Bojownicy Sprawiedliwości Społecznej
Autor: Jan Pawłowski
Redakcja językowa i korekta: Mateusz Błaszczyk
Mechanizm jest uniwersalny i niezależny od położenia geograficznego, okresu historycznego czy uwarunkowań kulturowych. Im człowiek bardziej rozpieszczony, tym większe jego roszczenia wobec otaczającego świata i tym większa kontestacja rzeczywistości. Hipisi nie byli ofiarami reżimu, lecz ubocznym produktem kapitalistycznego dobrobytu, często dziećmi klasy średniej wyhodowanymi w lewicujących społecznościach akademickich. Dzisiaj podobne zjawiska obserwujemy na każdym kroku. Niedoskonały, choć nowoczesny i rozwinięty świat cywilizacji zachodniej poradził sobie z ogromnymi problemami dnia codziennego, czego symbolem jest fakt, że ludzie uważani dzisiaj za biednych nierzadko mają nadwagę i dostęp do internetu. Rozwiązanie poważnych problemów stało się punktem wyjścia do generowania kolejnych kłopotów: tym razem sztucznych i udowadniających, że niektórzy ludzie – mówiąc prosto i brutalnie – mają za dużo wolnego czasu.
Jakie to „problemy” ? Mowa nienawiści, mikroagresja, cała masa wszelakich fobii i pospolity brak tolerancji. Oczywiście są to problemy, które w świetle współcześnie pojawiających się definicji towarzyszą już niemal każdemu. Nikt nie jest od nich wolny, w każdym tkwi ukryty pierwiastek faszysty, homofoba, mizogina. Przynajmniej do takich wniosków można dojść, kiedy słucha się feministek, działaczy gejowskich oraz innych Bojowników Sprawiedliwości Społecznej. To właśni oni kształtują to, co możemy określić jako Problemy Pierwszego Świata.
A ja budzę się każdego dnia wcześnie, aby pójść na pociąg, usiąść obok innych takich jak ja – mężczyzn i kobiet, starszych i młodszych – jadących do pracy. Potem, jeszcze zanim zacznę pracę, robię kilkuminutową prasówkę, z której dowiaduję się, że jest coraz lepiej. Że Polska przez ostatnie dwadzieścia pięć lat skróciła o połowę dystans do Zachodu, że w naszym kraju mnóstwo kobiet pracuje w sektorze publicznym, w tym na najwyższym rządowym szczeblu. Obserwuję swoje życie i widzę, że przy odrobinie determinacji człowiek jest w stanie bez żadnych znajomości znaleźć ciekawą, rozwijającą pracę – a ta pozwoli mu wystartować z punktu znacznie korzystniejszego niż startowali jego rodzice na tym samym etapie życia trzy dekady temu.
I gdy już prawie ukształtuję swój pozytywny obraz świata i optymistyczną wizję przyszłości, nagle pojawiają się Bojownicy Sprawiedliwości Społecznej. Oznajmią mi, że żyjemy w paskudnym kraju zbudowanym na wyzysku prekariatu, na przemocy wobec kobiet, ucisku homoseksualistów i powszechnym rasizmie. Za wszystko jest odpowiedzialny – a jakże – neoliberalny patriarchat. I supremacja białych, heteroseksualnych mężczyzn takich jak ja. W opinii Bojowników należę do jakiejś uprzywilejowanej kasty. Wprawdzie uczciwie pracuję na siebie i mimo przewlekłej choroby nigdy nie starałem się o państwowe orzeczenia o niepełnosprawności, ale muszę korzystać z jakichś przywilejów, których sam nie dostrzegam.
Bojownicy Sprawiedliwości Społecznej niejednokrotnie mnie diagnozowali: przypisywali mi rasizm, homofobię, ksenofobię czy męski szowinizm. Co z tego, że mam przyjaciół o innym kolorze skóry czy innej narodowości. Co z tego, że mam homoseksualnych znajomych, a w moim otoczeniu jest cała masa kobiet, które nie tylko lubię, lecz także szanuję. Bojownicy wiedzą lepiej ode mnie, jakie uczucia mi towarzyszą. Gdy z przekonaniem zabierają głos w sprawie tak enigmatycznej i subiektywnej, jak ludzka psychika i ludzkie przekonania, jak moje poglądy – nie widzą w tym nawet nietaktu. Gdy ja zabieram głos w sprawie znacznie bardziej dostrzegalnej, jak choćby płeć, której obiektywnie nie można zmienić przez stosowanie myślenia życzeniowego – z miejsca dostaję łatę nienawistnika, transofoba czy kogo tam jeszcze. Bo zadawanie pytań, dyskutowanie i poddawanie w wątpliwość dogmatów jest zabronione.
