Estetyka obiektywistyczna
Autor: Adrian Łazarski
Korekta: Mateusz Błaszczyk
Sztuka to selektywne odtwarzanie rzeczywistości, odzwierciedlające sądy wartościujące artysty, polegające na izolowaniu i integrowaniu tych aspektów rzeczywistości, które reprezentują fundamentalne poglądy człowieka na temat jego natury i egzystencji. I nie ma tu znaczenia, że niektórzy artyści tworzą swoją sztukę nieświadomie czy też „niecelowo”, dając po prostu upust swoim emocjom, ponieważ emocje są nośnikami informacji, podobnymi do już skonceptualizowanych abstrakcji. Sztuka, tworzona przez takich ludzi, to nic innego jak intuicyjne sięgnięcie po pewną wiedzę, przekonania i doświadczenia – które nie zostały do tej pory przez nich nazwane – w celu uczynienia ich intersubiektywnie komunikowalnymi. Nie jest więc przesadą stwierdzenie, że sztuka to uniwersalny język ludzkości.
Wyodrębnienie się takich abstrakcyjnych pojęć filozoficznych jak cnota, dobro, męstwo itp. poprzedzone było opowiadaniem sobie przez ludzi historii. „Iliada” i „Odyseja” Homera to nie tylko rozrywka dostosowana do niskiego poziomu technologicznego, ale przede wszystkim nośniki pewnych nieokreślonych jeszcze idei i wartości, których dopiero konkretne wskazanie i zdefiniowanie umożliwia ich przeniesienie w sferę logosa i uczynienie tak oczywistymi ludzkimi narzędziami, jak grzebień czy nóż. Innym dość oczywistym przykładem są starotestamentowe historie i poematy, których literalne odczytywanie jest oznaką naprawdę niskiej inteligencji albo zerowego obycia z dziełami kultury. Tak na marginesie: to godna polecania tu jest seria wykładów kanadyjskiego psychologa Jordana Petersona na temat Biblii. Kto nie zna, powinien to naprawić – tutaj.
Wróćmy do głównego wątku. Sztuka nie tylko umożliwia obiektywizowanie rzeczy niepojmowalnych do tej pory inaczej niż intuicyjnie. Sprzyja również celowemu obrazowaniu skomplikowanych dylematów moralnych, dzięki czemu mogą pochylić się nad nimi ludzie, którzy mieliby problem z operowaniem na wysokich poziomach czysto językowych abstrakcji. Nie oznacza to jednak, że sztuka ma pouczać, bo nie jest przecież etyką. Ma tylko zobrazować ludzką naturę i miejsce człowieka w świecie, więc w sztuce nie ma miejsca na propagandę.
Musimy się też wystrzegać drugiej skrajności, którą jest naturalizm. Swoją praktycznie żadną selekcją prezentowanego materiału upodobania się on absurdalnie do historii albo dziennikarstwa. Raz, że nie jest on przejawem jakiejś faktycznej pracy artystycznej, związanej z wybraniem konkretnego aspektu rzeczywistości i zaakcentowaniu jej elementów, a dwa – jest on brakiem szacunku do odbiorcy, któremu obiecuje się strawę dla jego ducha, a nie zanudzenie pokazywaniem „chleba powszedniego” w pełnej krasie. Jeżeli ktoś odnajduje przyjemność w czytaniu o rzeczach zupełnie przyziemnych i nudnych dla większości populacji, która sama jest zanurzona w nudzie swojej rutyny, to sięgnie sobie po jakiś reportaż albo książkę popularnonaukową, a nie będzie brnął przez mieszaninę zmyślonych wątków i realistycznych, wręcz turpistycznych opisów scenek rodzajowych.
Złotym środkiem, a więc arystotelesowską cnotą na spektrum twórczości artystycznej, jest zatem romantyzm, rozumiany nie na sposób szkolny, tj. jako jakiś skrajny irracjonalizm, wiara w duchy i kult emocji, a jako prymat wartości. Jako że wspomnieliśmy już o emocjach – nośnikach informacji, to niektórzy z was już się pewnie domyślają, że tak rozumiany romantyzm to nie jest postawienie wszystkiego na głowie, a zwyczajne pójście krok dalej. Z czego wynikają emocje, będące reakcjami na bodźce ze świata? Z przyjętych wcześniej wartości, które warunkują świadome i nieświadome odpowiedzi człowieka na nowo przyswojone treści. Romantyzm jest więc po prostu uznaniem, że to, co robi artysta, ma znaczenie, co więcej – romantyk traktuje to tak poważnie, jak nie robi tego żaden ze współczesnych „artystów”, osadzonych w filozoficznym postmodernizmie. W przypadku naturalistów raczej nie można już tego powiedzieć, bo zdaniem Ayn Rand oni traktują poważnie swoje dzieła, ale po prostu wypełniają ją wrogą człowiekowi filozofią. Bo o ile romantyk, który mówi o wartościach, dopuszcza istnienie indywidualnych skal preferencji i wolnej woli, tak naturalista, podający obrzydliwą, niestrawną mnogość szczegółów, ignoruje zupełnie człowieka oraz jego wolność i godność, a skupia się na warunkach materialnych w myśl deterministycznej, marksistowskiej zasady „byt określa świadomość”.
