CETA – Kolejny krok cenzury
Sprawa ACTA została zamknięta, ustawa została odrzucona. Błyskawicznie pojawiły się głosy, że nie jest to jednak definitywny koniec. Miała powrócić pod nową nazwą. Podobno już to zrobiła – pojawiły się informacje o CETA. Nikogo nie powinno dziwić, że wróciła. Ruch anty-ACTA pozbawiony był filozoficznych podstaw, był więc z góry skazany na porażkę.
Przypomnijmy o co chodziło. Anti-Counterfeiting Trade Agreement miała być porozumieniem wspierającym walkę z łamaniem praw własności intelektualnej. Krytyka atakowała w szczególności dwa jej aspekty:
- Formę negocjacji.
- Atak na wolność słowa w Internecie
Zauważmy, że żaden z tych argumentów nie sprzeciwia się ogólnej idei stojącej za ACTA. Protestujący na szczęście nie negowali konieczności walki o własność intelektualną. Przynajmniej oficjalnie. Wszelkie głosy sprzeciwu skupiły się na innych, szczegółowych aspektach.
ACTA przez długi czas negocjowana była w tajemnicy. Pierwsze informacje na temat rozmów upublicznił serwis Wikileaks. Sytuacja w tym miejscu jest przerażająca. Rząd Unii Europejskiej wraz z organizacjami chroniącymi prawa autorskie prowadził zdecydowane działania dotyczące obywateli bez ich wiedzy. Sama ACTA miałaby też ograniczyć wolność słowa i wymusić cenzurowanie (filtrowanie) treści w Internecie. Nie będę wgłębiał się w przyczyny takiej interpretacji, gdyż dla zainteresowanego czytelnika znalezienia bardzo dokładnych analiz tego zagadnienia nie nastręczy najmniejszych problemów.
Źródła obu aspektów można sprowadzić do jednego zdania, którego większość protestujących nie chciała wyartykułować: „rosnąca rola rządu w życiu obywateli”. Całą publiczną krytykę ACTA należy więc rozpatrywać w kategorii ograniczania leseferystycznego kapitalizmu. Nie robiono jednak tego.
Serwisy takie jak: Vagla http://prawo.vagla.pl/node/9816, Wolne Media czyhttp://wolnemedia.net/prawo/ceta-to-nowa-acta-a-moze-nie-calkiem-nowa/ przedstawiają CETA jako niemal idealną kopię ACTA. Także i tu nie będę wnikał w techniczne szczegółowy. W gigantycznym skrócie: Canada-EU Trade Agreement jest umową między Kanadą i Unią Europejską zawierającą zapisy bardzo zbliżone w formie do tych z ACTA. Obecnie nie ma jeszcze aktywnego ruchu zwalczającego nowe porozumienie, jednak specjaliści nie raz się już na temat wypowiadali.
Cała afera (bo z całą stanowczością można to tak nazwać) rozpatrywana często jest jako problem ekonomiczny. Złymi stają organizacje broniące praw autorskich i korporacje produkujące dobra intelektualne. To producenci są bandytami okradającymi wszystkich. To oni żądają ogromnych sum za muzykę, filmy, gry. To oni utrudniają cyfrowe rozpowszechnianie treści w zgodny z prawem sposób. Działania te rzekomo wymuszają piractwo komputerowe. Takie potraktowanie zagadnienia, cały ruch sprowadza do walki o piractwo komputerowe. Taki ruch skazany jest na porażkę, gdyż wspiera fundamentalnie złe działanie – kradzież. Na szczęście, nie jest to aż tak powszechny głos.
Najczęściej problemu doszukuje się jednak w ograniczaniu wolności. Tak ACTA jak i CETA miałaby wymusić cenzurowanie treści zamieszczanych w Internecie, który powszechnie uważany jest za ostatnie wolne medium (z czym nie sposób się nie zgodzić). Zdawać by się mogło, że takie podejście za cel obiera sobie źródło problemu. Nie jest to prawda. Atak na wolność słowa jest wynikiem zła zakorzenionego znacznie głębiej w kulturze europejskiej.
Ayn Rand stwierdziła, że:
„Cenzura jest terminem który może istnieć wyłącznie w odniesieniu do działań rządu. Żadne działanie sektora prywatnego nie może być uznawane za cenzurę. Żaden człowiek ani prywatna agencja nie może uciszyć człowieka ani wstrzymać publikacji; może zrobić to jedynie rząd.”