Bojownicy Sprawiedliwości Społecznej to bodaj najbardziej roszczeniowa, krzykliwa i nietolerancyjna grupa społeczna wyrosła na glebie dobrobytu. Jest syntezą pospolitej głupoty, szczeniactwa i niebezpiecznie religijnego dogmatyzmu. Wydarzenia ostatnich miesięcy, zwłaszcza te zza oceanu, ukazują oblicze tego środowiska, które w ostateczności potrafi sięgać nawet po przemoc. Wówczas chełpią się atakami fizycznymi na oponentów, a swoją zwierzęcością dorównują zwykłym neonazistom.
Wspomniane cechy Bojowników Sprawiedliwości Społecznej – roszczeniowość, krzykliwość i nietolerancja – najlepiej uosabiają radykalne działaczki feministyczne. Działaczki te niesłusznie postrzegają siebie jako rzecznika spraw kobiecych, choć wiele kobiet z feministkami nie tylko się nie utożsamia, lecz nawet otwarcie nimi gardzi.
Działaczka feministyczna to jednostka, która w kontekście aborcji głośno krzyczy o niezależności kobiety, zgodnie z maksymą: „Mój brzuch, moja sprawa”. Twierdzi, że decyzja o usunięciu ciąży powinna należeć wyłącznie do kobiety. Gdy jednak w wyniku zaniedbania spóźni się z wyskrobaniem „swojej sprawy” − wtedy to już nie jest tylko jej sprawa, ale także twoja, paskudny samcu, płać więc alimenty. Pozbawimy cię jakiejkolwiek decyzyjności w sprawie, która dotyczy TAKŻE TWOJEGO dziecka, gdy trzeba będzie je usunąć, ale za to będziemy głośno krzyczeć, że jesteś ojcem, gdy same, w swojej nieporadności, nie damy rady utrzymać „swojej sprawy”. Taka wybiórcza i bardzo wygodna „niezależność”, typowa dla nastoletniego buntownika, który w poczuciu dorosłości sięga po papierosy, nie potrafi jednak konsekwentnie zarobić na kupienie paczki, więc bierze hajs od rodziców. Ten sam schemat zachowania feministki przejawiają nie tylko w odniesieniu do aborcji, ale również refundacji leków, zabiegów et cetera. Bo czym są produkty bądź usługi refundowane przez państwo, jeśli nie produktami bądź usługami fundowanymi przez podatników – w tym, w dużej mierze, mężczyzn?
O ile sufrażystki były prawdziwymi bohaterkami, które dzielnie walczyły o prawa wyborcze dla kobiet, o tyle współczesny feminizm to już tylko produkt zachodniego dobrobytu. Znamienne, że najgłośniej o rzekomym patriarchacie krzyczy się w kulturach, w których kobiety mają najlepiej. Nasza cywilizacja, mimo swoich licznych niedociągnięć, najgłośniej upomniała się o prawa człowieka, w tym prawa kobiet. W przeciwieństwie do Arabii Saudyjskiej nie polewamy kobiet kwasem i nie wieszamy nastoletnich homoseksualistów w publicznych egzekucjach. W przeciwieństwie do niektórych krajów afrykańskich nie stosujemy brutalnych zabiegów usunięcia łechtaczek nieletnim dziewczynkom. Bojownicy Sprawiedliwości Społecznej próbują nam jednak wmówić, że Polska („kultura gwałtu”) to kraina, która w zasadzie nie różni się niczym od wspomnianych wcześniej antykultur.
Roszczeniowość, buntowniczość i bezczelność, typowe dla Bojowników Sprawiedliwości Społecznej, rosną wprost proporcjonalnie do społecznego dobrobytu. Nie oznacza to oczywiście, że społeczny dobrobyt jest czymś złym – a wręcz przeciwnie. Problemem i źródłem degeneracji kolejnych pokoleń była i jest redystrybucja nagromadzonych dóbr, która w umyśle wielu jednostek koduje przekaz: „Należy ci się”. Tak samo jak należy ci się darmowa służba zdrowia, refundowany zabieg aborcyjny, bezwarunkowa miłość i akceptacja.
Nie, Bojowniku Sprawiedliwości Społecznej, nie należy ci się. Miłość, akceptacja, bogactwo czy opieka medyczna – na to wszystko z założenia powinieneś ciężko zapracować, bo tylko wtedy będziesz umiał to docenić. Takie są prawa psychologii, takie są prawa naszej natury.