiedziała coś dziecinnym głosem. Moja córka musiała być marudna, bo głośno i niegrzecznie powiedziała mamie, by tak nie mówiła.
Zamiast ją za to zbesztać, moja żona posmutniała i poszła do innego pokoju. Ja pracowałem przy stole w jadalni, więc uprzejmie wytłumaczyłem córce, jak poczuła się mama przez to, co ona powiedziała. Odpowiedziała „Nie!”, więc ja też się wycofałem, mówiąc, bez krztyny surowości, „pa, pa”, i wróciłem do swojej pracy.
Moja córeczka siedziała tam przez chwilę, a potem poszła do pokoju, w którym siedziała matka, przytuliła ją i powiedziała „przepraszam, mamusiu”. Moja żona powiedziała „nie ma sprawy”, mieliśmy rodzinny uścisk, a one z przyjemnością wróciły do gry.
Pozostawiliśmy córce godność oraz należną jednostce wolność, zatrzymując jednocześnie własną godność oraz wolność do wycofania się z towarzystwa, jeśli jesteśmy źle traktowani. W ten sposób ona uczy się, aby nie być niegrzeczną, po to, by uniknąć naturalnych konsekwencji takiego postępowania, a nie jedynie po to, by ugłaskać budzące grozę autorytety, które nie zawsze będą obecne. W ten sposób dzieci uczą się charakteru, a nie ślepego posłuszeństwa.
Myśleć poza autorytarnymi schematami
Przedstawione podejście do wychowywania dzieci (możemy je nazwać „spencerskim”, od nazwiska Herberta Spencera) jest podobne do libertarianizmu, ponieważ obydwa są tak radykalnie różne od autorytarnych metod stosowanych obecnie, że ludzie są skłonni do odrzucania ich od ręki przy pierwszym zetknięciu.
Ludzie są tak przyzwyczajeni, by automatycznie uciekać się do przymusu przy rozwiązywaniu społecznych i rodzinnych problemów, że siła ich wyobraźni całkowicie zawodzi przy zetknięciu z ideą społeczeństwa lub domu bez władców. „Kto będzie budował drogi?” jest pytaniem pokrewnym do „Jak w takim razie sprawić, by dziecko się uczyło?”
Murray Rothbard nie pozostawia suchej nitki na oponentach pytających, „kto będzie budował drogi”, zauważając, że gdyby dostarczanie obuwia było od dawna państwowym monopolem, ludzi zdumiewałby pomysł, że rynek może dostarczać butów.
“A kto dostarczy butów społeczeństwu, gdy rząd zostanie odsunięty od ich produkcji? (…) Jacy konkretnie ludzie? Ile dokładnie sklepów obuwniczych miałoby każde miasto i miejscowość? W jaki sposób byłyby one finansowane? Ile byłoby firm produkujących buty? Jakich używano by surowców? Jakich szewskich kopyt? Jakie byłyby zasady ustalania cen?”1
Podobnie, autorytarne podejście było tak długo modus operandi rodziców, że nie potrafią oni pojąć, jak można działać bez niego. „Jeśli nie mogę bić, wydawać rozkazów ani konfiskować przedmiotów mojego dziecka, jak mam na nie wpłynąć?”
Mimo że orędownicy wolności nie są w stanie przewidzieć każdego szczegółu, rynek jest oczywiście w stanie zajmować się butami i poradziłby sobie również z drogami. I w obydwu przypadkach o wiele lepiej od państwa.
Analogicznie, mimo że można zaoferować ogólne najlepsze praktyki oraz przykładowe rozwiązania, orędownicy opartego na wolności podejścia do wychowania dzieci nie są w stanie bezbłędnie przepisać każdego detalu praktyki wychowawczej innym rodzicom (szczególnie takim, których dzieci nigdy nie poznali).
Jednak oddani, obdarzeni wyobraźnią i odważni rodzice z zasadami mogą wykombinować nie odwołujące się do przymusu rozwiązania, odpowiadające indywidualnym potrzebom ich dzieci. I do jakiej unikalnej metody rodzic by nie doszedł, jego dziecko będzie się miało o wiele lepiej, nie przechodząc swych pierwszych 18 lat przykute duchowymi kajdanami do cudzej woli.
1Murray N. Rothbard, O nową wolność. Manifest libertariański, tłum. Witold Falkowski, s. 117.
Autor: Dan Sanchez
Źródło: FEE.org
Tłumaczenie: Bartek Dziewa