( „Prawa człowieka” zmieszczone w książce „Cnota egoizmu” Ayn Rand)
Tak ACTA jak i CETA są kolejnym atakiem wymierzonym w kapitalizm. Europa, mimo pozornego rozwoju wolności jednostki osadzona jest w mentalności etatycznej. Ludzie oczekują, że państwo zapewni im podstawowe dobra – opiekę zdrowotną, opiekę finansową, bezpieczeństwo. Rząd ma, według nich, moralny obowiązek zapewnienia im gotowego sposobu przeżycia. Posągowym przykładem zatracenia ideałów wolności jest hodowca papryki pytający się: „panie premierze, jak żyć”. W czterech słowach doskonale opisał obraz mentalny ogromnej większości europejczyków. Dobrowolnie, wraz z troską o własne bezpieczeństwo, oddają swoją wolność. Oczekują, że wyższy od nich byt będzie sprawował pieczę nad ich losem (dalej idące aspekty tego omówię przy innej okazji).Otrzymywanie tych wygód (bo są to w znacznej mierze wygody, nic więcej) wiąże się z określonymi wymaganiami.
Aby otrzymywać od państwa emeryturę czy opiekę zdrowotną, jesteśmy zobowiązani do płacenia podatków. Coraz częstsze są głosy oburzenia, coraz więcej osób słusznie zauważa że jest to droga do nikąd. Znaczna jednak większość zgadza się na bycie obłożonymi świadczeniami, gdyż w gorszym okresie życia mogą otrzymać w zamian pomoc. Aby otrzymać od państwa bezpieczeństwo także musimy zrezygnować z pewnego zakresu wolności. Czym innym, jeśli nie ograniczeniem wolności jest wszak monitoring? A jednak tutaj głosy sprzeciwu są dużo rzadsze. Bezpieczeństwo stawiane jest na piedestale podstawowych wymogów godnego życia. To w tym aspekcie należy rozpatrywać pozytywne i negatywne cechy ACTA i CETA.
Rozważmy kilka przykładów.
- Policja ma prawo do zatrzymania kierowcy. Wykorzystywane jest to do walki z pijanymi kierowcami, ze złodziejami samochodów, z przemytnikami. Samo zatrzymanie jest jednak aktem przemocy.
Policja ma prawo, za okazaniem odpowiedniego pozwolenia, na przeszukanie mieszkania. Jest to walka z narkotykami, z terroryzmem, z porwaniami. Samo wejście jest jednak aktem przemocy. W innym przypadku jest to naruszenie miru domowego.
3. Policja ma prawo przeszukać człowieka na ulicy w imię walki z przemocą (noszenie broni, noży itd.), dilerami narkotykowymi itd. Nikt inny nie ma takich uprawnień.
Faktem jest, że aby policja mogła pełnić swoje obowiązki, konieczne jest przekazanie im praw do ograniczania wolności. Jeżeli wpływa to pozytywnie na poziom życia człowieka nie powinno to budzić nadmiernego sprzeciwu. Główną funkcją państwa jest zapewnienie bezpieczeństwa przed przemocą swoim obywatelom. Policja przeszukująca wyglądająco podejrzanie człowieka jest sytuacją, której musimy być oddają swoją wolność by móc czuć się bezpiecznie. Jest to jedyna możliwość działań prewencyjnych.
Dlaczego więc aż tak ogromne oburzenie wywołała ACTA? Powodem jest nieszanowanie praw innych oraz praw organizacji. Protestujący uściśnięciem ręki pogratulowałby policjantowi, który przeszukując opryszka powstrzyma go przed okradnięciem protestującego. Ten sam protestujący z pianą na ustach atakuje tego samego policjanta, jeśli śledzi jego działania w Internecie w celu uniemożliwienia mu ukradnięcia filmu.
Walki z ACTA były więc pogwałceniem rządzącego światem aksjomatu A=A. Atakowanie ograniczania wolności przy jednoczesnej afirmacji takiego samego ataku. Protestujący liczyli na zabezpieczenie ich przed kradzieżą ze strony policji, a z drugiej strony obiektem ich protestu było prawo do skutecznej ochrony przed kradzieżą. Takie potraktowanie zagadnienia uczyniło całą aferę bezpodstawną. Brak podłoża filozoficznego sprawił, że o ile sama ACTA mogła zostać odrzucona (bo wskaźniki popularności są bardzo ważne), tak sama idea którą miała przekazać została nienaruszona. To dlatego właśnie powraca w formie CETA.