Obiektywność estetyki napotyka wiele sprzeciwów, ponieważ „są gusta i guściki”, ludzie delektują się zupełnie różnymi dziełami i dziedzinami sztuki. Poza tym: kto ma decydować o tym, co jest dobre? „Może ty, autorze?!”. Kolejny problem brzmi: o ile „uczynione obiektywnymi” owoce pracy twórcy, świadomego swoich zasad filozoficznych, mogą już być zrozumiałym fenomenem, to jednak na jakiej zasadzie można przypisywać jakieś filozofie tym nieświadomym kreatorom? Część odpowiedzi już jest: emocje to nośniki informacji. Czy jednak nazywanie paru emocji filozofią nie jest zbytnią przesadą? Nic bardziej mylnego – i będzie to klarowane dzięki wprowadzeniu do naszych rozważań nowego pojęcia.
Jest nim sense of life. To wyrażenie ukute przez Ayn Rand i nie ma zbyt dobrego, precyzyjnego, polskiego odpowiednika, więc pozwolimy go sobie nie tłumaczyć z powodów trochę poważniejszych od tych, którymi zasłaniają się ludzie „czelendżujący dedlajny” na co dzień. Mam nadzieję, że nikogo to nie będzie razić. W każdym razie definiuje ona je tak: „Sense of life to przedkonceptualny ekwiwalent metafizyki; emocjonalna, podświadomie zintegrowana ludzka ocena egzystencji”. Mówiąc prościej: jest to suma ludzkich emocji i przekonań, obejmujących zarówno świadomą część umysłu, jak i tę nieświadomą. Ten psychologiczny fenomen odpowiada za tworzenie sztuki i jej odbiór, za wybór partnera, a także za trochę mniej oczywistych rzeczy, jak ubiór, wystrój mieszkania itd. Dlatego bardzo ważną rzeczą jest uświadomienie sobie jego treści – dla przejęcia większej kontroli nad swoim życiem i poprawy go. Nasz własny, zdefiniowany system wartości będzie naszą filozofią, która zabezpiecza nas przed biernym chłonięciem informacji z otoczenia i umożliwia nam ich filtrację, polegającą na analizie i odrzucaniu rzeczy, które nie pomagają człowiekowi w realizacji jego natury; ta realizacja czyni go zaś szczęśliwym, więc to jest gra o wysoką stawkę.
Większość ludzi nie zdaje sobie sprawy (a przynajmniej nie w stopniu dostatecznym), że żyją sense of life różnych twórców i jest im chyba z tym dobrze, skoro rezygnują z krytycznego podejścia do dzieł artystycznych i bardziej myślą o tym, co im się podoba, zamiast o tym, co jest faktycznie dobre i piękne. Zdarzają się też przypadki, gdy ktoś nieświadomie żyje dobrym sense of life, podczas gdy ktoś inny świadomie praktykuje złe. Estetyka filozofii obiektywistycznej, która moim zdaniem jest jej najbardziej udaną częścią i pod którą podpisuję się obiema rękami, proponuje zerwanie z tą nieodpowiedzialnością ludzi dobrych oraz jeszcze nieukształtowanych – i stawienie oporu napływowi destrukcyjnych prądów kulturowych. Trzeba go stawić, bo sztuka ma znaczenie!
Ludzkie potrzeby i dążenia są nieograniczone, a zasoby, którymi możemy się posługiwać, wręcz przeciwnie. Niektóre cele są tak odległe w czasie, że bez sztuki, będącej stacją emocjonalnych paliw, niemożliwe byłoby zdrowe funkcjonowanie. Człowiek potrzebuje co jakiś czas oglądać zobiektywizowane wartości, które wyznaje, i móc doładowywać nimi duchowe baterie. Popularność motywów walki dobra ze złem, rozwoju bohatera, będącego na początku historii osobą słabą, a kończącego ją z określoną kompetencją, zdobycia wielkiej miłości czy dopilnowania, by sprawiedliwości stało się zadość – nie wynika z tego, że ludzkość jest mało kreatywna, a z tego, że ludzkość tych historii potrzebuje i będzie potrzebować. Nie potrzebujemy za to wymiotowania farbami na kartkę, wulgarnej nagości, parytetów płciowych i rasowych w filmach i całej maści innych zjawisk i zachowań, będących zawoalowaną formą wołania o pomoc de facto największych ofiar nowoczesności.